wtorek, 29 grudnia 2015

Kadrinazi radzi i odradza - cz. VII


W dzisiejszej recenzji sięgamy po pracę Macieja Hubki Jazda polska doby Wazów. Organizacja, uzbrojenie, taktyka. Ukazała się ona w 2007 roku, nakładem Naukowego Wydawnictwa Piotrkowskiego. Co prawda nie jestem tego pewien, wydaje mi się jednak że jest to publikacja pracy licencjackiej lub magisterskiej Autora - stąd też bardzo mały nakład (100+20 egzemplarzy). Temat niezwykle rozległy, wszak okres panowania trzech Wazów to lata 1588-1668, sporo się w tym czasie w polskiej wojskowości działo. W nasze ręce trafia praca, która ma raptem ok. 170 stron, włącznie z bibliografią i ilustracjami (o czym wspomnę dalej).

Praca podzielona jest na cztery rozdziały:
- w pierwszym z nich Autor omawia ogólnie wojskowości zachodnio i wschodnioeuropejską, a także rozwój wojskowości europejskiej na przełomie XVI i XVII wieku
- w rozdziale drugim możemy zapoznać się z ogólnymi informacji na temat wojskowości za Wazów, od organizacji sił zbrojnych po polską myśl wojskową
- rozdział trzeci to organizacja i uzbrojenie jazdy polskiej w omawianym okresie, podzielone na dwa podrozdziały, opisujące autorament narodowy i cudzoziemski
- rozdział ostatni to taktyka jazdy: przeznaczenie bojowe poszczególnych formacji, użycie jazdy w skali taktycznej i operacyjnej

Następnie możemy się zapoznać z krótkim podsumowaniem, a także bibliografią. Tu zatrzymam się na chwilę, bo to ważne. Autor wymienia tam archiwalia, acz podaje tylko ogólne nazwy z AGADu, zresztą bardzo mało źródeł tego typu uświadczymy w pracy. Następnie mamy listę źródeł publikowanych – zaledwie 15, po nich znacznie większą listę opracowań i artykułów, aż po strony internetowe jako wpis o husarii na wikiperii , strony kismeta.com czy husaria.jest.pl. Widzimy tu więc główny problem niniejszej pracy – jest to zbiorcze opracowanie, bez pracy na źródłach i próby zweryfikowania, często błędnych, ustaleń pokutujących w opracowaniach.

Następnie możemy znaleźć załączniki – jest to kilka ilustracji i map. Te ostatnie to przedruki z pracy prof. Jana Wimmera Dawne wojsko polskie XVII-XVIII wieku, które nie wnoszą żadnej wartości do omawianej książki. Ilustracje to standardowy zestaw kilku rycin z pracy płka. Gembarzewskiego, do tego człowieka może głowa rozboleć gdy widzi podpis dragonia – jazda cudzoziemskiego autoramentu. Do tego kilka zdjęć z Wikipedii, a na koniec wisienka na torcie, czyli grafiki wzięte żywcem z Ospreya o armii szwedzkiej – oj, chyba ktoś się nie przejmował prawami autorskimi.

A teraz najważniejsze, czyli próba oceny merytorycznej pracy. No i tu niestety jest słabo… Zaznaczyłem już powyżej, że mamy tu do czynienia z kompilacją informacji z różnych opracowań, co prowadzi do bardzo dziwnych ustaleń i powtarzania utartych mitów i błędów. Kilka co ciekawszych perełek:
- szwedzka fanika to dla Autora batalion, chociaż była to chorągiew
- szwedzki regiment jazdy za Gustawa II Adolfa miał być podzielony na 2 skwadrony po 2 kompanie. To taka bzdura, że nawet nie wiem skąd się wzięła…
- mit o zniesieniu karakolu przez powyższego władcę ma się tu dobrze
- w Turcji według Autora mieliśmy Konstantynopol. Rozumiem, że można się nie zgodzić z upadkiem Bizancjum, ale bez przesady (edit: wskazano mi jednak, że oficjalnie nazwa została zastąpiona 'Stambułem' w 1930 roku, do tego czasu używano obydwu. Niech więc i tak będzie, nie taki błąd jak napisałem)
- deli jako konna gwardia sułtana
- w jednym miejscu zachodni kirasjerzy = rajtarzy, w innym rajtarzy funkcjonują obok kirasjerów i arkebuzerów
A to tylko z pierwszego rozdziału… Czasami ma się wrażenie, że Autor ma słabe rozeznanie w XVII wiecznej wojskowości, pisząc np. że najwybitniejszym teoretykiem epoki[1] był marszałek Montecuccoli. Tak jakby nie istniały prace z początku XVII wieku, które miały tak ogromną wpływ na wojskowość europejską.
Czytając rozdziały dotyczące armii polskiej wciąż napotykamy wołające o pomstę do nieba „rewelacje”. Husaria poniosła klęskę pod Gniewem, a szarża pod Mitawą w 1622 roku załamała się pod ogniem muszkietów – klasyczny przykład. W armii polskiej istniała, według Autora, arkebuzeria. Tutaj jednak może to być kwestia błędu redakcji, która poprawiła arkabuzerię na arkebuzerię. Absolutną perełką jest zdanie szabla husarska nie dała rapierowi żadnych szans, dotyczące bitwy pod Trzcianą. Autor stawia znak równości pomiędzy jazdą kozacką, pancernymi i petyhorcami, co jest kwestią bardzo dyskusyjną. W jeździe lekkiej Autor wyróżnia chorągwie Tatarów litewskich, chorągwie wołoskie i lisowczyków, opisując (i mocno mitologizując) tylko tych ostatnich, którzy odegrali wszak dość epizodyczną rolę w okresie omawianym w książce. Brak informacji o wyposażeniu chorągwi tatarskich[2] i wołoskich.
Autor zalicza dragonię do formacji jezdnej i omawia ją jak inne jednostki jazdy, co według mnie jest ujęciem błędnym. Nie jest bowiem prawdą stwierdzenie, że dragonia w realiach XVII-wiecznej wojskowości polskiej pełniła rolę jazdy. Rajtaria w armiach Europy Zachodniej dzieli się na kartach tej pracy na lżejszą pod względem uzbrojenia i cięższą odmianę. Podpowiem Autorowi – to nieprawda, bo też samo określenie ‘rajtaria’ jest pojemnym workiem do którego w polskiej historiografii wrzucano co się dało. Jak już pisałem na blogu, obok siebie istniały formacje kirasjerów, arkebuzerów i rajtarów (czarnych jeźdźców); jedno nie szkodziło drugiemu. Nie mamy też dostatecznych danych by stwierdzić, jak to zrobił Autor, że w wojsku polskim dominowała owa cięższa wersja rajtarii. Kolejna perełka to oczywiście używanie fryzów w formacjach rajtarii, a i dragonii.
Prześliczny, a jakże błędny, jest opis uzbrojenia ochronnego dragonii: w postaci łosiowego koletu oraz futrzanego kołpaka podszywanego śliskiem materiałem. Do tego kolet ten miał być przez rajtarów i kirasjerów noszony pod pancerzem.
Jest jeszcze rozdział o taktyce, ale – jak to pisał Mark Twain – opuśćmy zasłonę miłosierdzia, już i tak się rozpisałem.

W pracy mamy też problemy językowe, chociaż tu winić można i redaktora. Na przykład kuriozalne piechota używała arkebuz czy jako broni palnej dragoni używali arkebuz. Autor też w kilku miejscach nadużywa określenia auxilia, opisując jazdę wspierającą husarię. Powtórzone w dwóch miejscach określenia pułhak nijak nie mogę wytłumaczyć, nie jest to cytat, więc ortograf jak nic…

Końcowa ocena [według rankingu: trzeba mieć- można mieć- lepiej odpuścić – zdecydowanie unikać] to zdecydowanie unikać [przykro mi, ale nie jestem w stanie w żadnym aspekcie pochwalić tej pracy i zachęcić do lektury]




[1] W tym przypadku chodzi o XVII wiek.
[2] Które nie były wszak formowane tylko spośród Tatarów litewskich, o czym Autor albo zapomina albo nie wie. 

9 komentarzy:

  1. Czolem,
    podzielam opinie, niestety, porazka i przyklad dzialania 'sil Ciemnosci' - ;)
    Swoja droga czytales moze 'W sluzbie polskiego krola'mosci Plewczynskiego - NapoleonV - ja wlasnie dostalem na Gwiazdke, i na ten moment przegladam rozdzial o Niemcach (nota bene brak jest osobnego rozdzialu o Pomorzanach i Slazakach)
    wesolego a Szczesliwego Nowego 2016

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, mam tę książkę Plewczyńskiego - podoba mi się, też będę ją recenzował na blogu.
      Oby Nowy Rok nie był gorszy Dario, czego Tobie i sobie życzę :)

      Usuń
  2. Co do nazwy stolicy Turcji, to do 1930 roku nosiła ona nazwę "Konstantiniyya", co można sobie obejrzeć na wszystkich monetach osmańskich bitych w tym mieście- na awersie jest formuła "duribe fi Konstantiniyya" (wybito w Konstantynijji).

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie chciałbym nastąpić na odcisk znanemu wielbicielowi i znawcy rajtarii, ale przydałoby się raczej redukować, niż pogłębiać zamęt terminologiczny związany z tą formacją. Co się wrzucało pod tą etykietę w polskiej historiografii to jedno, a użycie tego słowa w epoce to drugie - właściwy wydaje się powrót do znaczenia z epoki. A w epoce określano tak w RON wszelką jazdę typu zachodniego w służbie własnej bądź cudzej - ni mniej, ni więcej. Pod tym względem rajtaria faktycznie dzieliła się na cięższą (kirasjerzy) i lżejszą (arkebuzerzy, szwedzcy läte ryttare itd.) odmianę. Nie jest mi znany przypadek, aby w ówczesnym piśmiennictwie polskim używano słowa "rajtaria" do odróżniania Schwarze Reiters od innych formacji niemieckich. Tym samym nie wydaje mi się właściwe współczesne łączenie słowa "rajtarzy" z Czarnymi Jeźdźcami. Analogicznie do tego, jak bardzo naciskasz na niemieszanie arkabuzerów (polska jazda) i arkebuzerów (zachodnia jazda).
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jestem wielbicielem, ale znawcą to już nie - zresztą nie sądzę by kogokolwiek z polskich badaczy można tak nazwać :)
      Co do Twojej uwagi - wskazywałem w recenzji na misz-masz pojęć ze strony autora, to że słowo 'rajtaria' w języku polskim ma cholernie szerokie znaczenie to już zupełnie inna bajka. Główny problem polega imho na tym, że nie wiemy dokładnie jak 'nasza' rajtaria się prezentowała: źródeł jest na tyle mało, że trudno sobie wyrobić jakieś dokładniejszy obraz tego czy dany oddział był bardziej zbliżony do kirasjerów, arkebuzerów czy demi-kirasjerów/Czarnych Jeźdźców. Ciekawe jest, że szwedzkie źródła są nieco dokładniejsze określeniu polskiej jazdy, np. dla wojny o ujście Wisły nazywając chorągiew arkabuzerii kirasjerami, a wszystkie jednostki koronnej rajtarii 'niemieckimi jeźdźcami'.

      Usuń
  4. 'Nasza' rajtaria prezentowała się zapewne przeróżnie. Wydaje się, że za ważniejsze przyjmowano pochodzenie od niemieckiego wzorca i nacisk na broń palną niż poziom uzbrojenia ochronnego. Choć czasami podkreślano, że niektórzy byli 'kiryśnikami'.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kojarzę określenie husarii kiryśnikami (w Inflantach), ale nie rajtarów.
      W kilku źródłach z pierwszej połowy XVII wieku mamy podkreślenie, że biedna ;) rajtaria w danej kampanii nie miała zbroi, więc jednak był to jakiś standard jakiego od niej wymagano. Ogier pisał wszak o 'całych uzbrojonych' rajtarach z 1635 roku, mamy też szwedzkie określenie litewskiej rajtarii z 1625 roku jako 'demi kirasjerów' (a to jednak oznaczałoby uzbrojenie ochronne).

      Usuń
  5. Kojarzę przynajmniej jeszcze jedno określenie husarii kiryśnikami (czyżby z armii 1635 roku?), ale jestem też przekonany, że widziałem też określenie cudzych rajtarów jako kiryśników.
    Nie noszenie jakiejkolwiek zbroi przez jakichkolwiek rajtarów w 1 poł. XVII wieku rzeczywiście musiało wywoływać zdziwienie - wtedy jeszcze w takim stroju to występowali co najwyżej Szwedzi. Chyba dopiero końcówka Wojny Trzydziestoletniej oduczyła używania zbroi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. w 1622 roku wybranych husarzy w czasie negocjacji w Inflantach nazwano kiryśnikami, ale użycia tego dla rajtarów nie kojarzę.
      Szwedzi już de facto od 1632 roku zaczynali dawać sobie spokój z uzbrojeniem ochronnym, po 1634 roku to mniej lub więcej było pewnie regułą. Niby jeszcze w 'Potopie' krajowa rajtaria szwedzka regulaminowo miała napierśnik, naplecznik i szyszak, ale prawdopodobnie nic z tego nie zabrano na wyprawę do Polski.

      Usuń