Wojskowość europejska XVI-XVIII wieku [dużo], wargaming historyczny [odrobinę], a także co tam mi jeszcze przyjdzie do głowy...
poniedziałek, 21 września 2015
Europa w ogniu (znaczy się nie dosłownie...) [BW-N]
środa, 16 września 2015
Armie Ogniem i Mieczem - tom I
Na stronie gry Ogniem i Mieczem można się od dziś zapoznać ze wstępną listą podjazdów i dywizji historycznych z powstającego właśnie najnowszego dodatku do OiM, zatytułowanego "Armie Ogniem i Mieczem" (tom I). Będzie to nieco inna forma dodatku niż "Potop" - nie znajdziemy tam modyfikacji czy nowych zasad ogólnych, a tylko i wyłącznie podjazdy, dywizje i dowódców historycznych. Część z nich to (poddane takim czy innym modyfikacjom) materiały już dostępne w pdfach do ściągnięcia ze strony OiM, w książce pojawi się jednak dużo nowości. Celujemy w wydanie tego tomu w grudniu, jednocześnie w obydwu wersjach językowych. Przy okazji w zapowiedzi można też przeczytać jaki dodatek jest planowany po 'Armiach...' Jako jeden ze współautorów nowej książki mam nadzieję, że przypadnie ona Graczom do gustu.
Zapraszam jednocześnie do dyskusji na forum OiM:
- wersja polskojęzyczna
- English version
wtorek, 15 września 2015
Krwawy rewanż pana Krzysztofa
Wspominałem kilka lat temu[1]
na blogu jak to pan Krzysztof Zawisza uwielbiał polować na niedźwiedzie. Nie
stronił i jednak od innych rozrywek, jak na przykład zwad z innymi
szlachcicami. Poróżnił się oto bowiem bardzo z panem Janem Kazimierzem
Kaczanowskim, starostą dawgilskim. Ów był żonaty
z Naruszewiczową siostrą przyrodnią pani Zawiszyny, żony autora. Panowie
mieli się pokłócić właśnie o owo małżeństwo i sprawa poszła zdecydowania ‘na
noże’. Po serii zajadów i kontr-zajazdów, rozwścieczony pan Krzysztof
postanowił zebrać poważną kompanię i rozprawić się z przeciwnikiem. Oddajmy mu
tedy głos:
W dzień Trzech Królów
ruskich[2]
rewanżowałem, poszło ze mną koni ośmdziesiąt, różnych zbieranych ludzi pp.
sąsiad i moich sług; przytem czterdziestu pieszych kozaków komputowych księcia
imci Wiśniowieckiego pułkownika[3]. Szczęśliwie
postąpiłem pod Możejków o godzinie 7 z rana, i nie bawiąc nad pół godziny, do
ucieczki zmusiłem, tak samego Kaczanowskiego, jako jego sług i wołoszą;
doganiało go koni naszych ze dwadzieścia i siła po szlakach nabili. Sam
Kaczanowski do Żołudka umknął, ztamtąd go z sklepu z miedzy umarłych wziąść[4]
rozkazał; wzięty i nazajutrz należycie sprawy swoje złożywszy, sądzony za
poradą p. Burby, pochowany w cerkwi w Więzowcu. Niechaj spoczywa w pokoju, bom
mu wszystkie urazy darował. W tej utarczce tylko jednego mego kozaka
postrzelono.
Wiedziała onegdaj szlachta jak się bawić…
[1] Dziwnie
to jakoś brzmi…
[2] Tj. 19
stycznia, 13 dni po rzymskokatolickim Święcie Trzech Króli.
[3] Chodzi
zapewne o Michała Serwacego Wiśniowieckiego, pułkownika generalnego armii
litewskiej; nie mam jednak pojęcia o jakim oddziale mowa. Tak czy inaczej,
prywata straszna, żeby używać komputowych żołnierzy do takich przepychanek.
[4] Tak w
oryginalne, żeby nie było że napisałem jak (nie)sławna posłanka.
czwartek, 10 września 2015
Kadrinazi radzi i odradza - cz. IV.
Dziś w kąciku znudzonego recenzenta książki ciężkawe – tak w
kwestii zawartości jak i ceny. Chodzi
mianowicie o dwie prace autorstwa Williama P. Guthrie:
Battles of the Thirty Years War: From White
Mountain to Nordlingen, 1618-1635 (Greenwood Press, 2002)
The Later Thirty Years War: From the Battle of
Wittstock to the Treaty of Westphalia (Greenwood Press, 2003)
Na pierwszy rzut oka robią one niezwykle solidne wrażenie. Opis
praktycznie wszystkich walczących w toku Wojny Trzydziestoletniej armii, ich
wyposażenia, taktyk i organizacji. Liczne ODB z poszczególnych kampanii, bitew
i bitewek. Biogramy licznych dowódców. Mapki[1]
ukazujące ważniejsze bitwy. A wszystko to za – zależnie gdzie kupujemy – za 50[2]
do 70[3]
funtów za jeden tom. Cena strasznie poszła w górę, gdy je kupowałem parę lat
temu to płaciłem bodaj 50 czy 55 funtów za tom.
Autor prowadzi nas przez kolejne kampanie i bitwy Wojny
Trzydziestoletniej, napisane to jest zgrabnie i ze swadą, czyta się bardzo
przyjemnie i lektura[4]
nie nuży. Jak się człowiek wczyta to potem mu się wydaje, że ma pełny obraz
owej straszliwej wojny i wie tyle o walczących tam armiach że ho ho… Potem
przychodzi chwila otrzeźwienia, sprawdzamy bibliografię i zaczynają się
problemy. Tom I, czyli Biała Góra-Nordlingen, ma tam co prawda mnóstwo
opracowań, ale zaledwie 19 (sic!)
pozycji źródłowych, z tego przeważająca większość w języku angielskim.
Tom II: także zaledwie 19 pozycji źródłowych, z tego 18 znamy już z pierwszego
tomu. Żadnych materiałów z archiwów rozsianych po Europie, najwyraźniej p.
Guthrie było nie po drodze z USA.
Opracowań mamy co prawda tam mnóstwo, tyle tylko że nie
wiadomo czasami na ile autor potrafił z nich skorzystać. Nie wiem niestety, ile
p. Guthrie znał języków, wydaje mi się jednak, że szwedzki czy hiszpański nie
były na jego liście – co jest ewidentne przy analizie opisów jego autorstwa. Bardzo
często autor wypisuje totalne banialuki, powtarzając historyczne mity za
opracowaniami (polska jazda kozacka w armii cesarskiej używająca lanc, szwedzka
rajtaria jako jazda lekka, feldmarszałek Baner jakoby pochodzący z chłopskiej rodziny,
Zielony Regiment w armii szwedzkiej złożony ze Szkotów); czasami wręcz pisząc
coś zupełnie innego niż opracowania na których jakoby się opierał. Dotyczy to
nawet tak znanych bitew jak Lutzen czy Breitenfeld. Przypisy – których zresztą
mamy jak na lekarstwo – wołają czasami o pomstę do nieba, bo zapis w typie ‘list
generała’, bez podania kto, do kogo, gdzie i skąd to się wzięło sprawia że
takiego maniaka przypisów jak ja szlag trafia… Problemem są ODB, która p.
Guthrie często składał z kilku opracowań – nie podając jednak stron, ani
dokładnych wskazówek skąd pochodzą dane fragmenty, uzupełnione czasem według
wyobraźni autora. Mogą one więc czasem bardziej zaszkodzić niż pomóc w
studiowaniu tematu.
Kuriozum to zakończenie drugiego tomu: pokój westfalski to
11 linijek tekstu, bez żadnych postanowień pokojowych, opisu który kraj
stracił, który zyskał… Co gorsza, żadnej próby podsumowania jaki wpływ na ‘militarną’
mapę Europy miała Wojna Trzydziestoletnia, chociaż aż się prosiło o kilka stron
na ten temat.
Trzeciego
tomu[5], zatytułowanego Actions of the Thirty Years War. Eastern Europe, the Baltic, Italy and
France, nie zakupiłem i szczerze mówiąc nie zamierzam. Obawiam się, że mógłbym
być – delikatnie rzecz ujmując - nieco sfrustrowany opisami walk w Polsce i
Inflantach.
Końcowa ocena [według rankingu: trzeba mieć – można mieć – lepiej odpuścić – zdecydowanie unikać]
to lepiej odpuścić (nawet
jeżeli bardzo interesuje Was Wojna Trzydziestoletnia) z dopuszczalnym można mieć (jeżeli baaaaaaardzo
Was interesuje ta wojna i nie macie co robić z nadmiarem gotówki[6])
wtorek, 8 września 2015
Malarze znani i nieznani - cz. LXV
Wspominałem ostatnio, że Rijksmuseum udostępniło znaczną część swojej kolekcji online. Gratka to niesamowita, bo też rysunków i obrazów tam mnóstwo, z tego wiele interesujących dla takich maniaków jak ja. Można też stworzyć sobie tam na stronie konto i oznaczać własne kolekcje tematyczne. Jako że biedny Ezra (znaczy się mój pierworodny) rozchorował mi się i teraz biedulek zasnął mi na rękach, mogłem sobie przynajmniej poszperać na stronie i stworzyć kilka własnych kolekcji. Podrzucam linki, może komuś się przyda:
Wojskowość XVI i XVII wieku - Europa Zachodnia - Jazda
Wojskowość XVI i XVII wieku - Europa Zachodnia - Piechota
Wojskowość XVI i XVII wieku - Wschód (Europa i Azja): Afryka też się załapała
Stopniowo będę je uzupełniał, w miarę badania zbiorów internetowych.
Stopniowo będę je uzupełniał, w miarę badania zbiorów internetowych.
Nie trzeba mieć konta na stronie muzeum, żeby przeglądać moje kolekcje - zaznaczyłem ich profil jako publiczny.
Miłego oglądania, a ja wracam do poszukiwań...
niedziela, 6 września 2015
Kadrinazi radzi i odradza - cz. III
Dziś o lekturze nie najlżejszej, niemniej jednak niezwykle
interesującej. W 2014 roku nakładem wydawnictwa NapoleonV ukazała się praca
Sławomira Augusiewicza Przebudowa wojska
pruskiego w latach 1655-1660. U źródeł nowożytnej armii. Autora chyba
przedstawiać nie trzeba, wszak od wielu lat wydaje bardzo ciekawe artykuły i książki
dotyczące przede wszystkim armii brandenbursko-pruskiej i jej udziału w wojnie
1655-1660. Nie inaczej jest i w przypadku omawianej tu pracy, czytelnikowi
wpada jednak w ręce spora[1]
dawka informacji. Autor zajął się kwestią ogromnej transformacji, jaką przeszło
wojsko pruskie w czasie „Potopu”. Możemy tu prześledzić cały proces przebudowy
wojsk elektora w Prusach Książęcych: od kilkunastu kompanii słabo wyszkolonej
milicji do poważnej siły zbrojnej, odgrywającej ważną[2]
rolę w toku wojny.
Ponad ¼ tekstu - dwa
pierwsze rozdziały - poświęcona jest siłom zbrojnym wystawianym przez Prusy
Książęce do 1655 roku, autor skrupulatnie opisuje kolejne próby zmian w tych
siłach zbrojnych, wprowadza czytelnika w zawiłości pruskiej struktury obronnej.
Całość wojsk pruskich jest tam rozpisana z podziałem na kolejne formacje,
możemy także zapoznać się z opisem najważniejszych twierdz jak Królewiec czy
Piława.
W rozdziale III docieramy do roku 1655 i początku tytułowej
przebudowy armii pruskiej (do roku 1656 i oficjalnego wejścia Brandenburgii do
koalicji proszwedzkiej). Autor przedstawia koncepcję obrony Prus, rozbudowy i
transformacji znajdujących się tam sił zbrojnych i ich współpracy z armią
brandenburską.
Kolejny rozdział to przedstawienie struktury, organizacji i
liczebności armii brandenbursko-pruskiej w czasie kampanii 1656 i 1657 roku,
kiedy to walczyła ona u boku Szwedów.
Ostatni, piąty rozdział, pozwala nam prześledzić losy armii
w Prusach po objęciu funkcji namiestnika tej prowincji przez ks. Bogusława
Radziwiłła, aż do redukcji wojska w 1660 roku.
W każdym z rozdziałów napotkamy wiele szczegółowych tabel z
liczebnością jednostek. Z kolei w niezwykle obszernym aneksie możemy się
zapoznać ze składem i liczebnością jednostek na etacie pruskim od czerwca 1656
do maja 1660 roku. W przypadku każdego regimentu/skwadronu czytelnik można tam znaleźć
nazwiska dowódców kompanii i liczebność tych jednostek.
Praca jest oparta o rozliczne materiały źródłowe, przede
wszystkim z archiwów niemieckich, co zresztą dobitnie widać przy lekturze dużej
ilości przypisów. Mamy także jedną, kolorową i czytelną mapę, z zaznaczeniem
wszystkich najważniejszych miejscowości pruskich, niestety nie na ona podanej
skali.
Przyznać trzeba, że praca S. Augusiewicza nie jest lekturą ‘do
poduszki’ i sięgną po nią raczej czytelnicy konkretnie zainteresowani rozwojem
armii brandenbursko-pruskiej – nie jest to praca dla kogoś kto chciałby sobie poczytać
coś lekkiego o „Potopie”. Nie znajdziemy tam opisów walk z udziałem Prusaków i
Brandenburczyków, a tylko pieczołowicie rozpisaną strukturę i liczebność armii.
W książce brak ilustracji[3],
niezwykle skąpe i rozrzucone po tekście są informacje o wyposażeniu i
uzbrojeniu oddziałów pruskich. Akurat ten ostatni brak to jak dla mnie
praktycznie jedyny mankament tej pracy, chętnie poczytałbym na ten temat
więcej, zwłaszcza że – jak przypuszczam – informacje takowe mogą być dostępne w
niemieckich źródłach do których dotarł autor. Jest jednak możliwe, że wielu
czytelników przebijanie się przez kolejne tabelki i struktury oddziałów może
znużyć; ja akurat należę do fanatyków takich opisów, więc książka mi się bardzo
podobała.
Końcowa ocena [według rankingu: trzeba mieć – można mieć – lepiej odpuścić – zdecydowanie unikać]
to trzeba mieć (dla fanatyków
XVII-wiecznych struktur wojskowych i/lub nowożytnej armii
brandenburskiej/pruskiej) łamane przez można
mieć (dla zainteresowanych ewolucją armii nowożytnych i wojskowymi
aspektami „Potopu”).
środa, 2 września 2015
Mission Impossible MDLXXXII
W czasie oblężenia Pskowa przez wojska króla Stefana
Batorego dochodziło nie tylko do krwawych szturmów, ale i mniejszych potyczek
czy różnego typu forteli. Dzisiaj
chciałem przedstawić swoistą akcję specjalną, którą mieli przeprowadzić Polacy
dowodzeni przez starszego nad armatą, Jana
Ostromęckiego. Wymyślił on bowiem - i
przedstawił Janowi Zamoyskiemu – plan machiny piekielnej.
W skrzyni żelaznej umieścił
12 rur żelaznych, niezmiernie cienkich, żeby tem łatwiej pękały. W skrzynię te
i w rury nasypał prochu, a na środku przytwierdził kurek z krzemieniem.
Skrzynie tę mieli zapakować w inną drewnianą a kurek przywiązać dwoma sznurkami
do spodu drewnianej i żelaznej skrzyni. Tym sposobem czy drewnianą czy żelazną
skrzynię będzie chciał kto otworzyć, zawsze się proch zapali, wybuchu nastąpi i
bliskich pozabija.
Ostromęcki uzyskał po długich namowach zgodę hetmana na
użycie tego wynalazku, mając nadzieję, że w ten sposób uda się zniszczyć
dowództwo moskiewskiej twierdzy. Namówił jednego z jeńców moskiewskich do
udziału w spisku: przedstawił mu się jako Jan Moller, który niegdyś służyć
carowi i który teraz chce wrócić na służbę moskiewską. Planuje więc oto zamach
na Zamoyskiego, a owego jeńca wysyła do Pskowa ze skrzynią napełnioną wielkiemi kosztownościami, nakazując jednocześnie, by
jej nie otwierano do jego przybycia. List o takiej samej treści napisał też do
dowodzącego obroną Szujskiego. Według Heidensteina kilku bliskich
współpracowników Szujskiego miało się pośpiesznie rzucić do otwierania skrzyni,
w wyniku czego straszliwy wybuch nastąpił
(…) wielu śmierć znalazło, a miedzy niemi Choroszczyn i Kossecki.
Według samych Moskwicinów w skrzyni znalazły się 24
samopały, jednak nie wystrzeliły gdyż skrzynię otworzyli ślusarze którzy
rozbroili machinę piekielną.
Polskie czaty krążące wokół Pskowa doniosły jednak o jakieś
eksplozji wewnątrz miasta, a obrońcy niedługo potem wystrzelili z murów strzałę
z przymocowanym listem, w którym lżyli okrutnie samego Zamoyskiego jak i jego
żołnierzy. Może więc faktycznie ‘przesyłka’ Ostromęckiego eksplodowała, zabijając
nieco moskiewskich żołnierzy?
Etykiety:
armia koronna,
Jan Zamoyski,
machina piekielna,
wojna 1576-1582,
zamachy
wtorek, 1 września 2015
Kadrinazi radzi i odradza - cz. II
Ech, ciężki mam tym razem orzech do zgryzienia, bo z jednej
strony mam do opisywanej książki pewien sentyment, z drugiej jednak strony jako
kanapowy historyk[1] zdaję
sobie sprawę z rzeczywistej wartości owego tomu. W 2006 roku, mało co jeszcze
orientując się w realiach XVII-wiecznej wojskowości, nabyłem sobie pracę Pawła
Skworody Hammerstein 1627, wydaną w
serii Historycznych Bitew wydawnictwa
Bellona. Wtedy była to dla mnie lektura niezwykle wciągająca, w dużym stopniu
wpłynęła na moje zainteresowanie się wojną o ujście Wisły. Wiele lat później –
a przy okazji wiele źródeł i opracowań później – moje podejście do tej książki
jest zgoła inne. Już sam tytuł jest mocno mylący, winien bowiem brzmieć Gniew 1626-Hammerstein 1627, co nie
dziwi, jeżeli się zważy, że autor dokonał tu de facto kompilacji dwóch
artykułów autorstwa Jerzego Teodorczyka, dotyczących tych właśnie bitew.
Wystarczy zresztą porównać teksty artykułów i niniejszej książki, w Hammerstein 1627 mamy cały ciąg przypisów
odnoszących się li i jedynie do prac J. Teodorczyka. A te, jak wiemy, nie
przetrwały próby czasu – kilku badaczy tego okresu[2]
obaliło wiele tez autorstwa J.
Teodorczyka, tak dotyczących wniosków które wyciągnął z badania źródeł jaki błędnie przepisał z opracowań (sic!). W pracy
p. Skworody niestety nie znajdziemy żadnych polemik czy prób autorskiej
analizy, a tylko żmudną robotę
kopisty-kompilatora. Swoją drogą ciekawe że redaktorzy Bellony tak to przepuścili,
może nie znali artykułów J. Teodorczyka?
Niezwykle smutno wygląda sprawa bibliografii: możemy tam znaleźć
zaledwie 21 pozycji źródłowych z epoki, w tym żadnych źródeł szwedzkich. Niby lepiej sprawa wygląda z opracowaniami,
których jest sporo, acz można tam znaleźć perełki jak obecność I tomu dodatków
do Sveriges Krig, dotyczącego wojen
Szwecji na morzu, za to brak właściwego II tomu tego dzieła, dotyczącego Polska Kriget, czyli właśnie wojen z
Rzplitą w interesującym nas okresie. Bardzo to dziwne…
Na plus można to zaliczyć mapki (w tekście znajdziemy
cztery), zwłaszcza dwie ukazujące działania w Prusach – łatwiej można się
połapać kto, gdzie i dlaczego.
Ilustracje to standard dla HBków o XVII wieku, czyli głównie luźny wybór z pracy płk. Gembarzewskiego. Są tam takie
perełki jak dragoni w stroju polskim[3]
czy mój ‘ulubiony’ arkabuzer konny, nijak się mający do arkabuzerii koronnej w
tym okresie. Generalnie można by sobie darować owe ilustracje i książka nic by
na tym nie utraciła.
W mojej prywatnej opinii o wiele lepiej zaopatrzyć się w
obydwa artykuły J. Teodorczyka, w których i źródeł jest więcej a i czyta się je
o wiele przyjemniej. Hammerstein 1627 można
potraktować co najwyżej jako lekką i wstępną lekturę dotyczącą działań z 1626 i
1627 roku, historii jednak bym się z niej nie radził uczyć.
Końcowa ocena [według rankingu: trzeba mieć
- można mieć – lepiej odpuścić –
zdecydowanie unikać] to sentymentalne lepiej
odpuścić.
Subskrybuj:
Posty (Atom)