środa, 25 lutego 2015

Niewieściuchy i niegodni zacnego imienia żołnierza


Dziś (czyli oczywiście później niż zakładałem…) drugi obiecany pojedynek z zapisów Wespazjana Kochowskiego. Tak jak i poprzedni pochodzi z 1671 roku, tyle tylko że dotyczyć będzie wydarzenia w które zaangażowane było więcej osób.
Jak to napisał kronikarz: opowiem to, a chociaż całą duszą brzydzę się rzezią obywatelską, to nie zawodzi podawać przykład waleczności żołnierskiej, oburzonej zniewagą sobie wyrządzoną. Oddziały koronne rozłożone w okolicach Opatowca były niezwykłym ciężarem dla lokalnej ludności. Chorągiew kozacka Mikołaja Daniłowicza miała wyznaczoną stację w wsi Pałuszyce. Szlachcic Pałuski, starzec sędziwy,  do którego należała owa wieś wyjechał na spotkanie żołnierzy, prosząc by chorągiew stacji nie niszczyła, a jeżeliby na mocy prerogatyw szlacheckich nie mógł uzyskać bezpieczeństwa własności, błaga ich, aby przynajmniej szanowali włość jego, jako posiadłość męża, którego syn także służył wojskowo. Niestety błagania na nic się nie zdały – żołnierze Daniłowicza zelżyli starca, a nawet plagami przez nich został znieważony. Wieczorem oddział zjechał do Pałuszyc i rozzuchwaleni kozacy zaczęli tam dokazywać.
W tym samym czasie Pałuski junior postanowił wybrać się do rodzinnego gniazda, opuścił więc chorągiew w której służył[1] i pojechał na spotkanie z ojcem. Ten opowiedział mu o krzywdach jakie go spotkały, w młodym towarzyszu zagotowała się więc krew. Ruszył wraz z ojcem i dwoma sługami w ślad za chorągwią Daniłowicza. Dopadł ją w okolicy Opatowca, gdy oddział przeprawiał się przez Wisłę. Na małym statku z dwudziestu żołnierzy z chorągwią przeprawiło się na przeciwległy brzeg [i] przewoźnicy nazad wracali, aby resztę wojska przewozić.
Młody Pałuski chcąc pomścić krzywdy ojcu wyrządzonej, każdego żołnierza z osobna wyzywa na pojedynek. Wszyscy odmawiali mu jednak satysfakcji, rozjątrzone umysły uśmierzając śmiechem i perswazją. Pałuski junior z przekleństwem na ustach – nazywając kozaków niewieściuchami i niegodnymi zacnego imienia żołnierza – i z dwoma sługami u boku rzucił się na żołnierzy. Rozproszył grupę na brzegu, porwał znak rycerski[2], drzewce połamał i w nierównej walce, wsparty sługami swymi, z placu spędził 20 zbrojnych ludzi. Świadkami wydarzenia byli pozostali żołnierze Daniłowicza, którym udało się udobruchać Pałuskich i wyprosić zwrot chorągwi haniebnie sobie odebranej[3]. Jak podsumowuje to wydarzenie pan Wespazjan: a tak garść ludzi wet za wet większej oddziała liczbie.
Ciekawi mnie, w jakim oddziale służył młody Pałuski, zawadiaka z niego był jak widać niezgorszy. W tym przypadku walczył oczywiście w słusznej sprawie, broniąc honoru ojca i rodu – przykre jest to, że przeciw własnym towarzyszom broni…



[1] Niestety nie wiem jaki był to oddział.
[2] Chorągiew oddziału.
[3] Utrata sztandaru, o czym kilkakrotnie pisałem na blogu, była bodaj największą hańbą jaka mogła się przytrafić. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz