Dziś (czyli oczywiście później niż zakładałem…) drugi
obiecany pojedynek z zapisów Wespazjana Kochowskiego. Tak jak i poprzedni
pochodzi z 1671 roku, tyle tylko że dotyczyć będzie wydarzenia w które
zaangażowane było więcej osób.
Jak to napisał kronikarz: opowiem to, a chociaż całą duszą brzydzę się rzezią obywatelską, to nie
zawodzi podawać przykład waleczności żołnierskiej, oburzonej zniewagą sobie
wyrządzoną. Oddziały koronne rozłożone w okolicach Opatowca były niezwykłym
ciężarem dla lokalnej ludności. Chorągiew kozacka Mikołaja Daniłowicza miała wyznaczoną
stację w wsi Pałuszyce. Szlachcic Pałuski, starzec
sędziwy, do którego należała owa wieś
wyjechał na spotkanie żołnierzy, prosząc by chorągiew stacji nie niszczyła, a jeżeliby na mocy prerogatyw szlacheckich nie
mógł uzyskać bezpieczeństwa własności, błaga ich, aby przynajmniej szanowali włość
jego, jako posiadłość męża, którego syn także służył wojskowo. Niestety
błagania na nic się nie zdały – żołnierze Daniłowicza zelżyli starca, a nawet plagami przez nich został znieważony. Wieczorem
oddział zjechał do Pałuszyc i rozzuchwaleni kozacy zaczęli tam dokazywać.
W tym samym czasie Pałuski junior postanowił wybrać się do
rodzinnego gniazda, opuścił więc chorągiew w której służył[1]
i pojechał na spotkanie z ojcem. Ten opowiedział mu o krzywdach jakie go
spotkały, w młodym towarzyszu zagotowała się więc krew. Ruszył wraz z ojcem i
dwoma sługami w ślad za chorągwią Daniłowicza. Dopadł ją w okolicy Opatowca,
gdy oddział przeprawiał się przez Wisłę. Na
małym statku z dwudziestu żołnierzy z chorągwią przeprawiło się na przeciwległy
brzeg [i] przewoźnicy nazad wracali, aby resztę wojska przewozić.
Młody Pałuski chcąc
pomścić krzywdy ojcu wyrządzonej, każdego żołnierza z osobna wyzywa na
pojedynek. Wszyscy odmawiali mu jednak satysfakcji, rozjątrzone umysły uśmierzając śmiechem i perswazją. Pałuski junior
z przekleństwem na ustach – nazywając kozaków niewieściuchami i niegodnymi zacnego imienia żołnierza – i z dwoma
sługami u boku rzucił się na żołnierzy. Rozproszył grupę na brzegu, porwał znak rycerski[2],
drzewce połamał i w nierównej walce,
wsparty sługami swymi, z placu spędził 20 zbrojnych ludzi. Świadkami
wydarzenia byli pozostali żołnierze Daniłowicza, którym udało się udobruchać
Pałuskich i wyprosić zwrot chorągwi
haniebnie sobie odebranej[3]. Jak
podsumowuje to wydarzenie pan Wespazjan: a
tak garść ludzi wet za wet większej oddziała liczbie.
Ciekawi mnie, w jakim oddziale służył młody Pałuski,
zawadiaka z niego był jak widać niezgorszy. W tym przypadku walczył oczywiście
w słusznej sprawie, broniąc honoru ojca i rodu – przykre jest to, że przeciw
własnym towarzyszom broni…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz