wtorek, 2 lutego 2016

Wystrzelali ie nasi z legieru


Ciężki był żywot piechura w armii Rzplitej pierwszej połowy XVII wieku[1]. Płacili marnie i rzadko kiedy na czas, człowiek często musiał chodzić o pustym żołądku i jeszcze świecić gołym zadkiem jak się strój zużył. Chwałę zdobywała jazda – na czele ze słynną husarią – a draby i hajducy w tym czasie budowali i obsadzali szańce czy głodowali i dezerterowali z garnizonów. Miała jednak i ta BPP swoje momenty chwały, odgrywając ważną rolę w słynnych bitwach. Hajducy królewscy zapłacili bolesną daninę krwi, zatrzymując niemieckich landsknechtów pod Lubiszewem (Lubieszowem)w 1577 roku. Piechota spod komendy Żółkiewskiego skutecznym ogniem wsparła jazdę pod Kłuszynem w 1610 roku. Piechota niemiecka i polska odegrała ogromną rolę w obronie Chocimia w 1621 roku. Knechci, hajducy i dragoni dzielnie walczyli w Prusach w latach 1626-1629, biorąc udział w każdej z ważniejszych bitew.
Dziś chciałem przypomnieć mniej znany epizod, dotyczący bitwy stoczonej pod Kokenhausen[2] 23 czerwca 1601 roku[3]. Litwini Krzysztof „Pioruna” Radziwiłła pokonali w niej zgrupowanie szwedzkie Carla Carlssona Gyllenhielma. Bitwa to niezwykle ciekawa, bo też bardzo zacięta; to w jej toku szarżująca do walki na białą broń jazda szwedzka i inflancka przełamała jedno skrzydło Radziwiłła, żeby ulec dopiero szarży odwodowej husarii. W ciężkie walce udało się Litwinom złamać jazdę Gyllenhielma i spędzić ją z pola bitwy. Została im jednak do pokonania „drobna” zagwozdka: dwa regimenty szwedzkiej piechoty, obsadzające ruiny folwarku w centrum linii szwedzkiej. Piechurzy – sami strzelcy – osłonili się wozami i kozłami hiszpańskimi, mieli także do dyspozycji kilkanaście działek. Litewska jazda, zmęczona zaciętą walką ze swoimi szwedzkimi odpowiednikami, spróbowała ataków na świetnie bronioną pozycję, spełzły one jednak na niczym. Jak pisał po bitwie sam Radziwiłł, ledwie nam powróte nie do tęższej rozprawy z ona piechotą aniż z iezdą przichodziło. W międzyczasie Gyllenhielm próbował zebrał swoją jazdę i namówić ją do powrotu na pole bitwy. Wstrząśnięci porażką rajtarzy nie mieli już jednak ochoty na dalszą walkę, czemu nie należy się zbytnio dziwić – nawet szwedzki generał opisuje jak wspaniale zaszarżowała na jego lewe skrzydło. Z ciężkim sercem Gyllenhielm wysłał więc do swoich knechtów jednego z rotmistrzów z rozkazem odwrotu. Piechota miała zabrać działa i wycofać się do pobliskich lasów; tam miała połączyć się z resztą jazdy.
Szwedzki pech chciał, że wtedy akurat weszła do walki litewska piechota. Nie wiemy niestety, które roty i o jakiej liczebności weszły do walki. Badający kampanię 1601 roku prof. Stanisław Herbst wspomina o przynajmniej 200 piechurach. Jako że wchodzili w skład odwodu hetmańskiego, być może byli to żołnierze z chorągwi samego Radziwiłła? Niezależnie jednak od tego, ilu ich weszło do walki, wykonali swoją robotę wzorowo. Ogień z rusznic i przyprowadzonych z piechotą działek zaczął spadać na ściśniętych za taborem Szwedów. Cytując po raz kolejny Radziwiłła, wystrzelali ie nasi z legieru[4] ich, że zaraz uciekać od dział poczęli, których niewiele coś żywych uszło, wszyscy niemal na placu polegli. Jak widać ogień piechoty zmusił Szwedów do wycofania się ze swojej pozycji; w ręce tryumfujących Litwinów wpadło 17 dział i blisko 200 wozów. Ciekawa jest wzmianka o tym, że praktycznie cała piechota szwedzka miała paść trupem. Regiment dowodzony przez Henrika Liewe miał bowiem stracić nieco ponad 25 % stanu wyjściowego, ponad 400 żołnierzom tej jednostki udało się z unieść głowę z pola bitwy. Być może wojska litewskie skupiły się na „agresywnym przejmowaniu taboru”, co dało szansę tak wielu Szwedom ujść pomiędzy niedaleko rosnące lasy.
Tak czy inaczej, piechota litewska zapisała w toku tego starcia piękną kartę i – chociaż jej udział był epizodyczny – bez wątpienia oszczędził dodatkowych strat jeździe; zwłaszcza wśród koni których i tak w tej bitwie utracono wiele.



[1] Później też był trudny, ale takie stwierdzenie pasowało mi do narracji wpisu, więc cicho…
[2] Czy jak kto woli Koknese.
[3] Podziękowania dla niezawodnego Daniela Staberga (many thanks!) za udostępnienie szwedzkich materiałów źródłowych.
[4] Laager/wagenburg, szyk bojowy złożony z wozów taborowych. 

2 komentarze:

  1. Często mnie ciekawiło, jak niby ci nieszczęśni hajducy uskuteczniali takie akcje jak pod Lubieszowem, Kłuszynem, czy Kokenhausen, w takiej liczbie w jakiej tam występowali...

    Przecież z tego co się da poczytać, pod Kłuszynem było ich najwyżej ze 300!

    To dopiero byli wymiatacze ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Hmm... Biorąc pod uwagę rozkaz odwrotu wydany przez Gyllenhielma, to może atak litewskiej piechoty nie tyle zmusił Szwedów do odwrotu, co zamienił go w paniczną ucieczkę. Ale oczywiście także uważam, że często hajducy są niedoceniani:-)

    OdpowiedzUsuń