Bitwa pod Malplaquet, stoczona 11 września 1709 roku, to czarna karta w resume Johna Churchilla, pierwszego diuka Marlborough. Co prawda udało mu się pokonać Francuzów, ale jego armia przypłaciła to stratą 20 000 zabitych i rannych. Jak napisał jeden z uczestników starcia, Lord Orkney – Modlę się do Boga, by była to ostatnia bitwa jaką miałem okazję ujrzeć.
Nawet jednak wśród bitewnej rzezi mogło się przydarzyć coś, co wywołuje uśmiech na twarzy. Bohaterem naszej opowiastki będzie John Campbell, drugi diuk Argyll. Służył w armii już w wieku 14 lat (od razu w stopniu… pułkownika), dorobił się przydomka Iain Ruaidh nan Cath (Czerwony John) by w 1742 roku (na rok przed śmiercią) zostać Naczelnym Dowódcą (Commander in Chief) armii brytyjskiej. W 1709 roku Czerwony John dowodził brygadą piechoty, złożoną z trzech regimentów, walczącą na prawej flance armii sprzymierzonych w lasach Bois de Sars. Prowadził swoich żołnierzy do kolejnych ataków na pozycje francuskie, za każdym razem natarcia załamywały się w ogniu muszkietów lub po zażartej walce wręcz. W toku starć pułkownik został trzykrotnie trafiony z muszkietów, za każdym trafieniem padając na ziemię po czym podnosząc się bez większego szwanku. Jego żołnierze zaczęli wtedy szemrać, że ich dowódca nosi pod płaszczem napierśnik (patrz obraz powyżej) dzięki czemu jest bezpieczniejszy niż jego podkomendni. Rozeźlony nie na żarty Campbell zerwał płaszcz i kamizelkę, po czym poprowadził swoich żołnierzy do kolejnego ataku w samej tylko koszuli i z pałaszem w dłoni. Miał przy tym zachęcać piechurów do walki, mówiąc: patrzcie bracia, nie mam żadnego ukrytego pancerza, jestem tak samo narażony jak i wy. Żołnierzy to chyba nieco przekonało, a przy tym dobrze pokazuje krewki charakter szkockiego szlachcica.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz