Nasz dobry
blogowy znajomy, Silahdar Mehmed aga z Fyndykły, opowie dzisiaj o słabości artylerii
tureckiej w czasie oblężenie Wiednia w 1683 roku. Kronikarz nie omieszka też
wskazać na błędy Kary Mustafy:
Dziwne jest jednak, że pomimo takiego przepychu i
świetności, pomimo znakomitego uzbrojenia wojsk, pomimo takich zapasów kuł,
prochu i sprzętu oraz takich kosztów i wydatków wielki serdar nie sprowadził
wielkich dział i moździerzy do [miotania] bomb. Właśnie rozpoczynając wyprawę
na Niemcy i ważąc się w swym sercu na oblężenie zamku takiego jak zamek
wiedeński, winien był on wyposażyć obóz wojsk monarszych w czterdzieści czy
pięćdziesiąt bałjemezów z rodzaju tych, które strzelają kulami o wadze co
najmniej od dziesięciu do trzydziestu okk, w piętnaście albo dwadzieścia armat
kolubryn, w takąż samą liczbę moździerzy do [miotania] bomb oraz w ze trzysta
szahi-darbuzenów. Co prawda, do przewozu takiej liczby dział potrzeba kilku
tysięcy par wołów, żeby więc mieć tyle wołów, musiałoby się spędzić bydło z
całej Rumelii. Mógłby tedy ktoś zauważyć, że to pociągnęłoby za sobą
konieczność użycia przemocy. Odpowiedź na to jest jednak taka, że były to
czasy, kiedy moc i potęga państwa, bogactwo i zasobność skarbu i arsenału była
w stanie zagwarantować bezpieczeństwo mienia i inwentarza zarówno żołnierza
muzułmańskiego, jak też rajów. Gdyby się bowiem wedle ówczesnych warunków z
każdej brody oddało tylko po jednym włosku, to zgromadzenie pięciu czy
dziesięciu tysięcy wołów nie przedstawiałoby trudności najmniejszej, a
szczególnie nie dokonałoby się tego przemocą, lecz w drodze kupna ich przez
skarb za zgodą właścicieli. Wielkich armat nie potrzeba było sprowadzać aż ze
Stambułu, bo od dawna istniało prawo pozwalające zabierać je i ściągnąć z
Budzina i okolicznych zamków granicznych. Dawnymi bowiem czasy padyszachowie i
serdarowie z [ich] ramienia, wyruszając na wyprawy węgierskie, zwykli byli brać
i sprowadzać wielkie działa wedle potrzeby najczęściej z zamków granicznych.
Ale wielki serdar nie wpadł na ten pomysł i prawa
owego [zastosować] nie chciał. „Państwem cesarza zawładnę bez wojny i
walki" — myślał sobie, więc wyruszył mając w obozie jedynie dziewiętnaście
kolubryn strzelających pociskami trzy- do dziewięciookkowymi, pięć moździerzy
do [miotania] bomb oraz sto dwadzieścia dział szahidarbuzenów, a z tej liczby
dwie kolubryny zostawił pod zamkiem Jawarynem. (Mianem kolubryn określa się
działa strzelające kulami trzy-do dziewięciookkowymi; bałjemezami natomiast
nazywa się armaty, które miotają pociski od dziesięciu do czterdziestu okk.)
Czyż można jednak z takich drobnych działek bombardować zamek tak potężny, a z
nieprzyjacielem niemieckim rozprawiać się, nie poczyniwszy odpowiednich
przygotowań? Biadaż tej zarozumiałości, biada owej bezmyślności! Później kazał
on ważyć pociski armatnie, którymi nieprzyjaciel z naprzeciwka ostrzeliwał
działa jego własne, oraz ubolewał i zdumiewał się nad nimi. Ale czy to
mogło w czymkolwiek pomóc?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz