poniedziałek, 30 marca 2020

Kadrinazi radzi i odradza – cz. XXX



[Tydzień mołdawski, wpis 7/7]

Tydzień z Mołdawią nieco mi się przedłużył, postanowiłem więc go zakończyć recenzją. Tym razem na warsztat wziąłem pracę Dariusza Milewskiego Mołdawia między Polską a Turcją. Hospodar Miron Barnowski i jego polityka (1626-1629), która ukazała się w 2014 roku nakładem Wydawnictwa NapoleonV. Tematyka bardzo interesująca, a znając inne prace Profesora Milewskiego można się było spodziewać bardzo dobrego ujęcia tematu. Jak to zazwyczaj w recenzjach blogowych, przyjrzymy się najpierw ogólnej konstrukcji pracy, żeby na koniec dodać nieco komentarzy.

Praca podzielona jest na trzy rozdziały. Pierwszy obejmuje okres panowania wcześniejszych hospodarów, of Stefana Tomży (okres 1563-1564) aż po bezpośredniego poprzednika Barnowskiego czyli Radu Mihneę. Możemy się tu zapoznać zarówno z polityką polsko-mołdawską tego okresu, jak i z początkami kariery Mirona Barnowskiego i objęciem przez niego, w 1626 roku, tronu hospodarskiego. Drugi rozdział to rok 1627, widzimy tu Barnowskiego lawirującego pomiędzy Polską, Turcją i Chanatem, a także odgrywającego ważną rolę mediatora pomiędzy Warszawą a Stambułem. Z kolei w trzecim rozdziale, obejmującym lata 1628 i 1629, możemy się zapoznać z propolską polityką hospodara, jego zabiegami o indygenat w Koronie, sytuacją Mołdawii w kontekście konfliktu wewnętrznego na Krymie a także w walk o tron hospodarski w 1629 roku i detronizację Barnowskiego. Dowiemy się także o jego późniejszych losach, krótkotrwałym odzyskaniu tronu w 1633 roku a także o egzekucji w Stambule 2 lipca tegoż roku. Bardzo interesujące są aneksy, zawierające 31 dokumentów źródłowych z epoki: listów, instrukcji poselskich czy spisu wojsk kwarcianych na Ukrainie w 1627 roku. Bardzo dobrym dodatkiem jest kolorowa mapa ukazująca Mołdawię i nadgraniczne tereny Korony, Turcji, Siedmiogrodu, Wołoszczyzny i Budziaku, ułatwiające Czytelnikowi śledzenie wydarzeń z tekstu pracy.

Książka jest oparta o bogatą warstwę źródłową, Autor oparł się o wiele źródeł rękopiśmiennych, liczne źródła drukowane i opracowania. Bardzo dobrze zarysowane jest całe tło wydarzeń, widzimy jaką rolę odgrywała w tym czasie i tym regionie Mołdawia, jak w tym kraju ścierały się wpływy sąsiednich krajów. Co więcej narracja nie skupia się tylko i wyłącznie na osobie hospodara i jego polityki. Mamy tu bowiem i rajdy tatarskie i kozackie, kwestie nielicznego wojska kwarcianego ochraniającego po 1626 roku granice Korony przed Tatarami, a także zagadnienia polityki polsko-tureckiej. Autor w bardzo interesujący sposób przedstawia pozycję Barnowskiego w niesamowitym tyglu polityczno-wojskowym, widzimy jak hospodar starał się utrzymać swój tron a jednocześnie zbliżać się do Polski. Bardzo interesujący jest epizod wojny domowej na Krymie i interwencji Kozaków w tym konflikcie – jak sądzę może to zainteresować wielu Czytelników.

Końcowa ocena [według rankingu – trzeba mieć – można mieć – lepiej odpuścić – zdecydowanie unikać] to trzeba mieć. Interesująca tematyka, bardzo dobrze opracowana merytorycznie, oparta o mnóstwo źródeł. Okres 1626-1629 w Polsce kojarzy się przede wszystkim z wojną o ujście Wisły, warto więc poczytać co działo się wtedy na południowych rubieżach i jaki miało wpływ na sytuację w regionie.

niedziela, 29 marca 2020

Podpisujemy niniejsze poddanie się własnemi rękami naszemi



[Tydzień mołdawski, wpis 6/7]

W dzisiejszym wpisie kolejny hospodar z nader dobrymi relacjami z Koroną, czyli Jeremi Mohyła. Na dwór w Jassach w 1595 roku wprowadziły go kopie i szable (he, he, he) polskich wojsk Jana Zamoyskiego, nic więc dziwnego, że nowy władca Mołdawii złożył przysięgę wierności i posłuszeństwa królowi Zygmuntowi III. W sumie przydało się, bo już cztery lata później w hospodarstwie znów pojawiły się wojska polskie, wspierając Jeremiego przeciw Michałowi Walecznemu.



sobota, 28 marca 2020

My życzliwości nasze koronie oświadczając



[Tydzień mołdawski, wpis 5/7]

Tym razem na blog zawita Chorwat Kacper Grazziani, który hospodarem Mołdawii był nader krótko, bo tylko pomiędzy 1619 i 1620 rokiem. Znamy go chociażby z nieszczęsnej wyprawy cecorskiej hetmana Żółkiewskiego, tu jednak notka o czymś innym. Oto bowiem list hospodara do urzędów Grodzkiego i Miejskiego Lwowskiego, w którym Grazziani martwił się o jarmark odbywający się w Śniatyniu. Miasto to, leżące na ważnym szlaku handlowym, słynęło właśnie z jarmarku, gdzie przybywali kupcy z hospodarstw. Jak widać nowy władca Mołdawii chciał by jarmark odbywał się bez przeszkód, stąd jego zapewnienia dla strony polskiej i żądanie, by jego list został udostępniony polskim kupcom.






czwartek, 26 marca 2020

Życząc należytą wdzięczność Naszą oświadczyć...



[Tydzień mołdawski, wpis 4/7]
Hospodar Stefan Petryczejko zasłynął przede wszystkim z przejścia na stronę polską w czasie kampanii chocimskiej 1673 roku. Nie udało mu się jednak utrzymać hospodarskiego tronu, musiał więc wraz z rodziną i najbliższymi sojusznikami uciekać do Polski. Tu wziął go pod swoją opiekę Jan III Sobieski, który postanowił go wynagrodzić Petryczejkę i jego najbliższych polskim indygenatem (nadaniem szlachectwa). Nastąpiło to w 1676 roku, w czasu sejmu. Poniżej akt owego indygenatu, gdzie oczywiście hospodar mołdawski nazywany jest wołoskim (przypominam odpowiedni wpis na ten temat). Oprócz tego widzimy tam nadanie rocznej pensji w wysokości 20 000 złotych, która miała pomóc byłemu hospodarowi w utrzymaniu się na wygnaniu.




środa, 25 marca 2020

Oby ci Bóg nie przebaczył, że zbyt wysoko nosiłeś głowę



[Tydzień mołdawski, wpis 3/7]

Przy okazji tygodnia mołdawskiego nie można oczywiście zabraknąć fragmentu z Latopisu Mirona Costina. Opowie nam on tym razem o buncie bojarów w 1615 roku, kiedy to próbowali oni obalić pro-tureckiego hospodara Stefana II Tomszę. Jak to z reguły u Mołdawian było, cała afera zakończyła się krwawo. Jako bonus, będzie bardzo ciekawa informacja dotycząca wojskowości mołdawskiej.

Tak jak panowanie wszystkich tyranów, czyli właściwie rozlewców krwi, we wszystkich krajach na świecie jest znienawidzone, tak [znienawidzone było] i panowanie wojewody Tomszy. Nienawidzili go i bojarzy, mimo że byli w większości z jego rodziny, w osobach logofeta Beldimana, dwornika Barboiu, hetmana Sturdzy, wisternika Boula, ale nawet oni nie byli bez obawy śmierci, jak to się mówi: co płynie przez wszystkie godziny odwleka się o dni. I wszędzie gdzie panuje strach nie ma miejsca na miłość. Odnośnie do tego, pewien cesarz pytał pewnego mędrca, jakim ma być cesarzem, aby go wszyscy kochali? Odpowiedział: "Jeżeli nie będziesz, cesarzu, nikogo straszyć". Szczęśliwi są ci władcy, którym poddani służą z miłości, nie ze strachu, gdyż strach powoduje nienawiść, a nienawiść i tak zawsze później wybuchnie.
Tak zdarzyło się i w przypadku wojewody Tomszy. Ponieważ bojarzy wszystkie dni przeżywali w strachu, zmówili się wszyscy, przeciągnęli wszystkich żołnierzy i mirzów do swej partii i pewnej nocy wyszli wszyscy do wsi Cucuteni i stamtąd rozkazali wojewodzie Stefanowi, ażeby dobrowolnie ustąpił z tronu, gdyż nikt nie może kontynuować panowania z takim rozlewem krwi.
Przeraził się wojewoda Tomsza tej rebelii, zagrzewając do walki tych, co byli obok niego, zawołał drabantów, którzy byli związani słowem z tamtymi żołnierzami. Skoro jednak zobaczyli pieniądze, którymi sypnął wojewoda Stefan, stanęli po stronie hospodara. Zwołał też targ na żołd. Zebrał się więc także u wojewody Stefana tłum z targu, z sług handlarzy i ludzi nikczemnych. I zdarzyło się, że przybyło wówczas kilka chorągwi konnicy z dolnych okręgów na zwiady i stały w Tomesjti. Pospieszył wojewoda Stefan do nich z żołdem i przeciągnął na swą stronę.
Żołnierze, którzy byli z bojarami, widząc, że wojewoda Stefan zwołuje na żołd, choć przysięgli bojarom, rozpoczęli licznie, według obyczaju naszego narodu, zupełnie bez przyczyny zrywać z bojarami i przybywać do wojewody Stefana. I natychmiast partia bojarów zaczęła słabnąć.
Skoro bojarzy zauważyli, że wojewoda Stefan nie opuści dobrowolnie tronu, przyszli wydać mu walkę i wojewoda Stefan wyszedł im naprzeciw ze swą bandą od granic miasta, niedaleko studni Pacuraru i wyprowadził wojewoda Stefan całe miasto, z jaką kto miał bronią. I konnicy, którą miał, rozkazał uderzyć na przybyłych, na tłum bojarów od tyłu.
Niezwłocznie zaczął się rozpadać tłum bojarów, więc i bojarzy uciekali, dokąd kto mógł, z których na miejscu schwytano dwornika Barboiu i później jego syna. Więc starego Barboiu natychmiast wbito na pal na skraju miasta, jego syna zaś wysłano, aby go powiesić na wrotach domu jego ojca. Natomiast Beldiman, Sturdza i Boul schronili się do Ziemi Munteńskiej, ale i ci wszyscy nie przeżyli, o czym zobaczysz opowieść w kolejności. Ilu schwytanych doprowadzono, wszystkich [wojewoda Stefan] zabijał z napomnieniem, co miał we zwyczaju: "Oby ci Bóg nie przebaczył, że zbyt wysoko nosiłeś głowę". Wszystkim czynił takie napomnienie.

A tak oto nagrodzono żołnierzy którzy wsparli hospodara przeciw buntownikom:
Drabanci zostali bardzo dobrze ubrani przez wojewodę Stefana za wierność, jaką okazali stojąc za nim w okresie rewolty bojarów. Jak żaden z hospodarów troszczył się [on] bardzo o piechotę, wszystkie szaty [miała ona] z flandryjskiego sukna, z guzikami i szamerunkiem srebrnym na wzór hajduków z Polski, ze srebrnym piórem przy czapce i ze srebrną blachą przy boku ładownicy.

Co ciekawe, zaraz po zdławieniu buntu bojarów, Tomsza został pokonany przez wyprawę z Polski, zorganizowaną przez Elżbietę Łozińską, wdowę po poprzednim hospodarze, Jeremim Mohyle. To już jednak, jak mawiają, zupełnie inna historia…


wtorek, 24 marca 2020

Są to ludzie dzicy, ale bardzo mężni.



[Tydzień mołdawski, wpis 2/7]

Mołdawska wojskowość XVII wieku nie była zbyt ceniona w Europie, kraj skupiał się bowiem albo na wojnach domowych albo uczestniczył jako niechętny sojusznik w kampaniach tureckich. Sprawa prezentowała się jednak zupełnie inaczej w XV i XVI wieku, kiedy to Mołdawianie walczyli bodaj przeciw wszystkim swoim sąsiadom, nierzadko ze sporymi sukcesami. To wtedy kanonik Stanisław Orzechowski tak oto miał opisać Mołdawian:
Są to ludzie dzicy, ale bardzo mężni. Nie ma drugiego narodu, który by mają kraj tak mały walczył o sławę wojenną z takim bohaterstwem przeciw tylu na raz otaczającym ich nieprzyjaciołom, którzy albo wojnę wydają, albo przed nimi się bronią, Stefan[1], który za życia ojców naszych panował w Dacji[2] pobił i zwyciężył w wielkiej wojnie niemal jednego lata[3] Bajazeta tureckiego[4], Macieja węgierskiego[5] i Jana Olbrachta[6] polskiego.

Sami Mołdawianie byli jednak nieco innego zdania o swoich walorach wojskowych w XVII wieku. Dymitr Kantemir (1673-1723), hospodar mołdawski, pisarz i historyk (to ten przystojniak którego widzimy powyżej), pozostawił po sobie wiele interesujących opisów Mołdawii, jej historii i jej wojskowości. Wśród jego zapisków znajdujemy i taki:
Pięciu Tatarów krymskich warto więcej niż dziesięciu budziackich, a pięciu Mołdawian – więcej niż dziesięciu Tatarów krymskich, pięciu zaś puszczan bije dziesięciu Mołdawian.
Owymi zagadkowymi puszczanami byli tzw. tigheceni/codreni. Byli to mieszkańcy puszczy nad rzeką Prut, chroniący granicę przed rajdami Tatarów budziackich. W XV wieku miał ich być aż 12 000, w XVI wieku 8000. Była to nieregularna jazda, która miała walczyć tak dzielnie z Tatarami że Kantemir w swoim Opisie Mołdawii miał ją nazwać najsilniejszym puklerzem Mołdawii.


[1] Stefan III Wielki (1433-1504), hospodar mołdawski w okresie 1457-1504.
[2] Mołdawii.
[3] Chodzi oczywiście o kilka konfliktów, toczonych w czasie panowania Stefana.
[4] Sułtan Bajazyd II (1447-1512).
[5] Maciej Korwin (1443-1490), król Węgier, Chorwacji i Czech.
[6] Jan I Olbracht (1459-1501), znany z nieszczęsnej wyprawy bukowińskiej.

poniedziałek, 23 marca 2020

Poszukiwany Mojsze Jakubowicz





[Tydzień mołdawski, wpis 1/7]

Nasz blogowy tydzień mołdawski zaczynamy od afery z fałszerstwem i gorącego apelu w sprawie zatrzymania złoczyńcy. Oskarżać będzie Miron Barnowski-Mohyła, z łaski Bożeh wojewoda i hospodar dziedziczny Ziem Mołdawskich, dokument sporządzono w Jassach 5 stycznia 1629 roku a oblatowano w Przemyślu 12 marca tegoż roku. O co więc apelował hospodar?

Wszem wobec i każdemu z osobna komu to wiedzieć należy wiadomo czynimy, iż Mojsze Jakubowicz, Żyd przemyski, bawiąc w państwie naszym przez czas pewny, a udawszy się za człowieka rzemiosła złotnickiego, pieniądze fałszywe mimo wiadomość naszę robił, któremi niemal wszystko ziemię zaraził. Nad to zabrawszy niemało srebra stołowego na robotkę pofałszował, podmieniał, złe za dobre udał i szkody nam więcej niż dwadzieścia tysięcy uczynił. Za co gdy był jako zdrajca do więzienia podany, wyśliznął się swawolnie do państw koronnych i dotąd żadnej nam satysfakcyjej względem szkód tak wielkich nie uczynił, ani czynić chce. Przeto żeby jako zdrajca i Korony Polskiej i Ziemie naszej szkodliwej zaraza, przez wszelakich pretekstów i faworów według praw koronnych za takowe postępki swoje zostawał karany, uprzejmie żądamy niniejszym listem naszym.

Nie wiem czy nader obrotnego Mojsze złapano i wydano hospodarowi, ciekawe więc jak się ta cała historia skończyła.

niedziela, 22 marca 2020

Z muszkietem, berdyszem i w kapuzie



Znalazłem bardzo ciekawy kosztorys wystawienia pieszej wyprawy dymowej województwa kujawskiego w 1673 roku. Chorągiew piesza miała liczyć 95 ludzi, a koszt wyposażenia rozpisano następująco:

Sukna na żupan, płaszcz, ubiory, kapuzę łokci 14 – 26 zł 10 gr
Za muszkiet lontowy – 10 zł
Za berdysz – 3 zł
Za pulwersak – 1 zł
Za podszewkę krawcom 2 – 8 zł
Za bóty – 3 zł
Za proch na ćwiczenia – 2 zł
Na rękę żołnierzom – 3 zł
Razem 56 zł 10 gr

Lenungu na pół roku – 36 zł
Na konia i wóz na pachołka – 3 zł 15 gr
Na kule, proch za pół roku – 4 zł 15 gr
Łącznie 100 zł 10 gr

Ciekawostka, że w spisie wyposażenia nie ma szabli, mamy za to kombinację muszkietu i berdysza.

piątek, 20 marca 2020

Kadrinazi radzi i odradza – cz. XXIX



Blogowa ankieta dotycząca następnej pozycji którą mam recenzować – wybór był między serią Historyczne Bitwy a Century of the Soldier – została zdecydowanie wygrana przez zwolenników HBków. Wybór książki jest jednak w moich rękach, zdecydowałem się więc przeczytać pracę „Kraków 1655-1657” Ryszarda Dzieszyńskiego. Najpierw spojrzymy na ogólną strukturę pracy, a potem zajmiemy się bardziej szczegółowymi komentarzami.

Jak wskazuje tytuł, książka ma przybliżyć losy Krakowa w czasie pierwszych lat „Potopu”. Po krótkim wstępie historycznym który ma tłumaczyć podstawy konfliktu polsko-szwedzkiego, przechodzimy do wybuchu wojny w 1655 roku. Pokrótce widzimy tu dwa pierwsze miesiące konfliktu, po czym Autor zaczyna opisywać sam Kraków i przygotowania miasta do obrony przed Szwedami. W kolejnym rozdziale mamy opis nadciągającej armii szwedzkiej i oblężenia miasta. Przy okazji walk o Kraków, możemy też pokrótce zapoznać się z innymi wydarzeniami w Polsce, jak np. bitwa pod Wojniczem. W rozdziale piątym Kraków w końcu poddaje się Szwedom, w kolejnych częściach książki czytelnik znajdzie informacje o szwedzkich rządach w mieści, kolaboracji części mieszczan z okupantem, kontrybucjach wymuszanych na ludności. W międzyczasie gdzieś tam w tle widzimy kolejne fazy wojny: oblężenie Jasnej Góry, bitwy pod Gołębiem, Warką i Warszawą, walki partyzanckie. Pod miasto nadciąga z wojskami polskimi marszałek Lubomirski, znajdziemy więc tu nieco informacji o nieudanym oblężeniu Krakowa. Do wojny włączają się Siedmiogrodzianie i Cesarstwo. Latem 1657 roku oddziały polski i cesarskie oblegają Kraków, a we wrześniu tegoż roku szwedzki garnizon kapituluje i opuszcza miasto. Książką kończy kilkustronnicowe podsumowanie życiorysów najważniejszych postaci wspomnianych na kartach pracy.

W teorii mamy tu więc wszystko jak trzeba, zgodnie z tytułem Autor omawia kolejne fazy oblężeń i walk związanych z Krakowem. Niestety, problemem jest fatalna wręcz ilość błędów merytorycznych. Autor opiera się głównie o opracowania, ewidentnie jednak nie rozumie tematyki którą się zajmuje, nie potrafi bowiem bez błędów przepisać do swojej książki informacji podanych przez innych autorów. Oczywiście wypisywanie wszystkich rzeczy które znalazłem zajęłoby zbyt długo, przytoczmy jednak kilka najbardziej kuriozalnych przykładów, zapis z książki podaję kursywą:

- str. 6 27 czerwca 1629 roku koło Trzciany u ujścia Wisły polska piechota pod wodzą hetmana polnego koronnego Stanisława Koniecpolskiego (1591-1646) odniosła zwycięstwo nad wojskami szwedzkimi. Straty polskie w tej bitwie wyniosły 300 zabitych, a straty szwedzkie 1200 zabitych i 500 jeńców. Chodzi oczywiście o tryumf armii polsko-cesarskiej, gdzie piechoty polskiej nie było, Szwedzi nie stracili 1200 zabitych a i polskie straty 300 zabitych nie są pewne
- str. 12 armia polska w Koronie liczyła wtedy 52 000 żołnierzy, w tym 10 000 kwarcianych, 4300 piechoty łanowej i 32 000 wybranieckiej, prócz tego 5300 wojska pospolitego ruszenia. Pal licho, że w 1655 roku kwarcianych już nie było, ale te liczby! 32 000 to pospolite ruszenie, 5300 to zaciągi prywatne i wojewódzkie – taka pomyłka przy przepisywaniu z opracowania to po prostu żenada
- str. 13 1 lipca 1655 roku armia polska wyglądała następująco: husaria liczyła 20 321 konnych, arkebuzerzy 200 konnych, pancerni 24 335 konnych, chorągwie tatarskie 44 269 konnych, wołoskie 31 883 konnych, rajtarzy 25 348 konnych, piechota cudzoziemska 14 605 porcji, polska 27 820 porcji, dragoni 9340 porcji. Na Jowisza, jak żeśmy więc mogli przegrywać ze Szwedami, mając tak ogromną armię? Problemem jest oczywiście znów to, że Autor nie zrozumiał tego co przepisywał z pracy prof. Jan Wimmera. Tak wysokie liczby to łączna liczba koni danej formacji od lipca 1655 do 30 czerwca 1660 roku, do obliczenia wysokości żołdu (czyli prof. Wimmer dodał wszystkie kwartały służby, co dało łączną sumę koni).
- str. 32 Stefan Czarniecki szybki znalazł miejsce w armii polskiej jako towarzysz pancerny. Już w 1521 roku w wieku 24 lat widzimy go wśród obrońców Chocimia. 1521 to oczywiście błąd, chodzi o 1621. Czarniecki nie mógł być też wtedy towarzyszem pancernym, a towarzyszem kozackim (w chorągwi kozackiej).
- str. 33 w 1624 Koniecpolski jest nazwany hetmanem wielkim koronnym, mimo że został nim dopiero osiem lat później
- str. 72 w ramach armii koronnej pod Wojniczem mamy siedemdziesiąt chorągwi lekkich, liczących ponad 6000 konnych – gdy tak naprawdę chodzi o łączną liczbę chorągwi kozackich i lekkich

Nie dojechaliśmy jeszcze do setnej strony a tu już tyle błędów merytorycznych. Do tego Autor ma bardzo irytującą, przynajmniej dla mnie, manierę uciekania w dygresje. Przy okazji każdej niemal postaci wspomnianej w tekście mamy od razu podany jej biogram, który często zupełnie nie jest związany z treścią książki. Klasyczny przykład mamy na stronach 22-23, kiedy z biogramu biskupa Piotra Gembickiego przechodzimy do Kostki Napierskiego. Zupełnie bez sensu, no ale pół strony wypełnione. Praca sprawia wrażenie napisanej ‘na kolanie’,  gdzie lista walczących wojsk sąsiaduje ze zbeletryzowanymi fragmentami, wszystko to przeplatane biogramami i dygresjami. Jako że Autor opiera się przede wszystkim o opracowania, nie próbuje nawet weryfikować zawartych w nich informacji, mimo dostępności innych źródeł i materiałów. Chętnie za tu używa sformułowań w typie „autorzy” czy „źródła” podają, acz bez odniesienia się w przypisach skąd wziął taką czy inną informację.

Końcowa ocena [według rankingu – trzeba mieć – można mieć – lepiej odpuścić – zdecydowanie unikać] to bardzo mocne zdecydowanie unikać. Książka jest pełna błędów merytorycznych, ewidentnie wskazujących na to, że Autor ma małe pojęcie o czym pisze, a nikt z redakcji nie interesuje się błędami w książce. Szkoda czasu na lekturę tak słabego opracowania.

czwartek, 19 marca 2020

Chustki dwie i koń turecki jasno-gniady



Wracamy do opisów poselstwa Jana Gnińskiego do Turcji, tym razem do spotkania z armią turecką pod Kamieńcem. Będzie wymiana podarunków i ciekawe poczęstunki.




wtorek, 17 marca 2020

Dzidami, drągami i wszelkiego gatunku pociskami



Pora nieco odgrzebać blog, dawno tu nic nie pisałem, koncentrując się tylko na blogowym FB. W dzisiejszym wpisie notka z walk polsko-tatarsko-kozackich pod Słobodyszczami, dokładnie rzecz biorąc z ataku który miał miejsce 7 października 1660 roku. W relacji zatytułowanej List pisany do Rzymu z obozu pod Cudnowem… możemy zapoznać się z bardzo ciekawymi informacji na temat starcia na cześć Boga i chwałę wieczną oręża polskiego. Tak oto autor listu opisuje polski atak na pozycje kozackie:
Słońce miał się już ku zachodowi, kiedy w. marszałek koronny [Jerzy Sebastian Lubomirski] stanął przed nieprzyjacielem, ale nie chcąc mu dać czas do przygotowania się do bitwy, postanowił ze zwykłą sobie determinacją  natychmiast na niego uderzyć. Z taką natarczywością wpadli Polacy w środek szeregów nieprzyjacielskich, z taką bili się zapalczywością, że w przeciągu mało co więcej jak godziny, gdyż zmrok położył koniec bitwy, kilka tysięcy Kozaków, podług ich własnego wyznania, legło na placu. Myśli mieli stu zabitych, między którymi barona Oedt pułkownika jazdy[1], i kilkuset rannych, po większej części dzidami, drągami i wszelkiego gatunku pociskami, jakie się nawinęły pod rękę Kozakom, bo nie mieli czasu nabijać rusznic, swej zwyczajnej broni.

Hieronim Chrystian Holsten, który w szeregach regimentu rajtarii Lubomirskiego brał udział w tym bitwie, daje nieco mniej optymistyczny opis, gdzie po początkowym sukcesie [Kozacy] dobrali się nam jednak tak mocno do skóry, że musieliśmy się wycofać. Niemieckie rajtar wspomina, że w końcu strzelbami, spisami, łukami, kosami, drągami a nawet kłonicami wypędzili nas z obozu przypadkowo na bagna. Regiment miał ponieść duże straty, obok poległego obersztera wielu innych oficerów zginęło i zostało rannych. Między innymi rotmistrz Mautner zabity toporem s  rotmistrzowi Makowskiemu rozpłatano kosą głowę[2]. Regiment miał też stracić dwa sztandary, a ten niesiony przez Holstena miał kilka cięć i strzałów.


[1] Stefan Franciszek baron de Oedt, oberszter regimentu rajtarii Jerzego Sebastiana Lubomirskiego.
[2] Miał jednak przeżyć starcie.

wtorek, 3 marca 2020

Szancmajster, Szpitalny i Kaznodzieja dobry



Bardzo ciekawy wypis dotyczący ‘sztabu generalnego’ XVI-wiecznych wojsk koronnych, z zapisków O dwojakiej obronie Koronnej i  powinności urzędników wojennych, wchodzących w skład twórczości Stanisława Łaskiego[1]. Zwracam uwagę na podkreślenie roli kapelana armijnego, taki kaznodzieja dobry miał odgrywać bardzo ważną rolę w podtrzymywaniu morale i zapału żołnierzy.



[1]              Zapiski te przypisywano też Janowi Tarnowskiemu.