czwartek, 19 kwietnia 2018

Hajduk co się kulom nie kłaniał



Pisałem ostatnio o latającym husarzu z okresu wojny smoleńskiej, wypadałoby więc coś napisać o piechocie z tej samej wojny. Wszak to knechci, hajducy i dragonii odegrali ogromną rolę w ostatecznym zwycięstwie armii Władysława IV, płacąc za to zresztą ogromną cenę. W grudniu 1633 roku niektóre regimenty piechoty – na skutek walk, chorób i dezercji – stopniały do liczebności pojedynczej kompanii, niektóre pułki liczą już ledwie co więcej jak 100 ludzi. Notka którą znalazłem dotyczy jednak hajduka, prawdopodobnie z nadwornej chorągwi królewskiej. Żołnierz ten miał niesamowite szczęście kiedy to śmierć, dosyć dosłownie, zajrzała mu w oczy:
24 [grudnia 1633 roku] zacięcie nieprzyjaciel z ciężkich dział strzelał do obozu królewskiego, tak że niektóre kule armatnie padały blisko domku królewskiego i budy przy nim wystawionej. Jedna z kul [armatnich] roztrzaskała hajdukowi stojącemu na warcie przed domkiem królewskim muszkiet, który trzymał w ręku, nie uszkodziwszy go wcale, odbiła się od ziemi i wpadła przez konia do domu królewskiego, rozerwawszy na dwie połowy komin.
Hajduk i koń najedli się strachu, zaś komin królewski poległ na polu bitwy…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz