Nader krwawa anegdota z września 1674 roku - w roli głównej sir William Ballandine, który
przybył do obozu armii holenderskiej na czele sześciu kompanii piechota ze Szkocji. Oficer ten wybrał się z
wizytą towarzyską do generała Rabenhauta, walczącego w szeregach armii oblegającej
Grave. W drodze powrotnej do głównego obozu, postanowił odwiedzić francuski fort
wysadzony i opuszczony przez załogę. Tragedia wydarzyła się już po opuszczeniu
zniszczonej placówki. Wracając, został
zabity kulą armatnią, która trafiła go w plecy, wyrywając większą część ciała,
zostawiając głowę i ręce wiszące tylko na skrawku skóry; jego serce – wciąż w
całości – znaleziono kilka kroków od tego miejsca. Zginął także towarzyszący mu
porucznik. Pozostałości ciała [Balladine’a] zebrano i przewieziono do Bolduc,
by tam pochować.
Wojskowość europejska XVI-XVIII wieku [dużo], wargaming historyczny [odrobinę], a także co tam mi jeszcze przyjdzie do głowy...
czwartek, 30 listopada 2017
poniedziałek, 27 listopada 2017
Z mistrzem Rupertem pod Pawią
Co prawda wrzuciłem to już na swoją stronę na FB, ale fragmenty są tak śliczne że i tu nie może ich zabraknąć. Pochodzący z ok. 1529 roku obraz Ruperta Hellera, przedstawiający bitwę pod Pawią w 1525 roku. Śliczna sprawa, mamy ciężką i lekką jazdę, lancknechtów i artylerię. Obraz do 1648 roku znajdował się w Pradze, tam został zdobyty przez Szwedów i trafił do Sztokholmu, gdzie można go teraz podziwiać w Nationalmuseum.
piątek, 24 listopada 2017
Legenda wojowniczej mieszczki z Haarlemu
Wizerunek który widzimy powyżej przedstawia XVI-wieczną
mieszczkę z Haarlemu, Kenau Simonsdochter Hasselaer (1526-1588). Według
niektórych przekazów z tego okresu miała zasłynąć w czasie obrony miasta przez oblegającymi
Hiszpanami w 1573 roku – stąd też cały wojskowy ekwipunek który widzimy na portrecie
namalowanym przez anonimowego artystę[1].
Uwieczniono ją na obrazach, pomnikach, w XIX wieku nazwano nawet jej imieniem
fregatę a w XX nakręcono o niej film. W drugiej połowie XIX wieku legendę
jednak podważono, okazało się że militarne przewagi naszej bohaterki były
raczej tylko opowieścią ‘ku pokrzepieniu serc’. Przez wieki jednak słowo ‘kenau’
oznaczało w języku holenderskim kobietę
która nie boi się nikogo i niczego. Niestety i tutaj czas zrobił swoje, z
upływem lat słowo to zaczęto używać jako synonimu jędzy. Ciekawe jak duży wpływ
miał na to ów specyficzny portret…
czwartek, 23 listopada 2017
Lochy zaopatrzeniowe
Zima idzie, trzeba szykować zapasy. A gdzie je chować? Zwłaszcza
jak będziemy musieli zachomikować cenniejsze od złota masło? Zapomnijcie o
szufladach, szafkach i lodówkach. Ulryk Werdum opowie nam o skutecznym sposobie
stosowanym w XVII-wiecznej Polsce.
Armia wróciła jeszcze
tego dnia[1] do
przeszłego obozu[2],
jedną i trzy ćwierci mili. Tu żołnierze zatrudniali się wyszukiwaniem jam,
mówiąc językiem kozackich i ruskich chłopów. Są to lochy wykopane w ziemi, u
góry z małą okrągłą dziurą, przez którą człowiek od biedy może wśliznąć się do lochu.
Lochy te są pod ziemią wydrążone stosowanie do potrzeby w kształcie piwnicy. W
lochu takim rozpalają najpierw ogień i wypalają na twardo ziemię, później
wsypują do niego zboże i przechowują w nim inne najlepsze swe rzeczy. Trzymają
się one tu przez wiele lat w suchości i nie podlegają zepsuciu. Górny otwór
mają zwykle w miejscu, gdzie go się można najmniej spodziewać, np. pod ścianą,
pod progiem u drzwi, pod chlewem dla świń lub pod owczarnią. Żołnierze jednak
przykręcali fewetty, czyli świdry, do pik i wiercili nimi wszędzie w ziemi. Tym
sposobem odkryli dużo jam.
Ja już zaczynam podkop pod przystankiem autobusowym, będzie
loch jak trzeba…
niedziela, 19 listopada 2017
Łokcie od lorda i kradzione siodło
Pamiętnik Patricka Gordona to niesamowite źródło informacji
na temat żołnierzy z okresu „Potopu”. Szkot miał niezwykły talent do pakowania
się w tarapaty, wpadając to w niewolę cesarską, to w polską, zmieniając potem „barwy
klubowe” i lądując – po dłuższej przygodzie w armii koronnej – w służbie
carskiej. Na kartach dziennika znajdujemy mnóstwo ciekawostek dotyczących życia
wojskowych, problemów z jakimi się borykali, cen ich ekwipunku i tym podobnych.
Dziś taki właśnie interesujący urywek, dziejący się późną
jesienią 1657 roku. Gordonowi udało się wtedy wraz z jednym ze swoich kolegów-rajtarów uciec z
niewoli cesarskiej i dostać się do zajętego przez Szwedów Torunia. Tu miała
miejsca audiencja u dowodzącego garnizonem generała Bartolda Hartwiga von Bulow,
który dokładnie przesłuchał obydwu uciekinierów (kazał ich jednak przy okazji
uraczyć winem…). Rajtarzy trafili potem pod opiekuńcze skrzydła swojego rodaka,
lorda Hamiltona[1], który
zorganizował im audiencję u gubernatora Bengta Oxestierny. Szkocki podpułkownik
wsparł ich też finansowo, darowując każdemu
z nas po 5 łokci[2]
szarego materiału, który sprzedaliśmy po 1.5 talara[3] za
łokieć, co dobrze nas ustawiło [finansowo]. Gordon mógł więc zdobyć nieco ekwipunku: kupiłem konia za osiem talarów, płacą do
ręki cztery [z nich], kupiłem też kradzione[4]
siodło i pistolety za jednego talara.
Etykiety:
armia szwedzka,
Patrick Gordon,
Potop,
rajtaria,
Szkoci
środa, 15 listopada 2017
Ekstraordynaryjne poczty do obozu przysłali... - cz. XII
Jesienią 1625 roku hetman Stanisław Koniecpolski wyruszył z
wojskiem kwarcianym na Kozaków. 25 października doszło do walk pod Kryłowem,
gdzie Polacy próbowali zdobyć ufortyfikowany obóz kozacki. Po kilku dniach walk
doszło 6 listopada do podpisania umowy, w której min. ustalano rejestr kozacki
na 6000 ludzi. W wyprawie nie zabrakło wojsk prywatnych – magnaci przysłali
Koniecpolskiemu liczne posiłki, zresztą wielu z nich pojawiło się u boku
hetmana na czele swoich pocztów. Poniżej spis owych pocztów, jak zwykle ciekawa mieszanka wojsk.
poniedziałek, 13 listopada 2017
Zmiana barw klubowych w 1656 roku
Ciekawy wyjątek z pamiętników Patricka Gordona, tym razem
dotyczący jego „zmiany stron” w 1656 roku. Szkot opowie nam w jaki sposób
wyszedł z celi i znalazł się na służbie starosty sądeckiego Konstantego Jacka
Lubomirskiego (to ten przystojny młodzian którego widzimy powyżej). Gordon już
ponad 13 tygodni tkwił w niewoli, nic więc dziwnego że bardzo chętnie zgodził
się na poprawę swojej sytuacji…
Starosta zapytał mnie
po łacinie, czy chciałbym przejść na służbę Korony Polskiej. Odrzekłem „Z
ogromną chęcią”. Pytał więc mnie dalej, czy wolałbym raczej służyć w gwardii
królewskiej czy pod jego komendą. Odparłem, że wolałbym pod jego komendą. Na to
znów zapytał, czy chciałbym zostać w garnizonie czy wyruszyć w pole [walczyć] u
jego boku. Odpowiedziałem, że – będąc młodym człowiekiem – wolałbym raczej,
jeżeli tylko obdarzy mnie taką łaską, służyć w polu, gdzie można zdobyć honor i
wielce się zasłużyć.
Po kilku dniach faktycznie wyszedł z więzienia i trafił do
prywatnej chorągwi dragonii młodego Lubomirskiego. Co ciekawe, Gordon wspomina
że w czasie kiedy oddział maszerował by połączyć się z główną armią, powierzono
mu zadanie wyszukiwania kwater. Dało mu to okazję zdobycia pistoletów i holenderskiego pałasza[1], nie
wspomina jednak dokładnie w jakich okolicznościach pozyskał to uzbrojenie.
Etykiety:
armia koronna,
armia szwedzka,
dragonia,
Patrick Gordon,
Potop,
wojska prywatne
czwartek, 9 listopada 2017
Semeni na pasku Paska
Nasz dobry znajomy
Jan Chryzostom Pasek w czasie swojej kariery wojskowej walczył w szeregach
różnych formacji armii koronnej. Pod komendą Czarnieckiego – włącznie ze słynną
wyprawą turystyczną do Danii – stawał jako towarzysz chorągwi kozackiej. Na
początku lat 60. przyszło mu jednak wykonywać różne „misje specjalne”, w czasie
których dowodził nieco innymi żołnierzami. Wspominałem już kiedyś na blogu o
jego walecznych dragonach, z którymi stawił czoła wolontarzom. Nieco później,
bo zimą 1662 roku, z rozkazu Czarnieckiego został wysłany z eskortą do posłów
moskiewskich. Tym razem przydano mu pod komendę ludzi 40 dobrych. Byli to semeni, zapewne z chorągwi Franciszka
Kobyłeckiego. Formacja ta rzadko pojawia
się na blogu, spójrzmy więc cóż też Pasek o nich wspomina. Nie ma tego zbyt wiele,
ale na bezrybiu i rak ryba.
Pan Jan szybko pokazał żołnierzom kto tu rządzi: przykazuje im, żeby mię słuchali, żeby się
trzeźwo chowali, a nie robili hałasów. Szybko udało im się spotkać z
poselstwem moskiewskim, semeni nie sprawiali chyba żadnych problemów –
przynajmniej Pasek nic o tym nie wspomina. Eskorta okazała się bardzo przydatna,
gdy posłowie dotarli do Nowogródka. Stał tam na kwaterach skonfederowany pułk
jazdy litewskiej, a jego żołnierze odmówili Paskowi prowiantu i podwód dla
poselstwa. Ten nie dał sobie jednak w kaszę dmuchać, szybko objął komendę nad
semenami i żołnierzami moskiewskimi (argumentując posłom, że tu o chodzi o kontempt i mego króla i waszego
cara) po czym dokonał zbrojnej demonstracji przy wkraczaniu do miasta.
Zordynowałem ich tedy
tak: semenów 40 i moja czeladź wprzód; strzelców moskiewskich, co od wozów, 15;
po obydwu skrzydłach piechota z długą strzelbą, a Moskwa konna dopiero za nami.
Takie zgrupowanie stanęło twarzą w twarz z 300 albo i więcej żołnierzy litewskich. Pasek nie ugiął się w
obliczu bandoletów i strzelby konfederatów,
twardo negocjując z Litwinami. Ważkim argumentem był w tym fakt, że semenowie i Moskwa muszkiety trzymają jak na
widełkach (…) semenowie na paradzie
stoją, Moskwa wszyscy armatno, bez ruśnice długiej żaden nie stąpi. Sprawa
rozeszła się po kościach, poselstwo zajęło w końcu kwatery a Pasek prośbą i
groźbą zdobył od mieszczan prowiant i podwody. Dalsza droga przebiegła bez
większych problemów i semeni pana Jana mogli wrócić pod swoją macierzystą
chorągiew.
Etykiety:
armia koronna,
armia litewska,
armia moskiewska,
Jan Chryzostom Pasek,
poselstwa,
semeni
wtorek, 7 listopada 2017
All, All, All, to follow him...
Dzisiejszy wpis zabierze nas do Szkocji, zresztą nieopodal
miejsca gdzie jeszcze kilka lat temu mieszkałem, czyli Leith[1].
2 maja 1662 roku generał Thomas Morgan, dowódca pozostałych jeszcze w Szkocji
oddziałów angielskich, przeprowadził
popis swojego regimentu piechoty. Żołnierze ci mieli zostać wysłani do
Portugalii, by walczyć przeciw Hiszpanom. Zobaczmy jak doświadczony[2]
oficer podniósł morale swoich wojaków:
Wczoraj generał-major
Morgan rozkazał swojemu regimentowi – liczącemu 1000 porządnych żołnierzy –
wymaszerować z cytadeli w Leith i przemówił krótko do oficerów i żołnierzy,
podkreślając jak Jego Wysokość[3]
wysoce sobie ich ceni i jak dużą uwagę poświęcono w zorganizowanie ostatniego transportu
pieniędzy i mundurów, z obietnicą rychłego uregulowania zaległości [w żołdzie];
że oto Jego Wysokość łaskawie wyznaczył regiment do honorowej służby za granicą
[czyli w Portugalii]i że i sam generał postanowił wyruszyć tam z nimi, nie
mając żadnych wątpliwości w ich gotowość do tak honorowe służby. W obliczu takiej
przemowy nie podniósł się żadnej głos oporu [wśród żołnierzy], wszyscy –
zarówno oficerowie jak i żołnierze – z wielką ochotą zakrzyknęli [że] „Wszyscy,
wszyscy, wszyscy podążą [za Morganem] by służyć swemu Królowi i Krajowi”, na co
generał kazał regimentowi powrócić do cytadeli, gdzie żołnierzom wydano pieniądze
by mogli wypić za zdrowie Jego Królewskiej Mości.
Etykiety:
Angielska Wojna Domowa,
armia brytyjska,
Karol II Stuart
czwartek, 2 listopada 2017
Polacy z postępem czasu ugłaskani
Cytowałem kiedyś fragmenty relacji nuncjusza Ruggieri, dotyczące potencjału militarnego państwa rządzone przez Zygmunta Augusta. Był tam i fragment o wadach i zaletach Polaków, tym razem chciałbym zamieścić większy kawałek z tej rewelacji. Zobaczmy ile z jego obserwacji przetrwało próbę czasy. Monsignore, prosimy...
Subskrybuj:
Posty (Atom)