Wojskowość europejska XVI-XVIII wieku [dużo], wargaming historyczny [odrobinę], a także co tam mi jeszcze przyjdzie do głowy...
środa, 30 listopada 2016
Pana Wężyka inwentarz
Kolejna perełka z 'Barwy i Broni', tym razem z nr 1 z 1934 roku. Czesław Jarnuszkiewicz wypisał tam fragmenty inwentarza Jana Wężyka z 1684 roku - jak zwykle pełno tam niezwykle ciekawych dóbr...
wtorek, 29 listopada 2016
Kadrinazi radzi i odradza - cz. X
Dawno nie było recenzji, pora to zmienić. Przyjrzymy się pracy Johna Barratta, o
przydługim tytule Better Begging than
Fighting – The Royalist Army in exile against Cromwell 1656-1660. Ukazała
się ona w tym roku, w ramach serii Century of the Soldier 1618-1721. Seria ta, z którą się jeszcze w kąciku recenzji zetkniemy, wydaje książki dwóch typów: tzw. ‘culverin’ to monografia w twardej okładce,
‘falconet’ to zawierająca kolorowe ilustracje książeczka w miękkiej okładce.
Omawiana praca należy właśnie do tej drugiej kategorii – liczy sobie bowiem 125
stron, włącznie z indeksem.
Po krótkim wstępie
i szczątkowym kalendarium wojny, mamy tu 9 rozdziałów:
1. Wojna z
Hiszpanią (6 stron)
2. Armie (Armia
Flandrii, Armia francuska, Siły Cromwella) (łącznie 8 stron)
3. Armia na
wygnaniu (13 stron)
4. Wkracza Cromwell
(17 stron)
5. Mardyke (16
stron)
6. 1658: Rozpoczyna
się kampania (9 stron)
7. Bitwa na wydmach
(26 stron)
8. Upadek Dunkierki
(5 stron)
9. Dalsze
wydarzenia (13 stron)
Tekst jest gęsto, a
wręcz zbyt gęsto, poprzetykany cytatami ze źródeł, których zresztą autor w
żaden sposób nie komentuje. Opis armii
jest do bólu wręcz skrótowy i brakuje w nim pewnych informacji – np. w
przypadku Hiszpanów nie dowiadujemy się nic o ich kawalerii. Rozdział o armii królewskiej
na wygnaniu jest zdecydowanie najciekawszy, głównie jednak dzięki bogatym
cytatom z epoki. Sam opis bitwy na wydmach to praktycznie tylko kompilacja
źródeł dostępnych w języku angielskim, do tego sam opis autora nie pokrywa się
z kolorową mapą którą mamy dołączoną do pracy (chodzi głównie o rozmieszczenie
i ilość kawalerii).
Trzy kolorowe
ilustracje autorstwa Petera Barfielda, przedstawiające żołnierzy z epoki, także
nic nie wnoszą do samej treści, są poza tym delikatnie rzecz biorąc brzydkie.
Praca zawiera także kilka kolorowych portretów z epoki, a także dużo więcej czarno-białych.
Te ostatnie są niestety często w fatalnej jakości.
Szczerze – to jestem
rozczarowany. Spodziewałem się czegoś więcej, jakoś bardziej spoistej pracy a
nie tylko takiej kompilacji źródeł (anglojęzycznych) jaką tu otrzymałem. Na
bezrybiu i rak ryba, więc lepsze to niż nic w przypadku tak słabo znanego
tematu. Jednak biorąc pod uwagę cenę (‘okładkowa’ to prawie 20 funtów) mamy tu za
mało treści i płacimy głównie za kredowy papier i kilka kolorowych obrazków.
Końcowa ocena
[według rankingu : trzeba mieć – można mieć
– lepiej odpuścić – zdecydowanie unikać] to można mieć jeżeli ktoś jest zainteresowany armią angielską/brytyjską,
a lepiej odpuścić dla całej reszty
Czytelników.
poniedziałek, 28 listopada 2016
Skarbiec pana Jana
Etykiety:
Barwa i Broń (magazyn),
Jan III Sobieski,
Regestr rzeczy...
O płaskorzeźbie w Strängnäs
Jako że zaczytuję się ostatnio w artykułach z "Barwy i Broni" z lat 30-tych XX wieku, pojawi się na blogu kilka ciekawych artykułów z tych periodyków. Na pierwszy ogień płaskorzeźba z grobowca Carla Gyllenhielma (1574-1650). Oczywiście należy pamiętać, że tak sam artykuł (napisany w oryginale po duńsku) jak i jego tłumaczenie powstały w jeszcze przed Drugą Wojną Światową - stąd też pewne ustalenia czy tezy niekoniecznie muszą się pokrywać z tym co wiemy teraz.
niedziela, 27 listopada 2016
Diabelska jazda ze Szkocji
W bitwie pod Byczyną w 1588 roku po stronie polskiej miały
walczyć dwie chorągwie rajtarii: 100-konna rota Henryka Remla i 100-konna rota
najemnych Szkotów, należących do nadwornych wojsk Zamoyskiego. Jeden z
żołnierzy armii Maksymiliana pozostawił po sobie bardzo ciekawy opis tych
jeźdźców:
Niektórzy drabanci[1] i
inni co przy tey nieszczęśliwej porażce byli, powiadają, że dwa wielkie
zastępcy czarne, jezdce i konie czarne, z czarnymi proporcami ukazali się na
ustroniu, gdzie bitwa była, co nie byli ludźmi ale skotowa czeladka[2]
szkoci sołdacy, jakoż w samej rzeczy przy kanclerzu[3] są
Skoty.
Wzmianki o czarnych strojach wojsk Zamoyskiego nie są niczym
nowym – tak miała być np. ubrana jego piechota broniąca Krakowa. Ciekawe
jednak, czy nie chodzi tu także o czernione zbroje, wszak w tym okresie
rajtaria powinna mieć na sobie sporo uzbrojenia ochronnego. Interesująca jest
też wzmianka o czarnych koniach, jak i czarnych sztandarach. Najwyraźniej tak
wyglądający rajtarzy, do tego jeszcze dość egzotyczni jeżeli weźmiemy pod uwagę
ich pochodzenie, mogli robić wrażenie na przeciwniku.
Etykiety:
armia koronna,
Byczyna 1588,
Jan Zamoyski,
rajtaria,
sztandary,
wojska prywatne
sobota, 26 listopada 2016
W obieraniu takowych pieszych
Wieki temu zamieściłem uniwersał króla Stefana Batorego, dotyczący utworzenia piechoty wybranieckiej. Dziś swoista kontynuacja, uniwersał z lutego 1580 roku pokazujący, z jakimi kłopotami borykano się przy zaciąganiu tej formacji i jak wyglądał specyficzny opór dzierżawców królewszczyzn wobec wybrańców.
Etykiety:
armia koronna,
piechota wybraniecka,
Stefan Batory
piątek, 25 listopada 2016
Bernard M.D. - gawęda o strojach
Nadworny lekarz Jana III Sobieskiego, Irlandczyk Bernard O’Connor,
pozostawił po sobie niezwykle interesujące zapiski dotyczące historii i
zwyczajów panujących w Polsce. Ciekawe byłoby od czasu do czasu coś z tego
zacytować. Na dobry początek – o strojach za panowania Sobieskiego.
Włosy ścinają wokół
uszu, jak mnisi. Noszą futrzane czapki i sumiaste wąsy, natomiast nie
korzystają z kołnierzyków. Zakładają długie płaszcze sięgające do samej
podłogi, a spodnią kamizelkę tej samej długości spinają pasem w okolicach talii.
Rękawy są bardzo wąskie, podobnie jak marynarskie, i zbiegają się w
nadgarstkach z połą biegnącą od spodu ręki aż do szyi, którą odwijają w czasie
upału i opuszczają w czasie chłodu, ponieważ nie noszą rękawiczek. Ten długi
płaszcz szyty jest z mocnej tkaniny, a w zimie podszywany dodatkowo grubym
futrem, natomiast w lecie jedynie lekkim jedwabiem (jakkolwiek widziałem na
dworze kilku możnych noszących futra, jakich zwykli używać zimą, ponieważ
stanowią one wyśmienitą ozdobę). Pod kamizelką noszą szeroką koszulę, podobną
do damskich bluzek, związaną luźno wokół szyi, z szerokimi rękawami sięgającymi
aż do nadgarstków. Spodnie są również bardzo szerokie i łączą się z
pończochami. Zamiast butów noszą zawsze, zarówno za granicą, jak i w kraju,
tureckie skórzane kozaki z bardzo cienkimi podeszwami i wydrążonymi obcasami
zrobionymi z żelaza wygiętego niczym obręcz, w kształt półksiężyca. Szablę
noszą w płaskiej pochwie o równej szerokości od rękojeści do końca, zwykle
bogato wysadzanej brylantami, chociaż to zależało od pozycji właściciela. W
całym Królestwie powszechnie przyjętym zwyczajem, nie tylko pośród szlachty, ale
także wśród pospólstwa, jest noszenie (w rękach lub na ramionach) halabardy. Dbają
o to, aby halabarda zawsze była jasna i błyszcząca, łącznie ze srebrnymi blaszkami
wokół rękojeści, niekiedy wysadzanej klejnotami. Podczas pierwszej wizyty na
dworze byłem świadkiem, jak wojewodowie i inni senatorowie nosili halabardy w
obecności króla, co stanowiło dość przerażający widok, choć równocześnie
stanowiło piękną ozdobę. Powiedziano mi, że dawniej służyło to ochronie przed
burzliwym i swarliwym ludem. Halabardy przydawały się bowiem w ścisku, gdzie
szable były bezużyteczne. Ich strój wygląda bardzo męsko, zwłaszcza u jeźdźca
siedzącego na końskim grzbiecie, i jest najkosztowniejszy z wszystkich, jakie
widziałem w Europie. Ich futra są wspaniałe i cenne – same czapki kosztują
niekiedy 20 czy 30 gwinei. Fasony ubiorów zmieniają się tam tak często, jak w
krajach zachodnich.
środa, 23 listopada 2016
Chłopi wszystko duzi, wysocy, młodzi
Pozostaniemy w klimatach tureckich, tym razem z cytowanych
już opisów poselstwa Glińskiego do Turcji.
Podawałem już na blogu wzmianki o armii tureckiej w wyprawie na Czehryń,
znalazłem jeszcze dodatkowe szczegóły. Mamy tu o wiele bardziej bojowych
wojowników niż ci z którymi mieliśmy do czynienia w 1640 roku w Bułgarii.
Rzecz dotyczy popisu z 4 czerwca 1678 roku. Mamy tam np. 6 chorągwi kawalerii, wszystko z dzidami,
pod którymi było przecię ze 400 koni. Za nimi maszerowała albańska gwardia
Kara Mustafy, to ci panowie kilka lat później będą stawiać fanatyczny opór husarii
w obozie pod Wiedniem:
Za nimi arnaułtów
piechoty szło 12 chorągwi, chłopi wszystko duzi, wysocy, młodzi – Gwardya to
wezyrska, w barwie czerwonej, sukiennej, tak jako karwaci[1]
chodzą. Kabaciki bez rękawów, pludry musułbasowe czerwone, pończoszki na nich
sukienne, haftkami zapinane, koło których szerokie inszego koloru obsznurkowane
listewki, jakich tu janczarowie, w Polsce po staroświecku rzemieślniczkowie
zażywają. Strój ten najlepiej zrozumieć z obrazów staroświeckich, jako więc
kacików koło ukrzyżowania pańskiego malują, wszyscy w kołpakach bośniadzkich,
jedni z pałaszami staroświeckimi, węgierskimi z ramienia zawieszonymi ameliami
ogromnemi, drudzy z mieczykami wąskimi, z ferdymentami, jako więc u kordów
bywały staroświeckie. Wszysyc z janczarkami, których w liczbie 12 set.
Kolejna formacja obecna na popisie to semeni, tym razem
konno: półczwarta tysiąca[2] semenów
konnych z janczarkami wszyscy w kupie bez żadnej sprawy, jako jednak oko
sądziło, ledwo ich na dwa tysiące być mogło.
Pochód głównej armii zamykała jazda: szli kupą i naciskiem bez sprawy szpahijowie, wszyscy z dzidami i
proporczykami różnych kolorów szeroką ławą się rozwiódłszy, jednak nie w
szeregu; nie było ich też więcej nad semenów; muzyka między nimi dość liczna –
bębny, trąby.
wtorek, 22 listopada 2016
Stłukliby to szmatłastwo wniwecz
Wracamy do poselstwa Wojciecha Miaskowskiego z 1640 roku,
tym razem z bardzo ciekawym opisem wojsk tureckich. W drodze powrotnej Polacy
zatrzymali się na kilka dni w Bazarczyku[1].
Tu mieli okazję przyjrzeć się lokalnym oddziałom tureckim, które nie zrobiły
jednak na nich najlepszego wrażenia. Opis jest niezwykle wdzięczny, więc
pozwolę go sobie przytoczyć w całości:
Przyjeżdżając przed
obóz, gdzie pasza beł, na pół mile wyszło przeciwko nam wszystko wojsko
tureckie, którego in numero[2] nie
beło więcej nad 400. A beło piechoty – jak pół janczarki z taką strzelbą – 4 chorągwie,
a pod jedną chorągwią nie beło więcej nad 30 abo 20 [ludzi]. Konnych zaś beło 2
chorągwi, pod jedną siedziało w pancerzach 22 ładnych wyrostów z dzidami, a to
beli pokojowi paszyni. Za nim zaś szmatłastwo, chłopcy mniejsi drudzy beli niż
mój chłopiec. Druga chorągiew zaś, beło pod nią ze 30 koni. Tylko jeden po
usarsku siedział, drudzy tylko z dzidami w lada jakich sukmaninach. To wszystko
wojsko, co z nim ten pasza, tj. hetman polny, zawsze lecie w polu nad Czarnym
Morzem leży. Choć to ich przez kilka dni ściągało się do obozu, gdyż na nich 4 dni
w Bazarczyku czekaliśmy, aż się zjadą. Jednak ich tak mało i barzo lada jakich
beło, ze 100 chłopów, dobrych Polaków, hożych junaków, stłukliby to szmatłastwo
wniwecz, bo tylko na łbie zawój, a ze łba to pudło zdjąwszy, to chłop ni
trznadel. I tak dobrze powiedają o naszym jednym Mazurze, co się bał Turczyna,
i rozmyśliwszy się, uderzy nań. Zabiwszy go rzecze: „Nie ciebiem się bał, panie
kudła, ale twego pudła”.
niedziela, 20 listopada 2016
Serenissima i jej cavalleria leggiero
Dziś znów odwiedzimy Republikę Wenecką i przyjrzymy się
bardzo ciekawemu opisowi wyposażenia jej lekkiej kawalerii. W 1606 roku
planowano wystawić 650 cavalleria leggiero,
opłaconych przez miasta Republiki. Włoski kondotier Martinengo, który od
1597 roku służył jako tytularny dowódca lekkiej jazdy, napisał specjalne
memorandum dotyczące ekwipunku planowej jednostki.
Jeźdźcy mieli posiadać napierśniki (odporne na ogień
arkebuzów) i napleczniki (odporne na ogień pistoletowy); a także odporne na
ostrzał z pistoletów salady. Dodatkowe, już nie tak odporne części pancerza,
miały osłaniać ramiona, nogi do kolan i pozostałą część pleców. Uzbrojenia
ochronnego dopełniały rękawice.
Uzbrojenia zaczepne to dwa pistolety z zamkami kołowymi w
olstrach przy siodle, a także miecz lub sztylet. Połowa z kawalerzystów powinna
mieć dodatkowo arkebuzy z zamkiem kołowym, noszone na bandoletach. Pozostali
mieli być uzbrojeni w lance – brak jednak dodatkowych informacji o tej broni.
Mimo że sama idea została zapewne - głównie z powodów
finansowych i braku odpowiedniego wyposażenia – na papierze, pokazuje jednak
bardzo ciekawą ideę formacji arkebuzerów konnych z początku XVII wieku.
Specyficzna jest oczywiście rola lancy, w obliczu tureckiego przeciwnika
widziano jednak dla niej zastosowanie.
sobota, 19 listopada 2016
Wio koniku, rzekł majętny kupiec
Wspominałem kilkakrotnie na blogu opisy milicji miejskiej z
Gdańska, włącznie z konnymi mieszczanami defilującymi przed miastem. Okazuję
się, że taka formacja nie była wyjątkowa dla miasta Neptuna. W 1621 roku, w
należącym do rodu Radziwiłłów Słucku, chciano także wystawić taki oddział.
Bogaci mieszczanie – bo tylko ich było stać na tak poważny ekwipunek –mieli stawić
się do służby w następujący sposób:
Każdy w rynku
mieszkający y każdy kupiec, komory swe w rynku mający, i każdy cechmistrz ma w
domu swoim mieć siodło dobre, i wszystek konny rynsztunek (…)i sami setnicy tak
strzelbę, z orężem, jako i konny rynsztunek (…) w domach swych mieć zawżdy powinni
będą.
Idea pozostała chyba tylko jednak na papierze, bo brak
informacji o konnej służbie mieszczan.
piątek, 18 listopada 2016
Dzida, buzdygan i trzy kopije
Opisy XVII-wiecznej wojskowości mołdawskiej i wołoskiej są
na blogu zawsze w cenie – armie interesujące, a materiałów jak na lekarstwo.
Dużą pomocą są tu opisy poselstw przejeżdżających przez hospodarstwa, z reguły w drodze do lub z Turcji. Znalazłem
kilka takich ciekawych wyjątków z 1640 roku, kiedy to polskie poselstwo
Wojciecha Miaskowskiego, w drodze do sułtana, zawitało do Jass.
Na pół mile od miasta
naprzeciwko JMci P. Posłowi hospodar[1]
wysłał brata swego i hetmana, i kanclerza, i wszystkich senatorów, i 6 chorągwi
Kozaków żołnierza, z wojskową muzyką.
Owi ‘Kozacy’ mogą być zarówno najemnymi Zaporożcami jak i po
prostu jazdą (kozakami) najemną, która była złożona z dość międzynarodowego
towarzystwa.
Kilka dni później hospodar Lupu postanowił po wizycie w cerkwi
wybrać się na przejażdżkę, oczywiście z odpowiednią eskortą.
Tym krajem przed nim
szło trzy chorągwie Kozaków. Po tym kilkadziesiąt janczarów piechotą szło z
muszkietami. Po nich dwa konie powodowane. A sam hospodar za nimi na siwym
koniu wołoskim jechał w sobolej szubie, złotogłowy, haftowany wierzch, podle
niego dwaj janczarów w szumakach czerwonych, aksamitnych biegło po błocie z
dzidami, za nim pokojowy z jego buzdyganem i z szablą jechał i trzy kopije
niesiono.
Polskie poselstwo odprowadzał wspominany już niegdyś
karałasz, który 4 konie w kolasie cisawe
miał, a koń za kolasą.
Po przejściu na multańską
(tj. wołoską) stronę, także i tu Polakom towarzyszyła liczna eskorta: raz
3, potem 4, a nawet 7 chorągwi wojska, mamy też nieco opisów wołoskich
żołnierzy. W Gorgicach (St. Gheorghe) poselstwo miał przywitać kapitan tego miasta i 4 chorągwi żołnierzów
na wałachach dobrudzkich porzannych, koń konia lepszy. Przed miastem samym
piechoty 2 chorągwi z muszkietami wyszły.
Z kolei eskorta w Bukareszcie to bojarów osobistych z dziesięć osób, a 7 chorągwi żołnierza, na koniach wszystko
dobrych, koń konia lepszy. Z kolei żegnało Polaków kilkanaście bojarów hospodarskich, chorągwi wszystkich 20 – 10 chorągwi
konnych, a 10 pieszych – beło pod wszytkimi więcej niż półtora tysiąca.
Etykiety:
hospodarstwo mołdawskie,
hospodarstwo wołoskie,
poselstwa
czwartek, 17 listopada 2016
Sobole wkraczają do Warszawy
Obiecałem wczoraj, że zamieszczę opis wjazdu poselstwa
Puszkina do Warszawy w marcu 1650 roku. Mieliśmy okazję przekonać się, jakimi
to przyjemnostkami przerzucali się posłowie z polską delegacją, jednak samo
wkroczenie Moskwicinów do stolicy przebiegło bez zakłóceń. Poniżej opis podany
za artykułem Ludwika Kubali:
Szły przed nimi cechy
starej i nowej Warszawy, dalej piechota z różnych regimentów i 200 Węgrów
królewskich[1].
Następnie jechało dwóch Moskali: jeden w sobolej aksamitnej czerwonej ferezyi,
ale starej, przepasany złotym łańcuchem; drugi w ferezyi aksamitnej polskim
krojem, ale letniej, chociaż to było w marcu. Za nimi prowadzono trzydzieści
koni małych, w kapach z mitakami. Następował potem generał Ubald[2] na
czele 2 kompanii dragonii królewskiej, a potem rozmaite sotnie kozackie od
różnych panów zebrane[3]. Za
nimi jechało czterech dworzan carskich pięknie ubranych; następnie chorągwie
husarskie kanclerzów i arcybiskupa, po które umyślnie posyłano; potem dworzanie
moskiewscy przeplatani z polskimi, a przed samą karetą jechał bratanek Puszkina,
ładny dziesięcioletni chłopak. Za karetą postępowało 60 koni jazdy moskiewskiej[4],
druga kareta sześciokonna, 4 wózki po 4 konie, a na jednym z nich stała klatka
z dwoma żywemi sobolami. Zamykała pochód gwardya królewska[5].
Poselstwo całe liczyło 120 osób i jakie 100 wozów naładowanych futrami
sobolowemi, które się później dopiero przez Wisłę przeprawiły i w dworcu
poselskim stanęły. Wolno było bowiem posłom obu narodów trudnić się handlem i
wozić przy sobie kupców, z czego zysk niemały mieli.
Ostatnia wzmianka o handlu futrem urocza, jakoś sobie widać
posłowie musieli dorabiać…
środa, 16 listopada 2016
Polsko-moskiewskie rozmówki dyplomatyczne z roku 1650
W marcu 1650 roku do Warszawy przybyło poselstwo moskiewskie,
na czele z Gawryłem Puszkinem. Dyplomaci stanęli pod stolicą, król – z różnych
względów – nie bardzo chciał ich u siebie przyjmować. Moskwicinów przywitali
wreszcie Kazimierz Tyszkiewicza, podczaszy Wielkiego Księstwa Litewskiego i
Wojciech Wessel, chorąży nadworny koronny. Doszło wtedy do bardzo specyficznego
dialogu, który pokazuje że mimo upływu lat dyskurs polityczny aż tak się nie
zmienił. W rolach głównych T[yszkiewczi], P[uszkin] i W[essel]. Spór zaczął
się, gdy panowie zaczęli się wykłócać kto kogo ma mieć „po prawej ręce” w
karecie.
T: Przyjmowałem ciebie
panie Puszkin, gdyś był w poselstwie ze Lwowem, a mieliśmy wtedy prawą rękę.
P: Łżesz Tyszkiewicz,
a to i teraz prosiłeś nas do swojej karety, a powiadasz, że to królewska kareta
T: Gdybyś ty nie było
w osobie carskiej, za takie słowa u nas biją w gębę.
P: I u nas durnych
biją którzy nie umieją czcić posłów wielkich, bo ty tylko nas znieważasz. [Zwracając
się do W:] A ciebie jak zowią?
T: To jest chorąży
nadworny koronny, starosta różański, tykociński i białostocki
P: A czemuż ty do mnie
nic nie mówisz?
W: Bo nie rozumiem, co
mówicie
P: A na cóż ciebie
głupiego do mnie król przysłał
W: Nie jak głupi, ale
mnie do was głupich posłano z taką waszą polityką – mój hajduk mógłby do was
poselstwo odprawić
P: Skurwisynu, hajduk
z tobą razem! Nie zaprzej się tego przed królem, jako nas bezcześcicie. Nie tak
nas, wielkich posłów, śp. król Władysław szanował i przyjmował; będziemy
wiedzieć, jako się o to u króla domawiać.
Tak sobie panowie od serca porozmawiali… Na szczęście przybył
goniec od króla, zapraszając do wkroczenia do Warszawy. Jutro przyjrzymy się,
jak ów wjazd wyglądał.
poniedziałek, 14 listopada 2016
Tych zdrad i forteli już mają dosyć
Wracamy do blogowania po pewnej przerwie, spróbuję teraz
pisać nieco częściej. Jako że nawet w Szkocji robi się już coraz zimniej, dziś
coś w zimowych klimatach. Epizod komiczno-dramatyczny z zimy 1581/1582 roku,
kiedy to wojska polsko-litewskie bezskutecznie oblegały Psków. W rolach
głównych polski szlachcic i jego koń, w rolach epizodycznych mróz, Moskwicini i
Jan Zamoyski.
Postawił go był w nocy
na ostatniej placówce niedaleko rowu twierdzy Bazyli Żórawiński. Kiedy już z
zimna prawie cały zdrętwiał, a koń się nagle, jak zwykle na zimno, silnie
otrzepał, nasz towarzysz, już mało żyw, nie mogąc się na koniu utrzymać, runął
na ziemię. Noga jednak została w strzemieniu, a koń w pędzie zawlókł go aż
prawie pod same bramy miejskie. Szlachcic, nie mogą sobie dać rady, zaczął
głośno wołać ratunku. Natychmiast posyła mu [Jan] Zamojski pomoc, polecając
wszakże wysłanym żołnierzom, żeby się na oślep nie rzucali w niebezpieczeństwo.
Załoga [moskiewska] która wyległa na mury, myśląc że to fortel, odpowiedziała
śmiechem, wołając, że tych zdrad i forteli już mają dosyć i więcej się na taką
podrywkę nie złapią. W ten sposób został od naszych uratowanych.
Subskrybuj:
Posty (Atom)