niedziela, 5 lipca 2015

Bronią wszelaką, jastrzębiem i psami


Aleksander Kryczyński, rotmistrz chorągwi tatarskiej służący w drugiej połowie XVII wieku w armii koronnej, przeszedł to historii głównie za sprawą buntu Lipków. Jako jeden z jego pomysłodawców, został przez sułtana nagrodzony tytułem beja Baru – długo się nim jednak nie nacieszył, gdyż jesienią 1673 roku zginął z ręki Tatarów pragnących wrócić pod władzę polskiego króla.
Zanim jednak pan Aleksander przeszedł na służbę turecką, walczył przez lata w szeregach armii koronnej. Gdy jednak przeciwnika nie stało, krewki rotmistrz potrafił sobie znaleźć takiego wśród sąsiadów. W okresie 1659-1670 oficer zamieszkiwał bowiem, jako posesjonat, w wiosce królewskiej Wólce Horodeleckiej, w okolicach Sokala. Od czasu do czasu tatarski rotmistrz, w eskorcie czeladzi, ludzi luźnych a i nawet towarzyszy spod swoich chorągwi, urządzał sobie zajazdy na posiadłości sąsiadów. Nierzadko dochodziło do krwawych starć, a sądy w Bełzu i Lublinie miały roboty na lata.
Jeden z zapisków sądowych przepięknie opisuje nam uzbrojenie dwóch swawolników służących panu Aleksandrowi. W październiku 1659 roku Iwan Harasimow i Jan Iwanicki mieli napaść pod Bełzem dwóch chłopów: Sawkę i Oleksę. Pierwszy z zaatakowanych został ciężko rannych, drugiego napastnicy obdarli z siermięgi, zostali jednak zaraz potem zmuszeni do ucieczki przez grupę chłopów z pobliskiej wioski. Oto jak miała być uzbrojona owa wojownicza czeladź KryczyńskiegoL
Napastnicy, siedzący nas okulbaczonych koniach, uzbrojeni byli w szable, pistolety w olstrach, ładownice, długą rusznicę z krzosem, łuk, łubie z 24 strzałami i siekierkę hajducką. Na ręce jednego z nich siedział jastrząb z dzwonkami, przy koniach biegły psy myśliwskie: płowy  chart i czarny wyżeł.

Oj narzekali w okolicy na takie towarzystwo nationis Scythicae tak chłopi jak i szlachta. 

1 komentarz: