sobota, 17 listopada 2012

Wierny kompanion pana Stefana



Śmierć zabrała Stefana Czarnieckiego 16 lutego 1665 roku we wsi Sokółka w pobliżu Lwowa. Weteran kolejnych wojen toczonych przez Rzplitą – pan Stefan mógł się bowiem pochwalić karierą wojskową trwającą 46 lat – umierał kilkanaście dni po tym jak doszła go wieść o otrzymaniu buławy polnej koronnej. Gdy dowiedział się o nominacji miał powiedzieć jeżeli przyjdzie umrzeć, ta buława będzie chyba ozdobą grobowca, który mię przywali. Hetman wyspowiadał się u swojego kapelana, jezuity ks. Dąbrowskiego, który towarzyszył mu w czasie ‘Potopu’ w Pomeranii i Holzacyi, także Danii. Przyjął komunię świętą po  czym w mizernej chatce bohatyrską położył głowę. W drodze w zaświaty towarzyszył mu jednak jeden wierny kompanion. Oddajmy  głos kronikarzowi:
Miał konia tarantowatego, haniebnie sprawnego i szczęśliwego, do boju także rączego, stojącego w sieni, którego przed śmiercią przykazał masztalerzowi, aby doglądał należycie; ta bestya zasługując pana i śmierć jego przeczuwając, nie chciał nic jeść ani pić, nogami w ziemię bijąc, wzdychając i jęcząc, na wchodzących i wychodzących oglądając się, jakoby rozumny człek przeczuwszy śmierć pana swego, padł na ziemi, stękając, zdechł, nie chcąc inszego cierpieć jeźdźca.

2 komentarze:

  1. Czolem, ciekawe ze XIX wieczny malarz, http://pl.wikipedia.org/wiki/Leopold_L%C3%B6ffler, konia namalowal siwkiem (w drugiej wersji jest siwkiem jablkowitym... Piekna bardzo romantyczna opowiesc i o hetmanie, i o jego wiernym rumaku. Vernet syn namalowal jej podobna wersje francuska z wojen napoleonskich.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie wątpię że jeszcze w kilku krajach mają podobne historie :)

    OdpowiedzUsuń