Stefan Czarniecki
był dowódcą surowym, który zwykł swoich żołnierzy trzymać ‘krótko’. Czasami
jednak zdarzały mu się sytuacje, w których okazywał też nieco poczucia humoru.
Niezastąpiony Jan Chryzostom Pasek przytoczył w swoich pamiętnikach taki
ciekawy przypadek z 1660 roku, kiedy to dywizja Czarnieckiego walczyła z
wojskami moskiewskimi. Polacy mieli się przeprawić przez Drucz, idąc z pomocą
Litwinom. Nie było czasu na budowanie mostów, regimentarz miał więc zakrzyknąć:
- Pływaliśmy przez morze: i tu trzeba; Pana Boga
wziąwszy na pomoc, za mną!
Po czym dał
przykład żołnierzom, przepływając jako pierwszy. Kiedy jego koń, z trudem bo z
trudem, wyszedł na drugi brzeg, Czarniecki zaczął zachęcać swoich żołnierzy do
działania. Chorągiew w której służył Pasek, weszła do wody. Oddajmy więc głos
pamiętnikarzowi i zobaczmy co się stało:
Nasz pierwszy towarzysz, Drozdowski, miał konia,
co go był nieświadom, a on pływał jakoś dziwnie na bok; skoro tedy tak uczynił,
zaraz go woda zniosła z konia, począł tonąć konia puściwszy. Jam go uchwycił za
ramię, drugi towarzysz z drugą stronę, takeśmy go między sobą pławili. Skorośmy
go wynieśli, aż mówi Wojewoda [Czarniecki]: „Macie szczęście, panie bracie: są
tu wielkie ryby, połknąłby was był szczupak całkiem i z pancerzem” (na to
przymawiając, że to był chłopek małego [w]zrostu).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz