[Tydzień z lisowczykami, wpis 7/7]
W ostatnim wpisie tego tygodnia, nieco w nawiązaniu do
poprzedniego, ciekawy zapisek o tym jak w ramach własnych jednostek sprawdzano
liczebność lisowczyków. Rzecz dotyczy pułku Stroynowskiego w 1622 roku, z
tekstu wynika że miało to mieć na celu lepszą kontrolę oddziałów, lepszą jakość
żołnierza. Im więcej niepotrzebnego
motłochu tym większa szansa, że takie luźne grupki zaczną się urywać spod
chorągwi i plądrować po drodze, czego starano się (przynajmniej w teorii)
uniknąć w czasie przemarszu przez neutralne czy wręcz (znów w teorii) przyjazne
terytoria.
Po takiem
rozporządzeniu chorągwi, uchwalono było, aby każdy towarzyszy podał w regestrze
wszelką duszę ludzką, którąby jakimkolwiek sposobem przy sobie trzymał, swemu
rotmistrzowi, a rotmistrze pułkownikowi. Przetoż i to zaraz postanowione było,
aby z każdego noclegu gdy się wojsko ruszy (a daleko więcej po jakiejkolwiek potrzebie)
zaraz w polu każdy rotmistrz, abo w niebytności jego porucznik, w głos pytał
zastanowiwszy się, jeżeli kto z jego chorągwie nie zginął i żeby
niedorachowaszy się kogo, zaraz dawał znać pułkownikowi.
(…)
Co wszystko, aby
wszyscy wiedzieli, wytrębowano po wojsku; dokładając tego z rozkazania J. M.
Pana pułkowniczego, aby każdy pomniąc na takowe w swoich powinne się co dzień
rachowanie, motłochu z sobą niepotrzebnego nie brał,a tylko zdolną czeladź a na dobre konie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz