W 1642 roku 22-letni książę Bogusław Radziwiłł, jak wielu innych młodzieńców w tym okresie,
przyłączył się jako ochotnik do armii Zjednoczonych Prowincji. Wojna 80-letnia
była dobrą okazją do zdobycia doświadczenia w służbie militarnej, a Hiszpanie
byli nader srogimi nauczycielami… Poniżej dwa zapiski księcia, dotyczące
jednego ze starć z tej kampanii. Mało brakowało, a Leszek Teleszyński nie miałby okazji zagrać swojej kultowej roli.
I wersja książęcej autobiografii:
Wyprawiono z Reinberka w półtora
tysiący jazdy i z sześcią set piechoty gen[eralnego] gemmisarza Reingrafa[1] na
czatę pod Geldryją, żeby pułk grafa Izambruka i drugi hiszpański, z Geldryi do
Wenlau na Stral idący, przejmował, co się i stało, bo rano barzo między Stralem
a Wenlau na grobli te pułki zaskoczył i zniósł. Ja, będąc woluntarzem, miałem w
tej rankontrze przednią straż z piąciądziesiąt woluntariuszów, między którymi
był jeden książę lejneburskie[2], dwaj
grafowie fon Waldek[3]
i jeden de Dona Henrych[4], drudzy,
zacna slachta, którzy mnie nie odstąpili. Uderzyliśmy się tedy onych na grobli,
gdzie wielki fortel mieli, bo z jednej strony zakrywały ich bagna, z drugiej
strony fosa albo Ren; to nam pomogło, że się deszcz puścił, że knoty pogasły.
Znieśliśmy tedy ich, wziąwszy pięć chorągwi, 3 kapitanów, 2 poruczników, 6
chorążych i 300 więźniów. Żaden by nie
uszedł był nieprzyjaciel, ale Reingraf szwankowawszy casu
w trzęsawicy, z koniem był od rajtaryi hiszpańskiej wzięty,
zaczem my, bez wodza zostając, nie śmieliśmy więcej tentare.
W tej potrzebie książęcia lejneburskiego w prawą nogę z
muszkietu postrzelono, grafa Waldeka, teraźniejszego generała nad kawaleryją
szwedzką, także w ud trzema kulami, od czego kaleka, grafowi Donawowi konia zabito,
mego konia trzema pikami w szyję przebito i mnie samemu już wystrzelonym
muszkietem po ramieniu się dostało, tak żem niemal z konia spadł.
II wersja książęcej autobiografii:
Szło wojsko potem do Rejnberku, skąd
Rejngrafa wyprawiono w tysiącu koni na czatę; z którymem i ja chodził. Między
Wenlą i Rurimundą trafiliśmy na dwa tysiące piechoty i trzysta rajtaryjej
hiszpańskiej, z którymi ludźmi zwiedliśmy potrzebę na grobli, gdziem ja
kredensował wszystkim, mając ze trzydzieści koni woluntariuszów z sobą, ludzi
bardzo zacnych, jako to książęcia linemburskiego, grafów Waldeków i grafa von
Dohna. Pode mną konia postrzelono, książęcia linemburskiego w nogę, grafa
Waldeka także, grafowi von Dohna konia zabito. Samiśmy tych ludzi przełamali,
ale wodza naszego Rejngrafa Hiszpani wzięli byli, bo koń z nim szwankował.
Wzięliśmy chorągwi cztery i więźniów 370.
To dopiero były zabawy
młodzieży, nie tam jakieś granie na konsoli czy wypad na dyskotekę… Co ciekawe,
kilkanaście lat później część z tych panów znów miała okazję spotkać się na
polu bitwy, walcząc w szeregach armii szwedzkiej i brandenburskiej w kampaniach
„
[1] Wydaje
mi się, że chodzi o Adolfa von Salma.
[3] Jeden z
nich to nasz ‘dobry’ znajomy z czasów Potopu, czyli Georg Friedrich von
Waldeck.
[4]
Prawdopodobnie Heinrich zu Dohna, który w 1642 roku miał zaledwie 18 lat.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz