Zapewne każdy zna historię Robaka, słynnej wydry pana Paska,
którą ten – chcąc nie chcąc – podarował Janowi III Sobieskiemu. Król uwielbiał
swojego pupila, zwierzak jednak marnie skończył. Pewnie dnia Robak wyrwał się
spod obroży i biegając na wolności spotkał dragona. Ten, nie wiedząc czy to chowane czy dzikie, uderzył berdyszem, zabił. Szybko zresztą znalazł też kupca na wydrze
futro, sprzedał je bowiem przechodzącemu Żydowi
podróżnemu, pińczowskiemu. Obu
jednak złapano i przyprowadzono przed oblicze króla. Oddajmy głos Paskowi i
zobaczmy jak cała sprawa się skończyła:
Spojrzy król na skórkę
, zatka oczy jedną ręką, drugą ręką się porwie za czuprynę, pocznie wołać: „Zabij,
kto cnotliwy! Zabij, kto w Boga wierzy!” Wrzucono obydwu do wieży; conclusum[1] żeby
dragona rozstrzelać; dysponować[2] mu się
kazano. Przyszliż jednak do króla księża spowiednicy, biskupi; perswadowali, prosili,
że nie zasłużył na śmierć, ignorancją zgrzeszył. Ledwoć effecerunt[3]że
nie kazano rozstrzelać, ale na praszczęta[4]
przez [Franciszka] Gałeckiego
regiment. Stanął tedy regiment dwiema szeregami według zwyczaju; dekret taki,
żeby piętnaście razy biegał, odpoczywając nihilominus[5] na
skrzydłach. Przebieżał dwa razy – ludzi w regimencie półtora tysiąca, każdy po
razie zatnie – trzeci raz padł w pół szeregu; nad prawo sieczono i leżącego.
Takci wzięto go w prześcieradło, aleć zaś powiedano, że się nie mógł
wysmarować.
Straszliwa kara, jak widać gniew królewski trudno było
uśmierzyć. Chyba lepiej byłoby dla dragona, gdyby go rozstrzelał oddział
kamratów…