wtorek, 9 sierpnia 2016

Od koni kanibali po smagłe dziewczęta


Miałem dziś kontynuować  wątek starcia pod Zakrzewem (na moim FB mamy bardzo ciekawą dyskusję na temat wczorajszego spisu), ale że jeszcze zbieram źródła, musi to trochę poczekać. Jako że mój ukochany pierworodny zdecydował o 6 rano, że spanie jest przereklamowane, mam okazję napisać nowy wpis. Pozostaniemy jednak w klimatach rajtarii, tym razem jednak polskiej z roku 1660. Jeden z moich ulubionych pamiętnikarzy z XVII wieku opisze nam najgorszy i najlepszy moment swojej kampanii przeciw armii Szeremietiewa.
W czasie bitwy pod Cudnowem, Hieronim Chrystian Holsten wpadł do niewoli moskiewskiej; gdy zraniono mu konia, złapał mnie za kark półniemiecki Moskwicin. Rajtar spędził aż trzy tygodnie w otoczonym przez armię koronnym obozie Szeremietiewa i – co dość zrozumiałe – nie wspomina tego pobytu najlepiej.
Zapanował tak wielki głód, że nie da się tego opisać, ponieważ nasi Polacy i Tatarzy tak mocno ich zablokowali, że mogli oni wyjść najwyżej na 20 kroków z obozu. Koń pożerał z głodu drugiego konia[1], do tego nie można było znaleźć ani liści, ani drzewa, ani korzeni drzew. Nam jeńcom podrzucali od czasu do czasu z litości kawałek surowego końskiego mięsa. Z gnatów robiliśmy zaraz ogień i węgle, na którym mięso piekło się całkiem na czerwono. Od Niemców[2] otrzymywaliśmy także czasami kawałek mocno spleśniałego chleba. Moczyliśmy go w wodzie i robiliśmy z tego zimną zupę w ustach, ponieważ w naszej jamie[3] własnymi rękami wygrzebaliśmy jeszcze małą dziurę, aby móc czerpać wodę pitną na nasze potrzeby.
Gdy po kapitulacji wojsk moskiewskich Holsten i spółka wrócili w szeregi własnej armii, przedstawiali straszny widok. Nasze żołądki i ręce pokurczone były zupełnie jak puste dudy, dym z gnatów końskich zabalsamował nas całkowicie.
Nasz dzielny rajtar miał jednak okazję podreperować zdrowie, gdy jego regiment pozostał na Ukrainie na leżach zimowych.  W porównaniu z poprzednimi doświadczeniami, dzielny wojak i jego koledzy spędzali teraz czas w komfortowych warunkach.
Tę połowę zimy spędziliśmy więc za ukraińskimi piecami chlebowymi, gdyż tu, gdy gospodarz chce iść spać, włazi z żoną do worka, podobnie pachołek i dziewka, każdy w swoim worku i tak śpią wszyscy, a cielęta i świnie obok pieców. Dobre mięso i chleb, miód, gorzałka i tytoń były naszym zwykłym wiktem. Moją najlepszą rozrywką było to, że stale mogłem jeździć na łowy, gdyż miałem dobre psy i sokoły. Wieczorem zabawialiśmy się z ukraińskimi, smagłymi dziewczętami i tak połowa zimy zbliżała się do końca.





[1] Scena jak z horroru…
[2] W służbie moskiewskiej.
[3] Holsten trzymany był w czworokątnej jamie, razem z czterema innymi Niemcami i trzema Polakami. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz