Z dużym zainteresowaniem przyjąłem wydanie w tym roku pracy
Bartosza Głubisza Jazda kozacka w armii
koronnej 1549-1696. Temat to wszak szalenie interesujący, do tego bardzo
ambitny cel – opisanie formacji która była swoistym koniem roboczym armii
koronnej. Co prawda nieco mnie zdziwiło zdanie na obwolucie, mówiące o tym że
jazda kozacka walnie się przyczyniła do zwycięstw pod Kircholmem i Kłuszynem –
pomyślałem jednak, że może to być tylko reklama ze strony wydawcy, nijak mająca
się do treści. Spójrzmy więc co możemy znaleźć w samej pracy.
Oprócz wstępu i zakończenia, praca podzielona jest na trzy
rozdziały (każdy liczący mniej więcej podobną ilość stron):
I. Pierwsze roty kozackie. Jazda kozacka w latach 1549-1579.
II. W cieniu husarii. Jazda kozacka w latach 1598-1647.
III. Kawaleria uniwersalna. Jazda pancerna w latach
1648-1696.
W każdym z nim możemy znaleźć podobne podrozdziały:
Organizacja, Uzbrojenie, Skład społecznyu i narodowościowy, Finanse i sytuacja
materialna żołnierzy, Udział jazdy kozackiej/pancernej w działaniach zbrojnych
w wybranym okresie. Do tego w rozdziale trzecim mamy jeszcze „Przyczyny upadku
jazdy pancernej pod koniec XVII wieku.
Tym razem zacznę jednak od końca, czyli kwestii
bibliografii. Jest to o tyle ważne, że od razu pokazuje sposób w jaki do badań nad
tematem podszedł autor. Na liście bibliograficznej mamy rozliczne źródła
drukowane, jeszcze więcej opracowań (czasami dość zaskakujących, jak np. wiele
prac popularno-naukowych z serii „Historyczne Bitwy”) za to w pozycji „starodruki”
znajdziemy zaledwie dwie (sic!) pozycje, dotyczące zresztą tylko jednego
konfliktu (powstań kozackich z okresu 1637-38). Porównajmy to teraz z
buńczucznymi zapowiedziami autora, który we wstępie pisze o „kompleksowym
obrazie jazdy kozackiej” i „wnikliwiej analizie wojskowości staropolskiej”, od
razu możemy zacząć podejrzewać, że coś tu jest nie tak. Temat niezwykle
obszerny, co najmniej na pracę doktorską czy habilitację (podczas gdy mamy do
czynienia z pracą magisterką), napisany bez wizyt w archiwach? Żadnego
studiowania dostępnych listów przypowiednich, komputów, rozlicznej korespondencji?
Autor wspomina we wstępie o używaniu w swoich badaniach komputów, popisów
wojska oraz akt wojskowo-skarbowych
-problem tylko, że korzystał wyłącznie z tych które już ktoś przed nim
opracował i opublikował, brak tu więc jakiegokolwiek wkładu własnego.
Widać to zwłaszcza przy okazji – zupełnie jak dla mnie
bezsensownego – publikowania obszernych fragmentów komputów, które jednak nic
nie wnoszą do treści pracy. Chyba że mają służyć jako wypełniacz miejsca? Kilka
przykładów:
- przy wyprawie mołdawskiej Zamoyskiego autor serwuje nam
(oczywiście za artykułem opracowanym przez kogoś innego) listę pułków i
wymienia wszystkie obecne tam chorągwie kozackie
- absolutnie kuriozalne to publikowanie na stronach 123-132
pełnego komputu na wojnę chocimską, który opracowali Z. Hundert i K. Żójdź
(źródło to zresztą jest źle opisane w przypisie, gdzie autor zignorował Z.
Hunderta jako jednego z redaktorów). Mamy więc wypis wszystkich pułków,
włącznie z husarią, rajtarią czy piechotą. Po co to? Czemu to ma służyć?
- jeszcze gorzej jest w przypadku drugiego rozdziału, gdzie
mamy wszystkie chorągwie kozackie pod Żółtymi Wodami i Korsuniem (str. 194-195),
wszystkie z zaciągów wojewódzkich 1648 roku (str. 196-198), Beresteczkiem
(205-209) czy Batohem (210-211). Totalne wodolejstwo, nic nie wnoszące do
treści pracy.Aż się prosiło o jakąś analizę liczebności jazdy kozackiej na tle innych formacji jazdy
w armii: tak w przypadku całej armii jak i poszczególnych pułków. Zamiast tego
mamy przydługi fragmenty przepisane z innych prac.
Co gorsza, autor nie zadał sobie trudu i nie próbował
identyfikować oficerów jazdy, pozostawiając oryginalne zapisy jak ‘chorągiew
pancerna jp. wojewody sandomierskiego” czy „chor. pancerna jp. podczaszego”.
Podpowiem: spisy urzędników koronnych są dostępne, opracowano je lata temu i
wydano drukiem, naprawdę można je znaleźć i wyjaśnić czytelnikom kim jest ów
tajemniczy podczaszy w danym roku. Rozumiem jednak, że jak nie było tego w
opracowaniu na którym oparł się autor, to już nie było sensu marnować na to
czasu?
Autor w swej „wnikliwej analizie” pełnymi garściami czerpie
od innych autorów, podając po prostu swoimi słowami to co inni napisali już
przed nim. Klasyczny przykład to str. 63-66, gdzie dwanaście kolejnych
przypisów odnosi się do pracy M.
Plewczyńskiego, czy też str. 103-105 z kolejnymi dwunastoma przypisami do innej
pracy M. Plewczyńskiego.
We wstępie wspomniano o „kompleksowym obrazie”, nic więc
dziwnego że autor stawia różne tezy dotyczące jazdy kozackiej. Przyjrzymy się
niektórym, bo też są niezwykle ciekawe:
- dla okresu 1598-1647 jazda kozacka to według autor a tylko roty zaciężne służące w armii koronnej, otrzymujące żołd, formowane
sposobem towarzyskim, których dowódca wybierany był przez króla bądź hetmana
wielkiego koronnego. Oznacza to więc, że np. chorągwie lisowczyków
wchodzące w skład w armii koronnej (np. w czasie wojny o ujście Wisły) już nie
były kozackimi? A co z chorągwiami powiatowymi czy pospolitym ruszeniem
służącym po kozacku? Jazdą kozacką nie były też według takiej definicji
chorągwie prywatne, nieprawdaż? Oj kłania się brak znajomości źródeł…
- lisowczycy to tu zupełnie odrębna formacja, a jednym z ich
wyróżników jest poruszanie się komunikiem. Tak jakby oddziały kwarciane czy
komputowe nigdy komunikiem nie maszerowały na wroga
- nie wiedzieć czemu autor upiera się, by całość jazdy kozackiej
od 1648 roku nazywać jazdą pancerną. Ech, znów należy odesłać do źródeł,
chociażby komputów i popisów armii, gdzie nazwa kozacy czy jazda kozacka
występuję nagminnie
- według autora od 1647 roku jazda kozacka zaczęła ewoluować w kierunku formacji średniozbrojnej
. Podstawą tej tezy nie jest jednak analiza listów przypowiednich czy źródeł
ikonograficznych, a fakt wyodrębnienia w ramach jazdy kwarcianej dwóch chorągwi
wołoskich. Dziwny tok rozumowania…
- z wojny o ujście Wisły autor wysnuwa wniosek, że jazda
polska miała małą odporność na zmasowany ostrzał z broni strzeleckiej. Naprawdę,
nie chcę się nad tym rozwodzić, bo czy jest sens?
Co do składu społeczno-narodowościowego chorągwi kozackich:
dopóki autor może korzystać (dla XVI wieku) z pracy M. Plewczyńskiego wszystko
jest w porządku, wszak badacz ten wszechstronnie zanalizował owo zagadnienia. W
dwóch kolejnych rozdziałach mamy jednak na ten temat bardzo ogólne informacje,
bez żadnej dogłębnej analizy. Autor nie podjął próby przeanalizowania rolli
popisowej chociażby jednej chorągwi
kozackiej – znów kłania się podejście do źródeł.
Bardzo słabe są fragmenty dotyczące udziału jazdy kozackiej w
działaniach bojowych. Oparte głównie o opracowania (np. „Historyczne Bitwy”),
są bardzo pobieżne a i dobór starć dziwi. Przykład z mojego podwórka: z wojny o
ujście Wisły mamy pierwszą fazę bitwy pod Trzcianą i walki pod Malborkiem w
1629 roku, do tego dwa zdania o podjazdach jazdy kozackiej w sierpniu i
wrześniu 1626 roku, a także trzech chorągwiach kozackich pod Puckiem. A aż się
prosi o działanie Moczarskiego w 1626 roku (chociaż pewnie według autora, jako
że to chorągiew lisowczyków, to już nie jest to jazda kozacka), udział kozaków
w operacji zakończonej tryumfem pod Hammerstein w 1627 czy „małą wojną” w 1628
roku. Powtórzę niczym popsuty zegar: wystarczyłoby poczytać więcej źródeł…
Uwaga do korektora i redaktora: w tekście można znaleźć
nieco literówek, nie jest jednak ich zbyt wiele. Za to za stwierdzenie, że w
1626 roku w Prusach wylądował król Gustaw August to ktoś powinien się mocno
zaczerwienić… Polacy w Danii nie zdobyli
Koldingu, a Koldyngę (jak się kiedyś pisało), ewentualnie Kolding.
Rozpisałem się chyba nawet za mocno, pora więc na
podsumowanie. Praca Jazda kozacka w armii koronnej 1549-1696 niestety mocno
rozczarowuje. Jest to kompilacja różnego rodzaju opracowań, często już mocno
nieaktualnych, bez oparcia się o ważne materiały źródłowe. Wbrew szumnym
zapowiedziom nie jest gruntowana analiza. Być może gdyby autor ograniczył się
raptem do jednego z trzech omawianych przez siebie okresów i wykonał porządną
kwerendę, można by jego wysiłek jakoś docenić. Na dzień dzisiejszy jednak jest
to rozczarowująca i raczej nieudana próba kompleksowego ujęcia historii jazdy kozackiej
w armii koronnej.
Końcowa ocena [według rankingu: trzeba mieć – można mieć – lepiej odpuścić – zdecydowanie unikać]
to niestety lepiej odpuścić, w
kierunku do zdecydowanie unikać.