wtorek, 29 marca 2016

Tarcze proste bez pozłoty skórą powleczone


Kilka wyjątków z Taxy żywności i rozmaitych rzeczy w 16 wieku, czyli spisu cen z Krakowa w Roku Pańskim 1573. Ten niezwykle interesujący dokument regulował ceny usług i produktów, od żywności po elementy ekwipunku wojskowego. Zatrzymam się oczywiście przy tym ostatnim:

I. Cennik siodeł
- siodło hiszpańskie z blachami polerowanymi i śrubami po złotych 3
- siodło hiszpańskie z blachami zupełnie także polerowanymi po złotych 3
- siodło brunszwickie z blachą, na dwa palce w szerz. około kraiu po złotych 2
- siodło włoskie z puduszkami i w siadzeniu z zamkiem, ochędożno usłane po zł 1 gr 15
- siodło tureckie proste po zł 1 gr 10
- siodło włoskie bez zamku z poduszkami (zł) 1 gr 6
- siodło tureckie szafianem obłożone (zł) 1 gr 26
- siodło tureckie po kraiach białą skur(ą) onbłoż(one) (zł) 1 gr 15
- siodło małe dimintr gr 20
- sarczuk bez szafianu gr 24
- siodło woźnicze gr 18

II. Wśród przedmiotów wytwarzanych przez ślusarzy można znaleźć min.:
- strzemiona husarskie pobielane po groszy 5
- groty na spisy[1] po groszu 1 ½
- groty do kopii usarskich po grosz 2
- groty pobielane cyną po groszu 6
- groty wielkie do usarskich kopii po gr. 4
- strzemiona z blachami husarskie, groszy 10

III. Cennik dla Corrigiatores Alias Rymarze zawiera z kolei:
- nagłówek husarski z cuglą juchtoą gr. 10
- puszliska szyte tak z czarnej jako i czerwonej skóry, do strzemion usarskich, z blachami na trzy place w szerz groszy 8
- puszliska husarskie wąskie do strzemion prostych groszy 5

IV. Istna perełka to cennik malarzy:
- wielkie drzewo, kopiinica z grotem po gr. 12 bez grotu po groszy 10
- usarskie proste nie dęte pomalowane bez grota po groszy 8
- usarskie dęte malowane czerwoną i białą farbą bez pozłoty i bez gratu po groszy 15
- tarcze proste bez pozłoty skórą powleczone groszy 36




[1] Piki. 

poniedziałek, 28 marca 2016

Pan Sebastian z żoną i dziatkami


Dzisiejszy wpis poświęcony będzie bardzo ciekawemu przykładowi dokumentu wydanego w grudniu 1648 roku w Kijowie przez kancelarię Bohdana Chmielnieckiego. Jest to Uniwersał, czyli Karta Bezpieczeństwa, wydany od Hetmana Zaporozskiego Bohdana Chmielnickiego Panu Sebastyanowi Śnietyńskiemu. Nie wiem czym sobie ów pan Sebastian zasłużył na taką opiekę ze strony kozackiego wodza, niemniej jednak zarówno on jak i jego żona i dziatki mieli oto być chronieni hetmańskim ukazem od wszelakich najazdów gwałtownych i dobrowolnych popasów, noclegów. Szlachcic otrzymał także swobodę przemieszczania się, aby zawsze bez żadnej trudności i uprzykrzenia dobrowolnie go przepuszczali. Chmielnicki nalegał, by pułkownicy, setnicy i atamani zapoznali się i przestrzegali ściśle – bo pod gardłem – tego rozkazu.

Bardzo charakterystyczne są dwie rzeczy: po pierwsze podkreślane jest rozróżnianie pomiędzy Kozakami z wojsk naszych zaporozskich, a wspierającymi powstanie chłopami. Po drugie Chmielnicki tytułuje się hetmanem z wojskiem Jego Królewskiej Mości zaporozskiem, podkreślając relację Kozaków z monarchą polskim.  


sobota, 26 marca 2016

Pechowa freikompania kapitana Johana - uzupełnienie


Dziś wpis króciutenki, ale warto się pochwalić, jak taki ‘kanapowy historyk’ jak ja ma czasami nosa. Dwa lata temu wrzuciłem wpis o freikompanii Johana Storcha/Storka, walczącej w okresie 1626-27 w składzie armii koronnej w Prusach. Zastanawiałem się tam, jakie były dalsze losy tego oddziału, po tym jako jego kapitan poległ pod Oliwą. Zaryzykowałem tezę, że dowództwo objął kapitan Tysenhaus, gdyż freikompania pod jego komendą wchodziła potem w skład garnizonu Pucka. Okazuje się, że miałem w 100 % rację (werble i trąby, please!). Dzięki ogromnej uprzejmości dra Przemysława Gawrona (w pas się kłaniam czapką służbową z czaplim piórkiem!) wszedłem w posiadanie nowych (dla mnie oczywiście) źródeł dotyczących składu i liczebności regimentu Gustava Sparre. Jedną z kompanii dowodzi tam nie kto inny a Dittloff Tyzenhaus, który objął dowodzenie tym oddziałem po śmierci Johanna Storka. Od października 1627 roku do maja 1628 roku kompania miała etatową liczebność 130 żołnierzy. W informacji dotyczącej komputu koronnego w 1629 roku wiemy, że Tyzenhauz jeszcze latem tegoż roku wciąż dowodził tym oddziałem, acz kompania miała wtedy 205 żołnierzy etatu. 

wtorek, 22 marca 2016

Dla długowłosych brodaczy


Stanisław Sarnicki w swoich Księgach hetmańskich poruszał bodaj wszystkie aspekty XVI-wiecznej sztuki militarnej – od uzbrojenia i taktyki jazdy i piechoty, po walki na morzu. Opublikowane w zeszłym roku wydanie opracowane przez Marka Ferenca[1] to bardzo interesująca lektura, acz, nie ukrywajmy, nie czyta się tego najłatwiej. Wrzucę sobie jednak od czasu do czasu na blog co ciekawsze kawałki, nie zawsze jednak związane bezpośrednio ze służbą wojskową. Na dobry początek fragment niezwykle mocno związany z tym co zobaczyłem dzisiaj w lustrze jak wstałem…
Broda długa nie przystoi rycerzowi, bądź do łuku uwikła się w cięciwie, bądź do ruśnice[2] opali się. Przeto Turcy śmieją się z bród długich niemieckich. I są maliowania[3] szyderskie, gdzie Turczyn u Budzynia wliecze za brodę ująwszy Niemca, a Niemiec zasię Turczyna ciągnie, pojmawszy go za wąs. Włosi, Francuzi środek dzierżą, bo oni w brodach długich, ani się w wąsiech kochają, alie przystrzygują ochędożnie[4]. Acz i Niemcy baczą w tem poniekąd, przeto sobie ku potrzebie brody podwięzują foremnie, jako Cymbrowie starzy działywali co Włochy wojowali, bo to jest strój cymbryjski właśnie.
Nie mogło zabraknąć i przygany dla rodaków:
Starzy ludzie się kochali w losach. Alie się panom Poliakom długie włosy dali znać na Bukowinie[5], gdy je za warkocze wieszano po drzewiech. A teraz zasię nazbyt krótkie noszą, awo per extrema idziemy.
W sumie dobrze że nie mam ani łuku ani rusznicy, nie muszę więc ani golić brody ani ścinać moich długich kłaków.




[1] Ukłony dla Radka Sikory za przypomnienie, że to się ukazało!
[2] Rusznicy.
[3] Obrazy, malunki.
[4] Porządnie.
[5] Chodzi  o wyprawę mołdawską Jana I Olbrachta  w 1497 roku i porażkę w bitwie pod Koźminem na Bukowinie właśnie. 

wtorek, 15 marca 2016

Chłopi w urodzi bogaci


Dziś kilka ciekawych obserwacji autorstwa anonimowego polskie posła, wchodzącego w skład delegacji wysłanej przez Zygmunta III do Dymitra Samozwańca. Polacy dotarli do Moskwy 12 maja 1606 roku, cztery dni po koronacji Maryny Mniszkówny na carycę. W relacji można odnaleźć interesujące wzmianki dotyczące wojsk polskich magnatów wspierających Dymitra; a także oddziałów gwardii samego cara.
Znajdujemy więc wzmiankę o 224 husarzach Ich Mci. P. Wojewody Sandomierskiego[1] i syna jego Pana Starosty Sanockiego[2], których dwie chorągwie stanowiły elitę polskich popleczników cara. Wojewoda miał także 100-osobową chorągiew piechoty w barwie czerwonej i w żółtych ciżmach, wszyscy pod piórami białymi pawimi. Z kolei tak samo liczna chorągiew piechoty starosty wystąpiła w barwie błękitnej z pętlicami blachowemi srebrnymi nie małymi pod strusimi piórami. Obydwa oddziały piesze to chłopi w urodzi bogaci.
Nie mogło zabraknąć  gwardii przybocznej cara. Drabanci w ubiorze niemieckim, których było 300 ochędożnie od aksamitów ubrani; z których każdy miał alabart w ręki szeroki polerowany. (…) Na wszystkich alabartach z obu stron wyczechowany złotem orzeł płatany i nad orłem korona carska i po bokach literami łacińskimi (Demetrius Iwanowicz). Drążki u tych alabartów aksamitem czerwonym powleczone i drutem srebrnym miąszem okręcone a pod temi frędzle złote.
Widzimy także strzelców moskiewskich, w czerwonej barwie różnymi kitajkami po niemiecku upstrzonymi niemało, z rusznicami dobremi i muszketami.
W eskorcie cara znajdujemy  jeszcze więcej jazdy: 730 koni kopijników, a to była rota pana Mathiasza Domarackiego, dawna carska, co mu od wejścia w Państwo (Moskiewskie) służyli.



[1] Jerzy Mniszech.
[2] Stanisław Bonifacy Mniszech . 

wtorek, 8 marca 2016

Malarze znani i nieznani - cz. LXVII


Dziś Dzień Kobiet, wypadałoby więc nieco odpocząć od wojaczki i poświęcić odrobinę miejsca drogim Paniom. Pomoże nam w tym Mistrz z Czech, urodzony z Pradze Vaclav Hollar (1607-1677), który przeszedł to historii jako Wenceslaus/Wenzel Hollar. W latach 20-tych pracował w okolicach Stuttgartu, Salzburga i Kolonii, od 1636 roku w służbie brytyjskiego dyplomaty Thomasa Howarda, 21-ego earla Arundel. Dzięki tam miał okazję zwiedzić Wiedeń, a od 1637 roku osiadł w Anglii (z epizodem w Antwerpii, w czasie Angielskiej Wojny Domowej). Hollar przedstawiał na swoich akwafortach (a zachowało się ich ponad 2400!) nie tylko sceny biblijne, muszle i zwierzęta ale i mnóstwo scen rodzajowych. Słynna jest jego seria ukazująca mufki, czy rozliczne portrety kobiece. Theatrum Mulerium jego autorstwa (1643-44) to wspaniałe źródło ikonografii kobiecych strojów (przede wszystkim mieszczańskich) z Europy Zachodniej.
Bogatą kolekcję jego dzieł możemy podziwiać w British Museum  a także w zbiorach internetowych Uniwersytetu w Toronto.

niedziela, 6 marca 2016

Kadrinazi radzi i odradza - cz. VIII


Stare porzekadło mówi, że każdy może pisać, acz nie każdy powinien. Na szczęście (?) Internet wiele zniesie, stąd też i różne cuda wianki można znaleźć na rozmaitych blogach[1]  i stronach internetowych. Z racji moich zainteresowań szczególną uwagę zwracam na takie zakątki Internetu gdzie autorzy piszą o XVII-wiecznej historii. Pal jednak licho, jeżeli piszą o tym tylko w sieci, problem zaczyna się gdy postanawiają z takich wpisów skompilować książkę i wydać ją drukiem. Wszak misja historyczna jest ważna, niechaj wiedza trafia pod strzechy. Niestety, czasami powstaje z tego dzieło tak kuriozalne, że włos się jeży przy lekturze. Taką też książką zajmiemy się dzisiaj. Chodzi mianowicie o pracę Polskie Imperium. Wszystkie kraje podbite przez Rzeczpospolitą spod pióra Michaela Morysa-Twarowskiego. Biogram autora można przeczytać na stronie Ciekawostki Historyczne.
Już samo hasło reklamujące ową pozycję przygotowuje Czytelnika: Z kim graniczyła Wielka Polska? Z kim chciała. Dodajmy do tego obowiązkowy wizerunek szarżującej husarii na okładce i mamy hit. Z opisów na stronie wynika, że książka sprzedaje się świetnie, wypadłoby więc się jej przyjrzeć.
Autor podzielił ją na kilkanaście rozdziałów, w każdym z nich opisuje dany region/kraj który w różnym czasie miała należeć do owego Polskiego Imperium. Tu od razu napotykamy problem – bo w swoim wehikule czasu autor cofa się do średniowiecza (Kijów 1018-1019, Berlin i okolice 1150-1197 czy Polska nad Morzem Czarnym od 1394 roku). Cóż, jeśli pamięć mnie nie myli, to jednak o Rzeczpospolitej w tym okresie jeszcze nie możemy mówić, ale co ja tam wiem – tak jest w książce, więc musi to być prawda…
Każdy rozdział to kilku stronnicowy esej, czasami nawet z przypisami do źródeł czy opracowań. Tu ówdzie napotkamy także i materiał ilustracyjny, od wizerunków władców po zdjęcia opisywanych lokacji. Są tam jednak perełki, przegapione przez redaktora[2], jak datowanie obrazu Bitwa pod Kłuszynem pędzla Szymona Boguszewicza na rok 1920.
Po lekturze widać, że autor świetnie się bawił pisząc ową książkę, zapewne nieraz zaśmiewał się pod nosem czytając kolejny tytuł podrozdziału który wyszedł spod jego klawiatury. Perełki jak „Imperium kontratakuje”, „Ruska gra o tron”, „Syn efekciarsko, ojciec efektywnie” czy „Żywy w morzu trupów” to tylko drobna próbka tego z czym mamy tu do czynienia.  Jak to opisuje wydawca, autor brawurowo i ze swadą opisuje czasy, gdy Polska naprawdę była supermocarstwem. Niestety, dla mnie te zabawy językowe autora bardzo szybko stają się nużące, widać że pisane są na siłę, byle tylko zainteresować Czytelnika (o czym poniżej). Widać, że autor sporo czytał o wydarzeniach które opisuje, miesza to jednak z popkulturowymi odniesieniami i szybko zatraca się w chaotycznym bełkocie. Boleśnie widoczny jest brak redaktora, który okiełznałby zbyt rozbiegane piór autora. Pozwolę sobie przytoczyć kilka fragmentów, po których nie wiedziałem czy śmiać się czy płakać:
Wtedy pojawili się elearzy z bojowym okrzykiem na ustach i żądzą mordu w oczach.
Tatarzy zaatakowali Polaków z drugiej strony. Jak wampiry, które zwietrzyły krew.
Co pięćdziesiąty mieszkaniec ziemi był poddanym Zygmunta III
Wrzeszczeli tak jakiś czas, siedząc na koniach. Wiele osób ziewało, bo przecież wypominanie, co robili Rosjanie Polakom, a co Polacy Rosjanom przez ostatnie kilka lat do niczego nie prowadziło.
Żółkiewski, jak Hannibal Smith z Drużyny A, miał plan…
Hałas zwabił kostuchę, która w tę październikową noc przyszła zbierać ponure żniwo.
O porównaniu hetmana Zamoyskiego do Franza Maurera z Psów Pasikowskiego nawet nie chce mi się pisać.
Niezwykle irytujące są kolokwializmy, od których się tu wręcz roi – zapewne to po prostu przeniesienie języka użytego na stronie internetowej. Tatarów się więc tu załatwia, petarda u bram Moskwy robi bum, decyzje władców to często głupota do kwadratu. Naprawdę nie mam tu siły wypisywać kolejnych, bo też lista taka byłaby zbyt długa.
Bolesne są też spotykane tu i ówdzie błędy faktograficzne. Przykładowo według autora pod Połonką w 1660 roku armia moskiewska miała 22 000 ludzi, z czego straciła 8000 zabitych i rannych. Nic to, że poczynione już 10 lat temu badania pokazują, że Chowański miał pod komendą niewiele ponad połowę tej liczby – autor zupełnie to ignoruje, bo też zwycięstwo nie wyglądałoby tak dobrze. Walczący w tej bitwie Paweł Sapieha był hetman litewskim, ale wielkim a nie polnym. Rajtarzy są w kilku miejscach opisywani jako kawaleria uzbrojona w pistolety, tak jakby broń tego typu była jakimś specjalnym wyróżnikiem. Opis taki jest o tyle śmieszny, gdy autor używa go dla szwedzkiej jazdy z końca XVII wieku, której często pistoletów właśnie brakowało. Pod Kłuszynem mamy w armii Żółkiewskiego husarów – zresztą i tu ilość wojska jest znacznie przesadzona, bez uwzględnienia nowych badań.
Odnoszę wrażenie, że autor jest zafascynowany wczesnym pisarstwem Waldemara Łysiaka – stąd też rozliczne nawiązania popkulturowe i forma luźnych esejów. Niestety pisarsko nie jest to taka liga jak Cesarski poker czy Empirowy pasjans, chociaż u obydwu autorów widać czasami bardzo luźne podejście do faktów, byle tylko na papierze wyglądało to dobrze. Zapatrzenie w idola zrozumiałe, ale wykonanie o wiele gorsze.
Przyznam szczerze, że zachodzę w głowę kto jest docelowym odbiorcą tej książki? Ktoś kto zna historię raczej po nią nie sięgnie, a jeżeli to zrobi to może się – podobnie jak ja – boleśnie rozczarować. A może jest to zbiór przeznaczony dla kogoś kto swoją przygodę z polską historią dopiero zaczyna? Odnoszę więc wrażenie, że taka osoba może po lekturze dojść do dziwnych wniosków i stworzyć sobie w głowie bardzo uproszczony i dość jednostronny opis owej Wielki Polski, sąsiadującej z kim chciała.
Końcowa ocena [według rankingu: trzeba mieć – można mieć – lepiej odpuścić – zdecydowanie unikać] to zdecydowanie unikać



[1] Włącznie z tym…
[2] Jeżeli przy owej książce był taki? Ebook którego posiadam milczy o tym. 

wtorek, 1 marca 2016

Hajduk toruński sztuk 100


Wczoraj obiecałem jeszcze jedno ciekawe znalezisko, pora więc na krótki wpis. Od pewnego czasu mam ogromną przyjemność korespondować z doktorem Pawłem Dudą z Uniwersytetu Śląskiego[1], polecam Czytelnikom artykuły jego autorstwa bo też warte są uwagi, zwłaszcza jeżeli ktoś interesuje się wojną 1626-1629. Z naukowych wojaży po Italii otrzymałem od dra Dudy (raczej jeszcze wielkie dzięki!) wspaniały materiał źródłowy, dotyczący oblężenia Torunia przez Szwedów w 1629 roku. Ówczesny nuncjusz papieski w Polsce, Antonio Santacroce (Santa Croce) wspomina w jednym ze swoich listów o oblężeniu miasta.  Nuncjusz znacznie zawyżył liczebność sił szwedzkich, opisując je jako 3 tysiące piechoty i 6 tysięcy jazdy, nie dziwi jednak że ‘strach miał wielkie oczy’ po klęsce wojsk koronnych pod Górznem. Co przykuło moją uwagę to informacja o siłach garnizonu Torunia. Santacroce podał ją jako 600 Niemców (Alemani), 100 hajduków (Aiduchi) a także (nieznana liczba) uzbrojonych mieszczan.  Jest to pierwsza wzmianka o hajdukach w składzie garnizonu; co ciekawe, mogłoby to wskazywać na obecność chorągwi koronnej, bo jest mało prawdopodobne by mieszczanie zaciągali taki rodzaj piechoty. Żadne ze znanych mi źródeł nie wspomina do tej pory o rozmieszczeniu takiego oddziału w Toruniu[2], jest to jednak – jak widać – kierunek który warto zbadać. Ile takich wątków, do tej pory nieznanych, może spoczywać po archiwach w Europie? Aż strach się bać…




[1] Kłaniam się nisko czapką służbową z czaplim piórkiem!
[2] O czym wspominałem tutaj - http://kadrinazi.blogspot.co.uk/2015/12/kacik-polemiki-odsona-i.html