poniedziałek, 16 czerwca 2014

Sami dzicy Tatarowie większą miłość i litość nad bliźnim mają

Straszliwym brzemieniem dla ludności cywilnej były maszerujące wojska – co gorsze, żołnierzom rzadko robiło różnicę, czy są w podbitym kraju czy też na własnym terytorium. W 1634 roku oddziały wracające ze zwycięskiej kampanii smoleńskiej pozostawiły po sobie spustoszenie gorsze niźli „spod ręki” tatarskich czambułów. Tak oto rzecz opisał Albrycht Stanisław Radziwiłł:
Wesoło tedy wojsko nasze powracało do ojczyzny, lecz ich ojczyzna niewesoło przyjęła: bo żołnierze gorsi od nieprzyjaciela, przechodem dobra szlacheckie, duchowne i królewskie pustoszyli, pieniądze wyciągali, prowianty nieznośne wybierali i wozy swe ładowali, i do tego okrucieństwa przyszli, że nędznych kmiotków do wozów wprzęgali w niedostatku koni i ich kijami i kańczugami popędzali. Zrozumiałbyś, że to tatarska horda, a nie chrześcijańskie wojsko idzie, ba i sami dzicy Tatarowie większą miłość i litość nad bliźnim mają, niżeli podczas nasi. Dali się osobliwie we znaki Litwie Polacy. Dzieci nawet gwałtem od rodziców zabierając, których i w moim starostwie pińskim nędzni rodzice pieniędzmi okupować musieli. Nędzny stan królestwa naszego: tu zwycięstwo nad nieprzyjacielem i tryumf, lecz płacz i ucisk mizernego poddaństwa od swoich. Nie wiem, czy niebożęta kmiotkowie wojny raczej nie woleliby niż takiego pokoju.

Godny podkreślenia jest fakt, że faktycznie chodzi tu o zwycięskich żołnierzy, a nie maruderów rozbitej armii. Połączenie braku żołdu (typowej dla Rzplitej bolączki) z XVII-wiecznym PTSD dawało jak widać wstrząsającą mieszankę.  

3 komentarze: