Śmierć
zabrała Stefana Czarnieckiego 16 lutego 1665 roku we wsi Sokółka w pobliżu
Lwowa. Weteran kolejnych wojen toczonych przez Rzplitą – pan Stefan mógł się
bowiem pochwalić karierą wojskową trwającą 46 lat – umierał kilkanaście dni po
tym jak doszła go wieść o otrzymaniu buławy polnej koronnej. Gdy dowiedział się
o nominacji miał powiedzieć jeżeli
przyjdzie umrzeć, ta buława będzie chyba ozdobą grobowca, który mię przywali. Hetman
wyspowiadał się u swojego kapelana, jezuity ks. Dąbrowskiego, który towarzyszył
mu w czasie ‘Potopu’ w Pomeranii i
Holzacyi, także Danii. Przyjął komunię świętą po czym w
mizernej chatce bohatyrską położył głowę. W drodze w zaświaty towarzyszył
mu jednak jeden wierny kompanion. Oddajmy
głos kronikarzowi:
Miał konia tarantowatego, haniebnie
sprawnego i szczęśliwego, do boju także rączego, stojącego w sieni, którego
przed śmiercią przykazał masztalerzowi, aby doglądał należycie; ta bestya
zasługując pana i śmierć jego przeczuwając, nie chciał nic jeść ani pić, nogami
w ziemię bijąc, wzdychając i jęcząc, na wchodzących i wychodzących oglądając
się, jakoby rozumny człek przeczuwszy śmierć pana swego, padł na ziemi,
stękając, zdechł, nie chcąc inszego cierpieć jeźdźca.
Czolem, ciekawe ze XIX wieczny malarz, http://pl.wikipedia.org/wiki/Leopold_L%C3%B6ffler, konia namalowal siwkiem (w drugiej wersji jest siwkiem jablkowitym... Piekna bardzo romantyczna opowiesc i o hetmanie, i o jego wiernym rumaku. Vernet syn namalowal jej podobna wersje francuska z wojen napoleonskich.
OdpowiedzUsuńNie wątpię że jeszcze w kilku krajach mają podobne historie :)
OdpowiedzUsuń