środa, 30 sierpnia 2017

Miast wszelakie a piękne że ho ho



W latach 1572-1617 w Kolonii ukazało się sześć tomów wydawnictwa zatytułowanego Civitates Orbis Terrarum. Można tam znaleźć 546 wizerunków miast z całego świata: pracowało nad nimi blisko 100 artystów, ale głównym rytownikiem do swojej śmierci w 1590 roku był Franz Hogenberg (1535-1590), a redaktorem ksiądz i topograf-amator Georg Braun (1541-1622).

Kilkadziesiąt miast – w tym liczna reprezentację z Polski (w tomie VI) - można, wraz z opisem projektu, znaleźć tutaj. Bardzo ciekawe szczegóły, tym bardziej że w wielu przypadkach Braun upierał się na dodanie wizerunków ludności lokalnej. 

wtorek, 29 sierpnia 2017

Panie, ale była impreza. No normalnie król tańczy...


[już mnie nudzi numerowanie kolejnych wpisów o malarzach, od tej pory wpisy tego typu będą miały normalne tytuły…]
W 1662 roku Król Słońce Ludwik XIV postanowił urządzić zabawę jakiej Paryż nie widział od wielu, wielu lat. Okazje były dwie – nieco spóźnione obchody urodzin Delfina Ludwika[1], który przyszedł na świat 1 listopada 1661 roku oraz przeniesienie dworu królewskiego do Wersalu. Ogromna procesja przeszła ulicami stolicy, po czym skierowała się do amfiteatru postawionego koło pałacu wersalskiego.  Tam odbył się turniej rycerski, w takich konkurencjach jak wyścigi czy gonitwy do pierścienia. Pikanterii całej imprezie dodaje jednak fakt, że biorący w nim udział dworacy – na czele zresztą z królem – przebrani byli w nader egzotyczne stroje. Członkowie procesji i turnieju reprezentowali bowiem pięć nacji: starożytnych Rzymian, Turków, Persów, Hindusów i Indian z Ameryki. Król wystąpił jako cesarz rzymski (powyżej), a delfin jako „król Persji” (chociaż na rysunki wygląda na dużo starszego). Impreza była huczna, stroje nader fantazyjne.
Osiem lat później ukazał się album z rycinami przedstawiającymi owo wydarzenie. Rytownicy to Israel Silvestre, Francois Chauveau i Giles Rousselet, opisy z kolei przygotował  Charles Perrault[2]. Album jest niezwykłym przykładem przepychu towarzyszącego Królowi Słońce. Wystarczy pomyśleć ile pieniędzy poszło na przygotowanie całej uroczystości. Cóż, na biednych nie trafiło…
Wyjątki z albumu możemy (w bardzo dobrej jakości) odnaleźć na stronie British Library. Z kolei pełne wydanie, acz w gorszej jakości, na stronie Gallici.




[1] Z małżeństwa z Marią Teresą Hiszpańską.
[2] Tak, ten od słynnych bajek. Kto lepiej by się nadawał do opisania takiej fantazyjnej imprezy?

poniedziałek, 28 sierpnia 2017

Kadrinazi radzi i odradza - cz. XIII


Kolejne podejście do serii Century of the Soldier 1618-1721, raz jeszcze Laurence Spring, tym razem w pracy The Bavarian army during the Thirty Year War 1618-1648. The backbone of the Catholic League. Obawiam się jednak, że jest to już moja ostatnia przygoda z pozycjami tego wydawnictwa.
Książka zaczyna się od krótkiego kalendarium wojny. Następnie krótki wstęp o roli Bawarii w konflikcie. Główna część pracy to 12 rozdziałów:

- Korpus oficerski
- Szeregowcy [The Rank and File]
- Organizacja [jednostek]
- Stroje żołnierzy
- Wyposażenie żołnierzy
- Sztandary
- Racje żywnościowe i żołd
- Kwatery
- Taktyka
- Cywile i żołnierze
- Śmierć w armii
- Podsumowanie: nareszcie pokój

Rozdziały są krótkie, z reguły ok. 10 stron.  Zdecydowanie dłuższy jest ten mówiący o relacji cywili i żołnierzy, ma bowiem aż 22 strony, z tego prawie 11 opowiada o rzezi Magdeburga. Bez wątpienia był to ważny (i jakże krwawy epizod) wojny, jednak wyraźnie widać tu zachwianie proporcji w tekście. Rozdziały są bardzo nierówne: znajdujemy w nich mnóstwo informacji i cytatów z różnych źródeł, problem jaki z tym mam jest jednak taki, że często nie dotyczą one armii bawarskiej a np. szwedzkiej, duńskiej czy holenderskiej. Bez wątpienia trzy strony o strojach armii szwedzkiej są bardzo interesujące, zwłaszcza dla mnie, jednak czy należałoby się na tym skupiać w książce o armii bawarskiej? Praktycznie brak opisów walk z udziałem oddziałów bawarskich (poza masakrą Magdeburga) – a przecież armia ta zapisała naprawdę przepiękną kartę w czasie wojny. Zbyt często, jak na mój gust, autor podpiera się cytatami z angielskich traktatów wojennych z epoki, co często nie bardzo ma przełożenie na to co działo się w tym czasie w Europie. Brak próby oceny tak strategii jak i taktyki wyższych oficerów bawarskich, należeli wszak oni do wybijających się dowódców wojny trzydziestoletniej. Brak też tabeli opisujących relacje do siebie różnych walut. Jest to o tyle uciążliwe, że Autor nader swobodnie przeskakuje z jednej waluty na drugą i dochodzi do dziwnych sytuacji, gdy na str. 90 czytamy, że XVII-wieczna armia polska płaciła swoim żołnierzom sześć szylingów na tydzień. Rozdziały mają często dość chaotyczną strukturę, jakby Autor nie do końca przemyślał o czym chce w danym momencie pisać. Przykładowo w rozdziale o taktyce, mamy w pewnym miejscu wzmianki o tym jak używać kopijników, zaraz potem dragonów, żeby płynnie przejść do umiejscowienia artylerii na polu bitwy, po czym ni z tego ni z owego Autor raczy nas informacji o kapłanach błogosławiących wojsko przed bitwą.  Czasami przy lekturze łapałem się na tym, że wracałem do poprzedniej strony, nie będąc pewny czy czegoś nie pominąłem, bo zaskakiwała mnie taka nagła zmiana wątku.

Przechodzimy do aneksów. Pierwszy z nich to lista bawarskich regimentów biorących udział w walkach. Niestety jest ona złożona w sposób alfabetyczny który mocno utrudnia lekturę. Z jednej strony mamy tu wymieszane różne formacje (więc obok siebie regimenty piechoty i jazdy), z drugiej brak konsekwencji zapisu. Wielu pułkowników mamy tylko wymienionych z nazwiska, podczas gdy w przypadku innych mamy wszystkie imiona i tytuły. Brak też konsekwencji w opisach jednostek – niektóre mają pełny szlak bojowy, z kolei inne tylko datę zaciągu i zwinięcia. Brak wyjaśnienia czemu niektóre jednostki miały przydomek ‘Jung’ i ‘Alt/Alte’ – nie wiem czy Autor tego nie wiedział czy po prostu uznał za coś tak oczywistego, co nie wymaga tłumaczenia.
Drugi aneks to Zdobyte sztandary protestanckie. Podzielony jest on na trzy części. Dwie pierwsze nie wzbudzają wątpliwości – to zdobycze spod Białej Góry i Stadtholm. Trzecia część jednak pasuje tu jak pięść do nosa, jest to bowiem lista sztandarów utraconych przez wojska cesarskie pod Wittenweier w 1638 roku. Jak to się ma do tytułowych sztandarów protestanckich? To wie tylko Autor.

Tekst zawiera dwie mapy- czytelne, pomagające przy lekturze. Do tego 30 czarno-białych ilustracji, w większości pochodzących z traktatów wojennych z epoki. Kuriozalne jest jednak to, że część z nich nie ma informacji o źródle pochodzenia. Jest to o tyle dziwne, że są to rysunki z traktatów Wallhausena. Ciekawa za to jest rekonstrukcja ośmiu sztandarów bawarskich, na str. 80-81.
Bibliografia to aż 11 stron (z książki która ma niewiele ponad 190), podzielona na źródła archiwalne, źródła drukowane, opracowania i strony internetowe. Także i tutaj mamy czasami dziwne zabiegi: np. traktaty Wallhausena są w bibliografii wymienione dwa razy – dwa niemieckie oryginały i dwa francuskie tłumaczenia. Bardzo dziwny zabieg, służący chyba tylko sztucznemu rozdmuchaniu bibliografii. Co ciekawe, rzeczony Wallhausen zwykle jest zapisywany jako Johann Jacobi von Wallhausen, tu jednak występuje tylko jako Johan Wallhausen. Jak na historyka mamy tu małą dbałość o szczegóły.

Niestety, tak jak w poprzednich pracach z tej serii zawodzi redakcja i korekta. Literówki, źle złożony tekst, rozliczne powtórzenia, a czasami dziwna konstrukcja zdania – tak jakby nikt tego na spokojnie nie przeczytał. O wiele większym problemem są jednak błędy merytoryczne, do tego poważne. I tak na str. XVIII [część wstępu] spotykamy informację, że hrabia Bucquoy utonął w 1621 roku, podczas gdy w rzeczywistości zginął w tymże roku w potyczce oddziałów jazdy. Zupełnie kuriozalne jest stwierdzenie ze str. 25, że już po wojnie trzydziestoletniej Johan von Sporck walczył w ramach armii cesarskiej… przeciw Polakom. Najwyraźniej Autor nie wie, po czyjej stronie stało Cesarstwo w czasie „Potopu”.  O lekkiej kawalerii – na stronie 49 – czytamy że rekrutowała się ‘zazwyczaj z Polski lub jednego z kozackich plemion [one of the Cossack tribe]’. Tu opadła mi szczęka, co to ma być? Upieranie się, że dragoni używali pik pojawia się tak często, że przestałem liczyć przykłady.  Czasami ma się wrażenie, że autor nie bardzo wie o czym pisze, a brak redaktora jest poważnym mankamentem.  Np. w dwóch miejscach Autor powtarza informację, że w grudniu 1623 roku armia siedmiogrodzka pokonała wojska cesarskie Caraffy, mordując wszystkich „Włochów, Hiszpanów i Walonów”, biorąc do niewoli tylko Niemców. W tym samym miejscu podaje jednocześnie informację, że w czasie walk wzięto do niewoli Caraffę – czyli jednak nie wszystkich Włochów wymordowano. Problem jaki mam z tą informacją (podaną za pamfletem z Hagi, datowanym na 14 grudnia 1623 roku) jest taki, że nie mogę znaleźć potwierdzenia tej porażki w żadnym opracowaniu o wojnie które posiadam. O ile mi wiadomo, w listopadzie 1623 roku doszło pod Hodoninem do zawarcia zawieszenia broni pomiędzy Bethlenem i Caraffą właśnie, w grudniu nie toczono już żadnych walk. Czyżby więc bitwa która nigdy nie miała miejsca? Oczywiście mogę się mylić, jednak sam opis i źródło jego pochodzenia wydaje się nieco podejrzane.


Pozostaje więc zwyczajowa ocena końcowa [według rankingu: trzeba mieć – można mieć – lepiej odpuścić – zdecydowanie unikać]. Pomimo licznych mankamentów, jestem skłonny ocenić ją jako można mieć. Mimo wszystko znajdujemy tam sporo ciekawych informacji, porozrzucanych w tekście. Problemem jest głównie to, że najczęściej nie dotyczą one tytułowej armii bawarskiej, a innych stron biorących udział w wojnie trzydziestoletniej. Jako monografia owej jakże przecież interesującej armii, książka ta nie spełnia – według mnie – swojego zadania, jest za to mieszaniną (często raczej chaotyczną) wielu interesujących detali dotyczących wojny. 

niedziela, 27 sierpnia 2017

Na dworze króla Jakuba


Bardzo ciekawe znalezisko, odnalezione na stronie Folger Shakespeare Library. W albumie przedstawiającym 'królewskie, wojskowe i dworskie stroje z okresu króla Jakuba I' znajdujemy dwóch ukazanych powyżej panów. Nieznany malarz, być może Włoch, pokazał tu postaci w strojach wschodnich, bardziej wskazujących na Polskę czy Węgry. Być może wzorował się na de Bruynie i jego wizerunkach szlachty i żołnierzy z 'naszej' części Europy? Tak czy inaczej znalezisko wygląda na bardzo ciekawe.

sobota, 26 sierpnia 2017

Raz po raz siekli biczem po twarzy i oczach


Dawno nie gościł na blogu nasz dobry znajomy, Silahdar Mehmed aga z Fyndykły. Jak zwykle we wspaniałym tłumaczeniu Zygmunta Abrahamowicza, przedstawi nam tym razem bardzo ciekawy epizod z okresu oblężenia Wiednia przez armię turecką. Oto przed oblicze Kara Mustafy przyprowadzono cesarskiego kirasjera, schwytanego przez podjazd tatarski.
Od chana przyprowadzono żołnierza giaurowskiej jazdy pancernej, pojmanego w okolicy odległej o trzydzieści godzin od Linzu. Utrzymywał on w obliczu serdara, że kula nie przebije jego pancerza, oraz stanął na placu i nadstawił piersi, by spróbować. Po trzykroć strzelano do niego, ale pocisk uderzał tylko o pancerz i ani trochę nie przenikając w głąb niego, opadał na ziemię. Potem ściągnięto z niego pancerz i ucięto mu głowę, owego zaś mirzę, który go przyprowadził, przyodziano w chylat. Pytano zaś owego giaura: — „Jakże to, mając taki pancerz i hełm oraz konia pod sobą, nie wstyd wam było dać się schwytać Tatarom, których strzała nie przeszyje ni szabla nie przetnie [tej zbroi]?" Odpowiedział, że go raz po raz siekli biczem po twarzy i oczach, a potem powalili na ziemię i związali.

Swoją drogą pokazuje to, jakie problemy miała jazda cesarska walcząc z Tatarami. Nic dziwnego, że tak nalegano na zaciągnięcie w Polsce jazdy dowodzonej przez Lubomirskiego. 

wtorek, 22 sierpnia 2017

Palcem po holenderskiej mapie


W 1695 roku amsterdamski kartograf[1] Frederick de Wit (1630-1706) nabył na aukcji znaczną liczbę planów miast Zjednoczonych Prowincji. De Wit był już wtedy znany jako autor i wydawca atlasów Europy, tym razem jednak postanowił iść krok dalej. Efektem jest wydany kilka lat później Theatrum ichnographicum omnium urbium et praecipuorum oppidorum Belgicarum XVII Provinciarum peraccurate delineatarum, będący zbiorem map miejskich. Do historii przeszedł zresztą, od nazwiska autora, jako De Wit Atlas. Przepiękna sprawa do postawienia na półkę w domu zamożnych mieszczuchów – tom ważył (bagatela) siedem kilogramów. W zbiorach Holenderskiej Biblioteki Narodowej zachował się ręcznie kolorowany egzemplarz, który można podziwiać tutaj. Tego typu kolorowanie wykonywano na zamówienie, gdyż normalnie atlasy wydawano jako czarno-białe.



[1] Zajmujący się jednocześnie i publikacją własnych dzieł. 

poniedziałek, 21 sierpnia 2017

Gdańsk, w dzisiejszych czasach nader ludne kupieckie miasto...



W 1617 roku, na zamówienie Rady Miejskiej Gdańska, lokalny rytownik i rysownik Aegidius Dickmann (ok. 1593 - ok. 1648), wykonał ogromną panoramę miasta. Nieco więcej o tym panu - tutaj. Przepiękną panoramę, aktualnie w zbiorach szwedzkich, możemy podziwiać online na World Digital Library. Polecam, bo jest tam w świetnej jakości, można bez problemu powiększać szczegóły i oglądać do woli.

niedziela, 20 sierpnia 2017

Malarze znani i nieznani - cz. XL (dodatek)


Rålambska dräktboken już się na blogu pojawiła, teraz jednak można zdigitalizowaną kopię ściągnąć (w formacie pdf) i podziwiać z tej strony. Zapewne wielu z Was widziało część z tych miniatur, wydaje mi się jednak że warto mieć w zbiorach całość.

czwartek, 17 sierpnia 2017

Malarze znani i nieznani - cz. LXXXIV


We wczorajszym wpisie wspomniałem, że znalazłem bardzo specyficzną kopię albumu kostiumów Lamberta de Vos. Możecie ją obejrzeć w zbiorach Gallici jako album strojów orientalnych. Niestety brak tam wzmianki o autorze i datowaniu tego uroczego zbioru. Widać jednak, że malarz kopiował z mistrza Lamberta na potęgę - te same pozy, mini-koniki, kolory. Bardzom ciekawy historii tego album, muszę napisać do Francuzów w tej sprawie. Dam znać jeżeli czegoś się dowiem.

środa, 16 sierpnia 2017

Malarze znani i nieznani - cz. LXXXIII


Kilka lat temu wspominałem na blogu o słynnym albumie kostiumów autorstwa Lamberta de Vos. W owym czasie nie udało mi się znaleźć zdigitalizowanej kopii tego przepięknego dzieła, jednak latka lecą i sytuacja uległa zmianie. Teraz znalazłem ją już bowiem na dwóch stronach:
- biblioteka w Bremie, posiadająca oryginalne wydanie, opublikowała wersję online tutaj
- w formie pokazu slajdów można ją z kolei podziwiać na stronie ateńskiej biblioteki Gennadiusa. Należy kliknąć tutaj, a potem z menu w górnym lewym rogu wybrać odpowiednią książkę
Polecam, bo też album ten jest naprawdę śliczny. Co ciekawe, znalazłem także w sieci jego bardzo specyficzną kopię. Ale o tym już jutro...

poniedziałek, 14 sierpnia 2017

niedziela, 13 sierpnia 2017

Wielkie Oblężenie Malty - crowd funding


Miał być zestaw albumowy z FB, zamiast tego notka informacja - może kogoś zachęci. Profesor Arnold Cassola - tu można poczytać jego biogram  a tu konto na academia.edu - prowadzi kampanię crowd fundingową w celu wydania swojej najnowszej książki. Będzie to historia Wielkiego Oblężenia Malty z 1565 roku, oparta o źródła tureckie z tego okresu. Profesor ma już na koncie kilka książek o tym jakże ważnym wydarzeniu, tu jednak ciekawi mnie właśnie tureckie ujęcie tematu. Kampania trwać będzie jeszcze 18 dni, brakuje jeszcze 300 Euro do jej zrealizowania. Ja sam już ją wsparłem, 7 Euro za e-booka na tak ciekawy temat to grosze. Zachęcam do zajrzenia na stronę projektu, może i niektórzy Czytelnicy tego bloga będą chcieli wesprzeć wydanie książki.

sobota, 12 sierpnia 2017

Malarze znani i nieznani - cz. LXXXI


Ostatnio na blogu dzieje się (znowu) mało, bo skupiłem się na obrazkowych albumach, które zamieszczam na swojej stronie Facebookowej. W tym tygodniu tematem przewodnim są klimaty węgierskie, może więc kogoś to zainteresuje:
- wizerunki wojsk siedmiogrodzkich z okresu Potopu, według Erika Dahlbergha
- wizerunki władców i żołnierzy węgierskich, według Issaca Maiora

A dla miłośników podobnie orientalnych klimatów:
- wizerunki Tatarów (XVI-XVIII wiek)
- wizerunki władców i wojowników perskich (XVI-XVIII wiek)


W jutrzejszym wpisie nieco linków do armii zachodnich...

niedziela, 6 sierpnia 2017

Ze sznurem (pewnie jedwabnym) na sułtana


Następstwem kampanii chocimskiej w 1621 roku był turecki przewrót pałacowy: obalono sułtana Osmana II, przekazując władzę jego stryjowi, Mustafie I Szalonemu. W iście wschodnim stylu pozbyto się ambitnego władcy (udusili go gwardziści janczarscy), stryjek jednak rządził po nim zaledwie jeden rok. Ot, działo się w tym Konstantynopolu, działo… Niech nasz dobry znajomy, Miron Costin, przedstawi nam to wydarzenie. Pamiętajmy jednak, że jego opis powstał kilka dziesięcioleci później, jest jednak na tyle barwny, że warto się z nim zapoznać. Co do bohaterów dramatu – Osmana II widzimy powyżej, Mustafę I poniżej.

Przyczyna zaś buntu janczarów przeciw sułtanowi Osmanowi była taka: sułtan Osman, powracając bez sukcesu spod Chocimia, zrzucił całą winę na janczarów, że nie chcieli stawić się do walki, jak wypadałoby dobrym żołnierzom, napominając ich zawsze, że są dobrzy tylko do pijaństwa i że stają się przestępcami religii Mahometa. Powziął więc myśl, aby uczynić żołnierzami Arabów, którzy najdzielniej stawali w walce pod Chocimem i tak każdej nocy kazał dusić janczarów. Nie mogąc jednak wypełnić swego zamiaru w Carogrodzie, zamierzał udać się do Anatolii, aby się pokłonić pomnikowi swego proroka, dał to według zwyczaju heroldom do ogłoszenia i heroldowie dali wiadomość o przygotowywanym wyjeździe cesarskim.
Janczarzy, widząc zamysł cesarza zmierzający do ich zniszczenia, szli najpierw zebrani w grupę do wezyra i do muftiego. Krzyczeli, ażeby powiedzieli cesarzowi, by cesarz odstąpił od tej drogi, gdyż wojsko niedawno zsiadło z koni i brakuje mu wszystkiego. Skoro jednak nie mogli przez rozmowy wezyra i muftiego nic uczynić, aby cesarz zawrócił z drogi, na drugi dzień zebrali się wszyscy, przeciągając ku sobie także spahisów, weszli na dwór cesarski i krzyczeli, aby cesarz odstąpił od drogi, w tym dniu weszli jeszcze bez broni. Odpowiedział im jednak sułtan Osman, że tak będzie czynił, jak czyni, więc na trzeci dzień przyszli z tłumem ze wszystkich stron Carogrodu, z wieloma, którzy nawet nie byli janczarami, uderzyli na pałace cesarskie i natychmiast rozbili w puch eunuchów, co pełnili straż obok sułtana Osmana. Sam sułtan Osman zaraz uszedł do stajni, ale janczarzy go znaleźli.
Był ukryty między ogrodami tych domów sułtan Mustafa, wuj sułtana Osmana, który był najpierw cesarzem przez krótki czas, ale złożono go z tronu[1] i trzymano w zamknięciu wśród ogrodów, gdyż był z natury bardzo głupi[2]. Skoro janczarzy zobaczyli go tam zaatakowali, pochwycili go stamtąd śmiertelnie przestraszonego i posadzili na tronie ogłaszając wspólnie: "Ten naszym cesarzem".
Skoro sułtan Mustafa został cesarzem[3], z jego rozkazu wzięli janczarzy sułtana Osmana, wsadzili go na zwykłego konia, osłonili głowę, aby nie mógł nikogo poznać i prowadzili go najpierw do Jedykuly. Później sułtan Mustafa, obawiając się, aby jakkolwiek nie wszedł na cesarstwo, wydał rozkaz, aby go zabić[4] i zabili go janczarzy[5] na drodze do Jedykuły i pochowali go w meczecie cesarskim, ale bez honorów.




[1]  Był uprzednio sułtanem w latach 1617-1618.
[2] Najprawdopodobniej cierpiał na bliżej niesprecyzowaną chorobę umysłową.
[3] Już w 1623 roku został zmuszony do zrzeczenia się tronu na rzecz Murada IV.
[4] Jak widać nie był aż taki głupi…
[5] 20 maja 1622 roku. 

sobota, 5 sierpnia 2017

Janczar strażakiem


Wracam do jednego z moich ulubieńców, czyli Ogiera Ghiselina de Busnecq. Tym razem opowie nam o janczarskich strażakach – i nie tylko. Rzecz dzieje się w 1555 roku w mieście Amasya.

W noc naszego przybycia wybuchł wielki pożar, który zgasili janczarzy, robiąc to na swój sposób to jest burząc pobliskie budynki. Jak doszło do zaprószenia ognia, tego nie wiem, nie ulega jednak wątpliwości, że żołnierze mają dobre powody by oczekiwać pożarów. Jak wspomniałem, są używani to ich tłumienia, zazwyczaj poprzez burzenie sąsiednich domów, daje im to jednak okazję by plądrować dobra i mienie ruchome nie tylko tych których dotknął ogień, ale i ich sąsiadów. Okazuje się więc, że często to żołnierze są winni podpaleniom, jako że daje im to okazję do plądrowania.


Pamiętam przypadek który miał miejsce gdym odwiedzał Konstantynopol. Wybuchło wtedy tam wiele pożarów i było pewne, że nie są one przypadkowe, jednak podpalaczy nigdy nie złapano  [na gorącym uczynku]. Większość ludzi kładła owe pożary na karb perskich szpiegów; po pewnym czasie jednak, w trakcie dokładnego śledztwa, odkryto że była to sprawka marynarzy z okrętów zakotwiczonych w porcie, którzy podpalali budynki by w zamieszaniu kraść dobra z [ich] sąsiedztwa. 

piątek, 4 sierpnia 2017

Wojna osiemdziesięcioletnia (1568–1648) - baza bibliograficzna


Bouko de Groot, autor Ospreyów o armii holenderskiej w czasie wojny osiemdziesięcioletniej (1568–1648), zamieścił na swojej (zamkniętej) grupie dyskusyjnej bardzo ciekawą listę źródeł i opracowań dotyczących tego konfliktu. Wiele z nich ma też linki - tak do pozycji dostępnych za darmo online jak i do tych które można zakupić na Amazonie. Temat ciekawy, więc - za zgodą autora - rzucam dalej. Plik można ściągnąć z tematu na forum historycy.org,