piątek, 28 sierpnia 2020

Na zakup koni dobrych

Garść ciekawostek dotyczących przygotowań do wyprawy Stefana Batorego z 1578 roku. Król mial wysłać swojego kawalkatora nazwiskiem Moret do Włoch i Hiszpanii w celu zakupu koni. Dotychczasowy rynek zakupów w Turcji był w tym momencie zamknięty dla Polaków z powodu nieżyczliwości pogańskiej. Poniżej dwa listy królewskie dotyczące finansowania owej eskapady Moreta:


Oczywiście nie oznacza to, że zrezygnowano z zakupów koni tureckich. Pan Pretficz (zapewne Jakub, syn słynnego zagończyka) miał bowiem zostać wysłany do Węgier, ba snadź i do Budzińskiego Baszy jedzie, tak mówią dla koni i rynsztunków węgierskich. Fakt że w zapisku wspommniano tureckiego paszę Budy może sugerować, że nie tylko o węgierskie zakupy tu chodziło.

piątek, 21 sierpnia 2020

Kobiety ormiańskie wpół go porwały



Bardzo ciekawy zapisek z akt sądowych lwowskich z 1612 roku, opisujący przypadek żołnierza i watażki, a także tego jak skończył:
Sprawa Łozińskiego we Lwowie. Służył on najprzód w pułku  p. Stadnickiego z p. Kaliną, w tej potrzebie był pojmany od Niemców do Nowogrodu i z innemi 70. Z tamtąd zaciągnął się z p. Oszańskim do pułku p. Zborowskiego, był w dziewiczym Monasterze, potem kiedy szedł Sapieha na Gałgę pod Pereasław, wtenczas czeladź wzięto z dziewiczego monastyru i tam wszystko stracił. Nareszcie tu we Lwowie napadł na kram ormiański, gwałtem exakcye czyniąc, chcieł olszą ciąć i pałaszem, ale kobiety ormiańskie wpół go porwały, olszę i pałasz odebrawszy, do zamku oddały. Dnia 12 września 1612 Józef Ciekliński Marszałek wojska stołecznego, wydał wyrok w obozie pod Szczerbowcem, by był powieszony.
Jak widać pan Łoziński przetrwał boje ze Szwedami (to owi ‘Niemcy’ wspomniani w tekście) i Moskwą, ale w przypadku walecznych Ormianek trafiła kosa na kamień…

czwartek, 13 sierpnia 2020

Biadaż tej zarozumiałości, biada owej bezmyślności!



Nasz dobry blogowy znajomy, Silahdar Mehmed aga z Fyndykły, opowie dzisiaj o słabości artylerii tureckiej w czasie oblężenie Wiednia w 1683 roku. Kronikarz nie omieszka też wskazać na błędy Kary Mustafy:

Dziwne jest jednak, że pomimo takiego przepychu i świetności, pomimo znakomitego uzbrojenia wojsk, pomimo takich zapasów kuł, prochu i sprzętu oraz takich kosztów i wydatków wielki serdar nie sprowadził wielkich dział i moździerzy do [miotania] bomb. Właśnie rozpoczynając wyprawę na Niemcy i ważąc się w swym sercu na oblężenie zamku takiego jak zamek wiedeński, winien był on wyposażyć obóz wojsk monarszych w czterdzieści czy pięćdziesiąt bałjemezów z rodzaju tych, które strzelają kulami o wadze co najmniej od dziesięciu do trzydziestu okk, w piętnaście albo dwadzieścia armat kolubryn, w takąż samą liczbę moździerzy do [miotania] bomb oraz w ze trzysta szahi-darbuzenów. Co prawda, do przewozu takiej liczby dział potrzeba kilku tysięcy par wołów, żeby więc mieć tyle wołów, musiałoby się spędzić bydło z całej Rumelii. Mógłby tedy ktoś zauważyć, że to pociągnęłoby za sobą konieczność użycia przemocy. Odpowiedź na to jest jednak taka, że były to czasy, kiedy moc i potęga państwa, bogactwo i zasobność skarbu i arsenału była w stanie zagwarantować bezpieczeństwo mienia i inwentarza zarówno żołnierza muzułmańskiego, jak też rajów. Gdyby się bowiem wedle ówczesnych warunków z każdej brody oddało tylko po jednym włosku, to zgromadzenie pięciu czy dziesięciu tysięcy wołów nie przedstawiałoby trudności najmniejszej, a szczególnie nie dokonałoby się tego przemocą, lecz w drodze kupna ich przez skarb za zgodą właścicieli. Wielkich armat nie potrzeba było sprowadzać aż ze Stambułu, bo od dawna istniało prawo pozwalające zabierać je i ściągnąć z Budzina i okolicznych zamków granicznych. Dawnymi bowiem czasy padyszachowie i serdarowie z [ich] ramienia, wyruszając na wyprawy węgierskie, zwykli byli brać i sprowadzać wielkie działa wedle potrzeby najczęściej z zamków granicznych.
Ale wielki serdar nie wpadł na ten pomysł i prawa owego [zastosować] nie chciał. „Państwem cesarza zawładnę bez wojny i walki" — myślał sobie, więc wyruszył mając w obozie jedynie dziewiętnaście kolubryn strzelających pociskami trzy- do dziewięciookkowymi, pięć moździerzy do [miotania] bomb oraz sto dwadzieścia dział szahidarbuzenów, a z tej liczby dwie kolubryny zostawił pod zamkiem Jawarynem. (Mianem kolubryn określa się działa strzelające kulami trzy-do dziewięciookkowymi; bałjemezami natomiast nazywa się armaty, które miotają pociski od dziesięciu do czterdziestu okk.) Czyż można jednak z takich drobnych działek bombardować zamek tak potężny, a z nieprzyjacielem niemieckim rozprawiać się, nie poczyniwszy odpowiednich przygotowań? Biadaż tej zarozumiałości, biada owej bezmyślności! Później kazał on ważyć pociski armatnie, którymi nieprzyjaciel z naprzeciwka ostrzeliwał działa jego własne, oraz ubolewał i zdumiewał się nad nimi. Ale czy to mogło w czymkolwiek pomóc?


niedziela, 9 sierpnia 2020

Bernard M. D. – gawęda o Kozakach



Bardzo dawno nie było na blogu żadnych zapisków Irlandczyka o Rzplitej. Zobaczmy więc co napisał o Kozakach, ich zwyczajach i sposobie wojowania. Pamiętajmy jednocześnie, że rzecz spisywana była za panowania Jana III Sobieskiego, warto to więc umiejscowić w czasie:

Głównym zajęciem kozaków jest wojaczka i choć walczą głównie konno, jednak czasami zsiadają z koni, by pełnić służbę pieszo. Zadziwiająca jest ich wytrzymałość na trudy wojny, są w stanie żyć właściwie bez niczego. Zwykle zadowalają się rodzajem czarnego ciasta, które jedzą z czosnkiem i cebulą. Z wielką zręcznością posługują się arkebuzami i łukami, używają również szabel. Nie znają prawie żadnych luksusów, niezmiernie kochają jedynie akwawitę, którą mieszają z miodem i często się upijają. Są wśród nich rzemieślnicy wszelkich specjalności. Kobiety zajmują się głównie przędzeniem lnu i wełny. Chłopi znają doskonale różne sposoby uprawy roli, a wszyscy są dość wprawni w warzeniu piwa, przygotowywaniu miodu pitnego, akwawity itd. Większość z nich, bez względu na wiek, płeć czy kondycję, zwykle stara się prześcignąć innych w piciu i hulance, i sądzę, że nie ma w świecie chrześcijan, którzy są bardziej beztroscy i niedbali, choć z natury są przecież zdolni do wielu rzeczy. Kiedy stoją na polu naprzeciw wrogów, zawsze są całkowicie trzeźwi. Kozacy najodważniej walczą w taborach, które są rodzajem wozów używanych specjalnie w tym celu. Nie gorsi są również na morzu. Konni są niewiele warci: dwustu Polaków mogłoby łatwo przepędzić dwa tysiące ich najlepszych wojskowych, jednak ich piechota wytrwa w najgorszych warunkach. Kiedy dostrzegą na morzu statek, który zamierzają przejąć, pozostają w ukryciu ze swymi łodziami prawie do północy i wtedy bardzo szybko podpływają, otaczają go i łatwo biorą z zaskoczenia. Kiedy przeładują cały ładunek, zwykle zatapiają statek, ponieważ nie są w stanie go przetransportować

piątek, 7 sierpnia 2020

I kryją się do swych jam

 

Charles Ogier, wizytując w 1635 roku, wciąż widział tam rozliczne ślady zakończonej sześć lat wcześniej wojny. Poniżej fragmenty dotyczący spalonego w 1628 roku przez Szwedów Łasina (Lessen), dobrze pokazujący jak ogromną traumą dla ludności w Prusach była wojna o ujście Wisły. 

Przejeżdżaliśmy przez miasto Radzyn, pięknie położone, choć spalone i zniszczone przez Szwedów. Stąd przybyliśmy do miast Łasin, również przez Szwedów zburzonego. Widok tych ruin sprawiał wrażenie smutne i zarazem straszne. Przykro było oglądać ludzi świadomych , że jeszcze przed kilkoma laty byli obywatelami kwitnącego miasta, a teraz żyją zagrzebawszy się w zwaliska i nory swych własnych domów. Gdy tylko dostrzega obcych ludzi, natychmiast ogarnia ich strach: rzucają się do ucieczki i kryją się do swych jam, jakby ci, których ujrzeli, musieli być zawsze Szwedami lub wilkami.

poniedziałek, 3 sierpnia 2020

Pogaduchy o rajtarach


Jutro, we wtorek 4 sierpnia, o godzinie 20:30 czasu polskiego będę na żywo opowiadał na FB blogowym o rajtarii koronnej w czasie wojny o ujście Wisły 1626-1629. Serdecznie zapraszam do słuchania i komentowania. 
Przypominam jednocześnie o dwóch poprzednich pogadankach: