W marcu 1650 roku do Warszawy przybyło poselstwo moskiewskie,
na czele z Gawryłem Puszkinem. Dyplomaci stanęli pod stolicą, król – z różnych
względów – nie bardzo chciał ich u siebie przyjmować. Moskwicinów przywitali
wreszcie Kazimierz Tyszkiewicza, podczaszy Wielkiego Księstwa Litewskiego i
Wojciech Wessel, chorąży nadworny koronny. Doszło wtedy do bardzo specyficznego
dialogu, który pokazuje że mimo upływu lat dyskurs polityczny aż tak się nie
zmienił. W rolach głównych T[yszkiewczi], P[uszkin] i W[essel]. Spór zaczął
się, gdy panowie zaczęli się wykłócać kto kogo ma mieć „po prawej ręce” w
karecie.
T: Przyjmowałem ciebie
panie Puszkin, gdyś był w poselstwie ze Lwowem, a mieliśmy wtedy prawą rękę.
P: Łżesz Tyszkiewicz,
a to i teraz prosiłeś nas do swojej karety, a powiadasz, że to królewska kareta
T: Gdybyś ty nie było
w osobie carskiej, za takie słowa u nas biją w gębę.
P: I u nas durnych
biją którzy nie umieją czcić posłów wielkich, bo ty tylko nas znieważasz. [Zwracając
się do W:] A ciebie jak zowią?
T: To jest chorąży
nadworny koronny, starosta różański, tykociński i białostocki
P: A czemuż ty do mnie
nic nie mówisz?
W: Bo nie rozumiem, co
mówicie
P: A na cóż ciebie
głupiego do mnie król przysłał
W: Nie jak głupi, ale
mnie do was głupich posłano z taką waszą polityką – mój hajduk mógłby do was
poselstwo odprawić
P: Skurwisynu, hajduk
z tobą razem! Nie zaprzej się tego przed królem, jako nas bezcześcicie. Nie tak
nas, wielkich posłów, śp. król Władysław szanował i przyjmował; będziemy
wiedzieć, jako się o to u króla domawiać.
Tak sobie panowie od serca porozmawiali… Na szczęście przybył
goniec od króla, zapraszając do wkroczenia do Warszawy. Jutro przyjrzymy się,
jak ów wjazd wyglądał.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz