Nadworny lekarz Jana III Sobieskiego, Irlandczyk Bernard O’Connor,
pozostawił po sobie niezwykle interesujące zapiski dotyczące historii i
zwyczajów panujących w Polsce. Ciekawe byłoby od czasu do czasu coś z tego
zacytować. Na dobry początek – o strojach za panowania Sobieskiego.
Włosy ścinają wokół
uszu, jak mnisi. Noszą futrzane czapki i sumiaste wąsy, natomiast nie
korzystają z kołnierzyków. Zakładają długie płaszcze sięgające do samej
podłogi, a spodnią kamizelkę tej samej długości spinają pasem w okolicach talii.
Rękawy są bardzo wąskie, podobnie jak marynarskie, i zbiegają się w
nadgarstkach z połą biegnącą od spodu ręki aż do szyi, którą odwijają w czasie
upału i opuszczają w czasie chłodu, ponieważ nie noszą rękawiczek. Ten długi
płaszcz szyty jest z mocnej tkaniny, a w zimie podszywany dodatkowo grubym
futrem, natomiast w lecie jedynie lekkim jedwabiem (jakkolwiek widziałem na
dworze kilku możnych noszących futra, jakich zwykli używać zimą, ponieważ
stanowią one wyśmienitą ozdobę). Pod kamizelką noszą szeroką koszulę, podobną
do damskich bluzek, związaną luźno wokół szyi, z szerokimi rękawami sięgającymi
aż do nadgarstków. Spodnie są również bardzo szerokie i łączą się z
pończochami. Zamiast butów noszą zawsze, zarówno za granicą, jak i w kraju,
tureckie skórzane kozaki z bardzo cienkimi podeszwami i wydrążonymi obcasami
zrobionymi z żelaza wygiętego niczym obręcz, w kształt półksiężyca. Szablę
noszą w płaskiej pochwie o równej szerokości od rękojeści do końca, zwykle
bogato wysadzanej brylantami, chociaż to zależało od pozycji właściciela. W
całym Królestwie powszechnie przyjętym zwyczajem, nie tylko pośród szlachty, ale
także wśród pospólstwa, jest noszenie (w rękach lub na ramionach) halabardy. Dbają
o to, aby halabarda zawsze była jasna i błyszcząca, łącznie ze srebrnymi blaszkami
wokół rękojeści, niekiedy wysadzanej klejnotami. Podczas pierwszej wizyty na
dworze byłem świadkiem, jak wojewodowie i inni senatorowie nosili halabardy w
obecności króla, co stanowiło dość przerażający widok, choć równocześnie
stanowiło piękną ozdobę. Powiedziano mi, że dawniej służyło to ochronie przed
burzliwym i swarliwym ludem. Halabardy przydawały się bowiem w ścisku, gdzie
szable były bezużyteczne. Ich strój wygląda bardzo męsko, zwłaszcza u jeźdźca
siedzącego na końskim grzbiecie, i jest najkosztowniejszy z wszystkich, jakie
widziałem w Europie. Ich futra są wspaniałe i cenne – same czapki kosztują
niekiedy 20 czy 30 gwinei. Fasony ubiorów zmieniają się tam tak często, jak w
krajach zachodnich.
Halabardy? Chyba raczej czekany lub nadziaki, ale ponoć pospólstwo nie miało prawa posiadać nadziaków, więc już sam nie wiem.
OdpowiedzUsuńW oryginale było 'pole-axes' z tego co widzę.
UsuńCo tłumaczy się najdosłowniej jako " obuch/młot-topór'.
Więc zapewne chodzi oczywiście o polskie obuszki, a halabarda to raczej nieszczęśliwie tłumaczenie.