Fragment
anonimowego kazania z 1598 roku, piętnującego milicję miejską w Lublinie
[cytuję za ‘Kopczykiem zacnym…’ Lwa Kaltenberga]:
Pojrzę na owe kupy, w których każdy
opasany kordem, w ręku zgoła kopie, alebardy czy i berdysze dzierżący, co ano
zbożnego gromadzenia ta feruje, widzę samo obrażenie oczu ludzkich i
miłosierdzia Bożego, bo o obyczajności grzech byłoby mówić: gdy procesyja
rusza, te heretyki bezwstydne dalej swojej broni zażywać, na wyprzódki z
wiatrem szatki białogłowskie zadzierać, a wszystko to wtedy, kiedy dusze powagi
pełne być winne, a nie sprośność zwrócone podwik zastrachanych kwikiem. Im to
raj i bardzo rade figlom, ale gdzie dostojeństwo i godna powaga. Nie straż to
żadna, nie milicyja, nie żołnierstwo, ale wysłane od Belzebuba w legacji
sprośne nasienie!
Faktycznie
takie zachowanie milicjantów nie mogło im przysporzyć popularności, ale żeby od
razu nazywać ich nasieniem Belzebuba? Mocne…
Mam wrażenie, że to ponadczasowy przekaz.
OdpowiedzUsuńCoś w tym jest ;)
OdpowiedzUsuńIs that where we get the devils spawn!
OdpowiedzUsuń