wtorek, 7 maja 2019

Strzelba, gorzała, znowu strzelba



[Tydzień z wojną o ujście Wisły, wpis 2/7]

Były zażarte bitwy, oblężenia miast, potyczki (i jedna bitwa) na morzu, ale wojna o ujście Wisły to przede wszystkim ‘mała wojna’, z niemal nieustającymi starciami podjazdów, harcami,  zdobywaniem ‘języka’ i zaopatrzenia. O takich właśnie harcach, z dosyć nietypową przerwą, opowiem w dzisiejszym wpisie.
Rzecz miała miejsce w niedzielę 22 lipca 1629, między polskim i szwedzkim obozem. Nadeszli potem harcownicy [szwedzcy] i chwile z naszemi, harcami bez szkody znacznej zabawiając się, na koniec prosili, aby z obydwu stron, położywszy strzeblę i bronie, rozmówić się wolno było. Położyli tedy z obu strony harcownicy strzelbę, ale iż na zasadzkach muszkietyrowie byli blisko, prosili Szwedowie, aby byli oddaleni i oni też swoich oddalić chcą. Piechurów więc zgodnie wycofano, a panowie kawalerzyści z obydwu stron spotkali na się na pogawędki. Rozmawiano głównie o jeńcach, a także o tym że feldmarszałek Wrangel chciałby się spotkać z rotmistrzem kozackim Hermolusem Aleksandrem Przyłęckim. Pogaduchy przypieczętowano czymś mocniejszym: na koniec Szwedowie bugłagiem gorzałki z Malborga przyniesionym, naszych częstowali. Podpiwszy i zabawiwszy nieco z sobą, znowu na konie wsiedli i strzelali się harcami z sobą cały niemal dzień. Czasami to naprawdę była dziwna wojna…

1 komentarz:

  1. Jak to mówią, raz bitka a raz popitka, zwyczajne koleje wojny ;)

    OdpowiedzUsuń