Uczestnictwo w XVII-wiecznych poselstwach wiązało się z
wieloma niebezpieczeństwami. Po drodze do obozu/stolicy/armii z którą miano
negocjować można było wpaść w zasadzkę (nawet maruderów własnej armii), a
podróż trwała często wiele miesięcy. Bez wątpienia bardzo trudne były wyprawy
do obozów kozackich w czasie Powstania Chmielnickiego, gdzie w każdej chwili
mogło dojść do krwawego ataku ze strony czerni czy Tatarów. Właśnie takim
przypadkiem z 20 września 1651 roku, w przededniu bitwy pod Białą Cerkwią,
zajmiemy się dzisiaj.
Początkowo grupa polskich i litewskich komisarzy – w tym
Adam Kisiel, którego widzimy powyżej – przyjechała do obozu kozackiego pod
silną eskortą. Owych piąciset draganów i
pułków naszych konnych[1] dwa wróciło
jednak szybko do głównych sił polsko-litewskich, zostawiając posłów pod ochroną
Chmielnickiego. Po wstępnych ustaleniach grupa komisarzy próbowała wyjechać z
obozu kozacko-tatarskiego dla
utwierdzenia namienionych punktów. Kolumna wozów została jednak zaatakowana
przez oddział Kozaków i Tatarów, którzy zmasakrowali i splądrowali grupę
towarzyszącą posłom. Towarzystwa do
trzydziestu zabili, P. Nahoreckiego który był też z Komisarzami za mediatora
między niemi a Kozaki zabili, czeladzi sieła nabrali. Komisarze mieli tyle
szczęścia, że dopiero ruszali za taborem, stąd nie ogarnął ich ów tumult. Iwan
Wyhowski i dwóch kozackich pułkowników odeskortowało posłów na zamek białocerkwiecki,
próbując jednocześnie uspokoić rozwścieczony tłum. Czerń jednak nie ustępowała,
próbowała nawet szturmować zamek: pale
chcieli wyjmować, dobywając się do zamku. Starszyzna kozacka musiał sięgnąć
po ostateczny środek: chorągwi kilka
regestrowych Kozaków przy palach stanęli a dobywających chłopstwa odpierali i
ręce im przy palach ucinali. Chmielnicki nakazał ściąć 15 spośród
buntowników, by przykładnie ukarać próbę ataku na komisarzy. Po uspokojeniu sytuacji poselstwo wróciło do polsko-litewskiego obozu, wielu spośród komisarzy miało jednak utracić majątek warty dziesiątki tysięcy złotych. Ciężki los posła...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz