O tym cyklu zupełnie zapomniałem, trzeba go odkurzyć. A okazja
ku temu dobra, bo akurat wpadł mi w ręce artykuł dra hab. Wojciecha Krawczuka Wojna szarpana doby „Potopu” – doświadczenia
szwedzkie, opublikowany w zeszłym roku w Pracach Historycznych [PH 143, z. (2016), s. 737-742]. Tekst to
niestety króciutki, co – przy ambitnie brzmiącym temacie – wskazuje tylko na
bardzo wstępne zarysowanie tematu. Autor przywołuje dwa przykłady takiej szwedzkiej
„małej wojny” w oparciu o pamiętnik Rutgera von Ascheberga: starcie pod
Zakrzewem i potyczkę pod Chojnicami (o
której zresztą dr Krawczuk przygotowuje – z czego widzę w przypisie – nowy artykuł).
Wskazuje kwestie propagandowe i różnice w źródłach dotyczące takich starć, żeby
przejść do wpływu jakie wojenne
opowieści mogły mieć na Karola XI i Karola XII. Wybór von Ascheberga nie dziwi –
wszak dr Krawczuk pięknie nam przetłumaczył i opracował wydany w 2014 roku Dziennik oficera jazdy szwedzkiej 1621-1681 pióra
von Ascheberga właśnie[1]. Mam jednak ogromny
niedosyt w kwestii tak użytych źródeł jak i pewnych wniosków, pozwolę sobie
więc poświęcić temu kilka słów.
Artykuł jest bardzo krótki, przez moment wydawało mi się że
to prostu zapowiedź jakieś większej całości. Przez to wiele interesujących
aspektów (np. wymiar propagandowy) pojawia się w jednym-dwóch zdaniach,
pozostawiając duży niedosyt u Czytelnika. Szkoda, bo temat szalenie
interesujący, ale potraktowany bardzo pobieżnie.
Główna rzecz która rzuca mi się tu w oczy to pominięcie
dwóch, jakże ważnych, pamiętnikarzy związanych z armią szwedzką doby „Potopu”.
Chodzi tu o Hieronima Chrystiana Holstena[2] i Patricka Gordona[3]. Obydwaj wspominają sporo
o wojnie szarpanej – potyczkach podjazdów i wydzielonych grup rajtarii i
dragonii. Szkot wspomina wręcz o „małej wojnie” już od początku kampanii
letniej 1655 roku, co jasno wskazuje na to, że Szwedzi stosowali taką taktykę
od początku wojny, zdając sobie sprawę z jej skuteczności. Trudno więc
analizować szwedzką wojnę szarpaną przez pryzmat jednego zaledwie
pamiętnikarza. Zwłaszcza tak mało krytycznie nastawionego wobec swoich sukcesów
jak von Ascheberg.
Stwierdzenie, że akcje wojny szarpanej nie mogły, co prawda, mieć jakiegoś bardzo doniosłego strategicznego
znaczenia stoi w znacznym stopniu w sprzeczności z zarówno szwedzkimi
doświadczeniami z poprzednich konfliktów z Rzplitą jak i z samym przebiegiem „Potopu”.
W tym pierwszym przypadku to właśnie „mała wojna” miała ogromny wpływ na rozwój
sytuacji strategicznej w Inflantach w okresie 1626-1629 (gdzie praktycznie nie
toczono większych starć) czy na porażkę szwedzkiej kampanii w Prusach w 1628
roku (gdzie jedynym sukcesem było zdobycie Brodnicy). Co do samego „Potopu”, to
strona polska przegrywała praktycznie wszystkie walne starcia tej wojny (Warka
i Prostki to chlubne wyjątki), zadając jednak Szwedom bardzo duże straty
właśnie „małą wojną”. Podkreśla zresztą
to sam Autor, wspominając o niezwykłych sukcesach Stefana Czarnieckiego.
Pozostaje mi mieć nadzieję, że to wspomniany artykuł to
tylko krótki (zbyt krótki!) wstęp do kolejnych prac p. dra Krawczuka, który
będzie się dalej zajmował szwedzkimi aspektami „Potopu”. Ja czekam
niecierpliwie na kolejne publikacje.
Bardzo ciekawa polemika - ba, chyba wroce do lektury tematu..
OdpowiedzUsuń