Wracam dziś do Ksiąg
hetmańskich Stanisława Sarnickiego, tym razem przypatrzymy się zapisowi
dotyczącemu haseł używanych w czasie wypraw wojennych. Notka momentami dosyć
rozrywkowa, ale trudno nie przyznać Sarnickiemu racji:
Są jeszcze inne znaki
wojenne, które zowią hasła, co u Rzymian też beło, a zwali to oni symbolum.
U Poliaków piękne
hasła bywały. Pan Bóg z nami abo od herbów [wzięte]: Orzeł, Łodzia, Śreniawa,
item koło mieli młyn[1] etc.
Gdy się tedy trefiłby jaki odmieniec, szpieg, co więc sobie zwykli barwę, strój
odmieniać, abo bindy tawciane przekładać, jako w Niemczech czynią, abo krzyże
na kabaciech wszywane, jako Włochowie mają obyczaj, po których znakach oni się
znaczą co przyjaciel, co nieprzyjaciel. Jeśli tedy na barwie na tawcie, na
krzyżu omyliłeś się, żebyś tejże barwy ujrzał człowieka, czerwonej abo białej
co twoi [taki strój] noszą, w nocy abo we dnie, tedy na haślie, które nie
jednej zawżdy godziny trębacz rozdaje, trudno się omylić możesz. I barzo to
mądrze starzy wynalieźli. Do tego jest nasz język, który jest trudny
cudzoziemcom ku wymówieniu, barzo dobry. A Niemcowi zwłaszcza trudny ku
wymówieniu.
Koło miele młyn mnie rozczuli, przypomniało mi się jak pacholęciem
będąc czytałem komiks o królu Łokietku – w jednej ze scen, gdy opisywano bunt
wójta Albera z 1312 roku, krakowscy mieszczanie zdawali taki właśnie test polskości:
soczewica koło miele młyn. Jak widać pan Stanisław także znał ową historię…
Pamiętam ten komiks. Iście był genialny.
OdpowiedzUsuń