czwartek, 9 września 2010

Na przymus nie ma rady czyli jak miło być rajtarem


Po raz kolejny zajmiemy się rajtarią koronną, tym razem jednak rzecz będzie się działa w czasie ‘Potopu’. Dzięki Przygodom wojennym 1655-1666 autorstwa Hieronima Chrystiana Holstena możemy bowiem prześledzić w jaki sposób powstawały w tym czasie w polskiej armii jednostki autoramentu cudzoziemskiego. Holsten, ex-szwedzki rajtar pochwycony przez Polaków, otrzymał ‘zaproszenie’ do służby w tworzonym właśnie regimencie rajtarskim Jerzego Lubomirskiego. To bardzo ciekawa jednostka, biorąca udział w wyprawie odwetowej do Siedmiogrodu w 1657 roku, oblężeniu Krakowa i Torunia, wyprawie koronnej do Prusa (walki na Żuławach) w 1659 i wyprawie na Ukrainę w 1660 roku, gdzie regiment miał ponieść ciężkie straty (o czym słów kilka poniżej). Odział był początkowo złożony z zaledwie 4 kompanii (IV ćwierć 1656 roku), jednak stopniowo zwiększano go o kolejne kompanie, także w oblężeniu Torunia w 1658 roku regiment miał ich już 8, a w 1660 roku nawet 10.
Spójrzmy najpierw, jak Holstena i jego kolegów zaciągnięto do polskiej służby. Przez te kilka miesięcy, kiedy spaliśmy tu beztrosko pewni, że nie można nam nic ukraść i jak szliśmy spać tak wstawaliśmy, nie było niestety mowy o żadnym wykupie. Nasza nadzieja była daremna. Równocześnie nadeszła wieść, że z Węgier ma zamiar wkroczyć z pomocą dla Szwecji Rakoczy. Zobligowano nas więc do podjęcia szybkiej decyzji w sprawie przyjęcia służby i złożenia przysięgi lub oczekiwania na coś gorszego, gdyż nie było już mowy o wykupie. Na przymus nie ma rady. Wkrótce więc przewieziono nas niedaleko Częstochowy, aby tam umundurować. W ten sposób z dostarczonych tu zewsząd jeńców szwedzkich uformowano trzy kompanie, przeważnie z żołnierzy niemieckich (służących u) Szwedów, ale zaciągano też innych.
Holsten miał zostać mianowany ‘najstarszym kapralem’ czyli dowódcą pierwszego kapralstwa, w kompanii przybocznej szefa regimentu. Była to pierwsza kompania oddziału, na czele którego stał dowódca regimentu, czyli oberszter Stefan Franciszek baron de Oedt. Oficer ten poległ w 1660 roku w walce z Kozakami pod Słobodyszczami. Faktycznym dowódcą owej pierwszej kompanii był kapitan lejtnant (od 1658 roku rotmistrz) Jakub Mautner, który zresztą także poległ pod Słobodyszczami. Walki regimentu w kampanii 1660 roku są na tyle interesujące (i dobrze udokumentowane), że zapewne niedługo poświęcę im osobny wpis.
Niemiecki najemnik w barwny sposób opisuje jak rajtarzy radzili sobie z problemami natury logistycznej. Byliśmy teraz bardzo źle umundurowani, mieliśmy za to nadmiar wolności. Od ręki otrzymaliśmy zezwolenie na zmianę naszych koni, gdybyśmy zobaczyli coś lepszego, ba, mogliśmy się udać na śląską granicę, a nawet poza nią, by się dobrze obłowić i umundurować. Było to nawet mile widziane przez naszych oficerów. Doświadczenie Holsten ai jego kolegów z czasów służby u Szwedów bez wątpienia były tu nader przydatne. I już niedługo mógł z dumą rzec umundurowałem się wraz z dobrym pachołkiem i chłopcem. Nabyłem także wóz, a wszystko to w krótkim czasie, bo kwaterowanie nie trwało długo.
Holsten daje nam także ciekawy opis umundurowania i wyposażenia rajtarów w jego regimencie. Używano koletów (nie wspomina nic o innym uzbrojeniu ochronnym, także o hełmach – zamiast tego jest wzmianka o kapeluszach), zaś uzbrojenie to, jak wspomina przy okazji walki z chłopami w jednej z wiosek powsuwaliśmy więc pistolety za paski od spodni, wzięliśmy karabiny i szable do rąk. Z kolei gdy Holsten wyruszył do Cieszyna w celu zakupienia ekwipunku dla żołnierzy zaopatrzył się tam w siodła, pistolety i karabiny.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz