Organizacja wyprawy chocimskiej w 1621 roku była ogromnym
wyczynem logistycznym, zarówno dla Korony jak i dla Litwy. Od podstaw utworzono
silną armię, złożoną zarówno z licznych chorągwi jazdy jak i oddziałów
piechoty. Nic dziwnego, że przy tak skomplikowanej operacji, nie obeszło się
bez zgrzytów. Część listów przypowiednich – zwłaszcza dla jednostek
cudzoziemskich – nie została zrealizowana i została tylko ‘na papierze’ (panie
von Arnim, to do pana!). Co gorsza, wiele oddziałów które dotarło do Chocimia
także miało poważne braki, zarówno w stanach liczebnych jak i dostępnym
ekwipunku. Znany z surowości hetman Jan Karol Chodkiewicz tak pisał do króla
Zygmunta (list datowany 27 lipca 1621 roku, z obozu pod Chocimiem):
Roty niektóre nie
tylko, że nie są spełna według listów W. K. Mci przypowiednich, ale w konie i w
rynsztunki baczo skąpe i nędzne, że jeden od drugiego na popis zbroi, ruśnic,
pałaszów, a nimal i koni i pacholików pożyczali, że zgoła niemasz na co
patrzeć.
W tym samym liście Chodkiewicz skrytykował też inne mętne
praktyki niektórych rotmistrzów, którzy:
Pieniąze ze skarbu
W.K.Mci na roty wziąwszy na swoję potrzebę obrócili, a towarzystwo na kredyt
tylko w służbę zaciągnęli. Zaczym też tak płocho na granicę przychodziwszy sami
i konie znędznieli prędko, że samego towarzystwa z pocztami spod różnych
chorągwi do kilkadziesiąt z wojska uciekło.
[Cytaty za pracą „Disciplina Militaris” w wojskach
Rzeczypospolitej do połowy XVII wieku, autorstwa Karola Łopateckiego.
Jestem właśnie w trakcie lektury, jak skończę to zrecenzuje na blog]
Hehe, 400 lat minęło, a praktyki panów husarzy nadal niezmienne ;)
OdpowiedzUsuń