poniedziałek, 10 stycznia 2011

Rzadko widzieć podobną trwogę i zamieszanie...

Podobna zaniedbuje na blogu Kozaków, trzeba więc się nieco poprawić. Sir Thomas Roe, poseł na dworze sułtańskim (w okresie 1621-1628), opisze nam, w swym liście z 20 lipca 1624 roku, jak to mołojcy zasiali trwogę w samej stolicy osmańskiego państwa. Sir Roe, if You be so kind, please begin...

9 tego miesiąca [lipiec 1624 roku] Kozacy w 70 lub 80 łodzi (czajek) mając w każdej po 50 ludzi, wioślarzy i żołnierzy, korzystając z pory w której Kapitan Pasza wyprawił się do Krymu, o samem świcie weszli do Bosforu, gdzie rozproszywszy się złupili i spalili na 4 mile (angielskie) od miast, wszystkie niemal wsie i domy. Główniejsze miejsca są: Bajkdery i Jenichoje na Greckiem, i Stenia na Azyatyckim pobrzeżu gdzie wielkie i bogate zdobywszy łupy o 9 przed południem uspokoili się. Cała stolica i przedmieścia w takiej były trwodze, że Sułtan nawet udał się na brzegi morza, a Kajmakan [wielki wezyr] do portu. [Kajmakan] Halil Pasza sam wodzem się w tym rozruchu ogłosił; nie mając ani jednej galery gotowej do obrony, osadził i uzbroił wszystkie okrętowe łodzie, barki i inne pomniejsze statki w liczbie 4 do 500 ludźmi którzyby mogli to do wioseł to do bitwy stanąć. Jazdę i piechotę w liczbie 10 000 rozesłał dla bronienia brzegów od dalszej rubieży. Rzadko widzieć podobną trwogę i zamieszanie. Sądziliśmy że ci biedni rabusie [Kozacy] natychmiast się cofną, lecz oni widząc łodzie tureckie zbliżające się ku sobie, skupili się w środku kanału blizko zamków,  i uszykowawszy się w półkole czekali w gotowości do boju, mając bowiem nieprzyjazny wiatr, sami napadać niemogli. Halil Pasza kazał dać ognia z daleka; Kozacy nieodpowiedzieli ani jednym wystrzałem, tylko podpływali to do jednego to do drugiego, bez żadnej oznaki cofnienia się. Pasza widząc ich obroty i odwagę, bał się przypuszczać ataku na swoich słabych statkach; owszem uznał za rzecz rozsądniejszą, starać się przynajmniej wstrzymać ich od dalszych zamachów, obawiając się, iż gdyby ta flotta jego rozbitą została, co arcypodobnem było, mogliby wtedy wpaść w głąb Stambułu wszelkiej pozbawionego obrony. Tak tedy kilkadziesiąt łódek, uczyniwszy wielkie łupieże, spoczywały cały dzień, aż do zachodu słońca, śmiało stawiając się i grożąc wielkiej, lecz trwożnej stolicy świata, i całej jej potędze; nakoniec z łupami swemi przy powiewających banderach odpłynęły, bez walki, a prawie bez oporu.  
Małe to zdarzenie, i zuchwały zamiar porwania się na tak wielkie mocarstwo, dziwną odkryło prawdę, że państwo to, które uchodziło za tak groźne i potężne, w istocie jest słabem i bez obrony... Rzecz ciekawa, jak to zdarzenie uważać będą Polacy, gdyż przez to warunki pokoju zupełnie są naruszone. 

3 komentarze:

  1. Trzeba przyznać, szaleńcze to były wyprawy. Niestety Władysław IV nie mógł ich wykorzystać w ambitnych planach wojny z Turcją. Wojna prawdopodobnie odwróciłaby zły los jaki przypadł RON po 1648.Kozacy wybrali jednak inną drogę...

    OdpowiedzUsuń
  2. Szaleńcze, ale biorąc pod uwagę że Kozacy byli pod polskim zwierzchnictwem, wpływały na 'zagęszczenie' stosunków politycznych ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Z drugiej strony Tatarzy też zagęszczali atmosferę ale jakoś zagrożenie Porty z tego powodu było mniejsze.;-)Turcy też zdawali sobie sprawę że Polacy nie są w stanie powstrzymać 'chadzek kozackich'. W sumie to nie rajdy Zaporożców ani zagony tatarskie były przyczyną wojen z Turcją, były tylko pretekstem.Podobieństwem jest tu słabość obu państw, uchodzących przecież za potężne i liczące się w Europie, a nie potrafiące się zabezpieczyć przed atakami rabusiów.

    OdpowiedzUsuń