środa, 29 stycznia 2014

W pysk aż mu z nosa i ust poszło...



Nasi pamiętnikarze XVII-wieczni często wspominają, jak to starali się pochwycić co bogatszych jeńców, dosiadających lepszych koni – wszak wykup takiego więźnia mógł przynieść sporo brzęczącej monety, a i dobry koń był wiele wart (zapewne często więcej niż wykup jeńca). Oczywiście taka praktyka nie była wyłącznością panów Pasków i Poczobutów, o czym zreferuje nam zaraz w kilku słowach rajtar w służbie JKM Karola X Gustawa – Hieronim Chrystian Holsten. Tak oto miał sobie poczynać w starciu z polską jazdą:

Około południa ruszyliśmy wprost na obóz nieprzyjaciela. Gdy znaleźliśmy się zupełnie blisko, przednie oddziały rozpoczęły harce. Ja także spostrzegłem kogoś na dobrym koniu, kto dzielnie sobie poczynał. Wzięliśmy się w obroty. Starałem się bardzo. Gdy przetrzymałem jego dwa strzały, natarłem z kopyta. Chwyciłem jego konia za cugle i chciałem z nim szybko odjechać, ponieważ byliśmy pod nieprzyjacielskimi działami. On był jednak tak rezolutny, że chwycił pistolet za lufę i całą siłą uderzył mnie w głowę, tak że polała mi się krew z nos i ust. Liczył na to, że mi się wyrwie. Przybyli mi jednak na pomoc moim towarzysze, chciałem go więc przebić. Zaraz jednak nadjechał generał Wirtz i ten poprosił go o darowanie życia, ponieważ był klechą, chociaż dobrym polskim szlachcicem. Zabrałem tylko jego mundur [zapewne błąd tłumaczenie, może chodzić o jakieś odzienie wierzchnie], on zaś wkrótce wykupił się u Wirtza za 400 talarów.


Zaciekawił mnie zwłaszcza fragment o tym jak Holsten wytrzymał dwa strzały z pistoletów. Zapewne Polak w ferworze walki po prostu fatalnie strzelał i spudłował, gdyż z późniejszych wspominków wiemy, że Holsten nie nosił napierśnika, a tylko kolet. Nie ma też wzmianki o fechtunku w tym starciu, czyżby przeciwnika rajtara nie zdążył wyciągnąć szabli?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz