piątek, 21 czerwca 2019

Z gdańskiej księgi horroru - odsłona czwarta



[Tydzień z Królestwem Szwecji, wpis 4/7]

Wracamy do gdańsko-szwedzkich historii strasznych acz prawdziwych, wszak opowiadał je jakże poważny człowiek, jakim był Jan Zierenberg. Tym razem o szwedzkich magach-elementalistach, dokładnie rzecz biorąc o specjaliście od wiatrów (i nie, nie chodzi o handlarza cebulą i fasolą…).

Ktoś, kto chciał wyruszyć ze Szwecji, aby prędzej dopłynąć tam, gdzie zmierzał, kupił sobie wiatr; tam bowiem są i tacy, którzy kupczą wiatrami i burzami. Kupiec dał mu chusteczkę zawiązaną na trzy węzły. Pierwszy węzeł krył w sobie wiatr łagodny i pomyślny, drugi silniejszy, trzeci huragan; tymi się pewnikiem będzie mógł posłużyć, jeśli je wypuści. Wsiadł ów na okręt w zupełniej ciszy morskiej. Rozwiązał pierwszy węzeł chusteczki i oto powiał pomyślny, łagodny wiatr. Że mu ten był za powolny, rozwiązał drugi węzeł i natychmiast silniejszy wiatr popędził okręt tak, że w czasie niedługim spodziewał się dobić do upragnionego portu. Przecież, gdy się przez nieuwagę chusteczka, na której pozostał był jeszcze trzeci węzeł, wypadła ze sakwy tego człowieka, podniósł ją jakiś majtek, i myśląc że węzeł ten kryje pieniądze, rozwinął go. I natychmiast taki się zerwał huragan, że statek, okrutnie miotany, ciśnięty został na skały i tam się rozbił. Ocaleli jednak podróżni i majtkowie wraz z owym kupcem wiatrów i ci potem tę historię opowiadali.

Hmmm, może trzeba by przeanalizować szwedzkie bitwy morskie w XVII wieku, ciekawe przy których z nich pogoda odegrała ważną rolę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz