sobota, 22 kwietnia 2017

Kącik polemiki - odsłona III


Dawno nic nie było w kąciku polemiki, ale szybko to naprawimy. Natknąłem się na krótki artykuł internetowy p. Michała Łukaszewskiego, zatytułowany Reformy wojskowe Gustawa II Adolfa. Można się z nim zapoznać tutaj. Niestety jest on najeżony błędami, postanowiłem się więc się nieco temu przyjrzeć. Wszystkie poniższe fragmenty kursywą to cytaty z rzeczonego artykułu. Wynotowuje co najbardziej przykuło moją uwagę, co nie znaczy że zajmę się wszystkimi błędami.

Już we wstępie widzimy, że będzie moc, czytając że król stworzył potężną armię, która wielokrotnie pokazała swą siłę na polach bitew całej Europy – Breitenfeld czy Lutzen. Jakoś nie kojarzę, by Szwedzi walczyli np. na Wyspach Brytyjskich, w Hiszpanii czy Italii, więc owa cała Europa to niezła przesada. A zaliczanie Lutzen – gdzie Szwedzi stracili króla i znaczną ilość swoich weteranów – do pokazu siły armii szwedzkiej jest grubą przesadą.

Według Autora w czasie poboru narodowego [podpowiem – nazywało się to utskrivning] z każdej dziesiątki mężczyzn na wojnę wybierał się jeden, w pełni umundurowany i uzbrojony. Co tam że w źródłach z epoki (chociażby Hoppe, Piasecki a nawet sam król Gustaw II Adolf) mamy wzmianki o obdartych szwedzkich chłopach, którzy wyglądali jakby byli oderwani od pługa. Z uzbrojeniem (dokładnie rzecz biorąc bronią białą) też bywało słabo i to właśnie w przypadku krajowej piechoty szwedzkiej. Więc na pewno nie było tak dobrze, że żołnierze byli w pełni umundurowani i uzbrojeni.
Nie jest prawdą, że trzy regimenty tworzyły brygadę. Nie było żadnej reguły, jako że brygady formowano ad hoc, a składały się z od jednego do pięciu regimentów. Gros brygad składało się zresztą z regimentów najemnych, a nie krajowych. Zapewne chodzi o tzw. brygadę szwedzką, która składała się z 3, a przejściowo 4 skwadronów piechoty. To jednak inna bajka niż regimenty.

Kompania piechoty nie składała się z 75 muszkieterów i 55 pikinierów, a z 72 muszkieterów (3 kapralstwa po 24 ludzi) i 54 pikinierów (3 kapralstwa po 18 ludzi). Muszkieterzy na pewno nie używali szabel, z kolei szturmak był dla nich wymogiem tylko w początkowej fazie wojny z Rzplitą. Nie jest prawdą, że w 1631 roku król wprowadził po raz pierwszy regiment składający się z jedynie z muszkieterów – z taką jednostką mamy już bowiem do czynienia w 1628 roku w czasie kampanii w Prusach.

Autor błędnie opisuje sztaby kompanii i regimentów piechoty:
- w sztabie kompanijnym zabrakło porucznika, chorążego, dwóch sierżantów, podchorążego (podoficera asystującego chorążemu), 4 służących. Podpowiem też – żołnierzy wyposażeni w bębny to dobosze. Brak wzmianki o passevolantach
- w sztabie regimentu nie ma w artykule podpułkownika, majora, 4 profosów, kata. Pojawił się za to oficer artylerii i sierżant-major, którzy  w regimentach szwedzkich nie występowali. Jest też dwóch zagadkowych kapitanów, których w sztabie regimentu nie było.

Owe cztery elitarne regimenty armii szwedzkiej to jednostki najemne (kolorowe regimenty), o czym Autor zdaje się nie mieć pojęcia. Co lepsze, gwardia piesza o której mamy wzmiankę kilka linijek niżej nie była jakoś wyjątkowo silna, składała się bowiem raptem z jednego regimentu i jednej (przejściowo dwóch) kompanii. Co lepsze, ów regiment to właśnie jeden z owych elitarnych regimentów (Żółty), co znów nie jest wspomniane w tekście.

Wzmianka o posiłkach niemieckich czy angielskich jest mocno kuriozalna, wskazywałaby bowiem na wsparcie sojuszników. A chodzi wszak o oddziały najemne, rekrutowane w krajach niemieckich, Anglii i Szkocji (o czym znów Autor nie wspomina). Stanowiły one zresztą od 1630 roku przeważającą większość  armii szwedzkiej.


Przechodzimy do kawalerii. Kornet jazdy to nie szwadron, tylko kompania . W sztabie kornetu w artykule znów zabrakł chorążego, za to pojawił się sołtys (to jest wręcz przepiękne!). Sztab regimentu jest w porządku, brak jednak informacji że chodzi o regiment krajowy. Generalnie Autor w przypadku kawalerii nie rozróżnia kompanii i regimentów krajowych i regimentów. W armii szwedzkiej nie było czegoś takiego jak kawaleria lekka- zwiadowcza. Nie wiem też, o co chodzi Autorowi ze stwierdzeniem o kawalerii ciężkiej – uderzeniowej, wyposażonej w dodatkowe płyty pancerne i okrycia wierzchnie. Czyżby Autor implikował, że reszta jazdy szwedzkiej walczyła bez ubrań? Ech ci Skandynawowie, tfu…

W akapicie o artylerii mamy powtórzoną za J. Teodorczykiem wyliczankę szwedzkiej artylerii pod Gniewem w 1626 roku, która jednak dotyczy całego szwedzkiego parku artyleryjskiego zabranego w tym roku do Prus. Działa te nie mogły być wszystkie użyte na polu bitwy, bo armia szwedzka nie miała po prostu na tym teatrze działań zbyt mało puszkarzy. Założenie, że jedno działo przypadało na 120 żołnierzy jest więc błędne.

Znajdujemy też cuda w typie szefa policji wojskowej czy szefa wywiadu. Pusty śmiech wzbudza stwierdzenie, że w armii szwedzkiej wprowadzono też regularną płatność żołdu żołnierzom. Zapewne problemy finansowe Królestwa Szwecji i sposób w jaki wypłacano (a raczej nie) żołd nie są Autorowi znane. Dalej czytamy, że nie wiadomo jednak, jaki by wówczas cennik na towarów spożywczych czy luksusowych – tu znów podpowiem, że jednak wiadomo, tylko XIX-wieczny amerykański oficer na którym się Autor w dużej mierze opierał miał małe pojęcie o czym pisał…

Tu przechodzimy do kwestii będącej podstawą tylu błędów Autora – fatalnego doboru bibliografii. Praca Dodge’a z 1895 roku, będąca tu najwyraźniej podstawą informacji, to przyjemna lektura, ale najeżona błędami. J. Teodorczyk zasłynął niestety z tego, że źle interpretował informacje ze Sveriges Krig, stąd też opierani się o jego badania do niczego nie prowadzi. Żeby daleko nie szukać, wciąż w sieci wisi (już od 9 lat) moje krótkie zestawienie o armii szwedzkiej, gdzie Autor znalazłby nieco dokładniejsze informacje (stare, więc jakieś tam błędy są, ale się trzyma jak Alt-Blau pod Lutzen...). Wydawane od pewnego czasu przez NapoleonaV „Szwedzkie wojny” to wciąż, mimo upływu lat, najlepsze opracowanie o armii szwedzkiej Gustawa II Adolfa i reformach króla. Ba, nawet dwa Ospreye o tej armii autorstwa Richarda Brzezinskiego to – w skondensowanej jak to w Ospreyu formie – bardzo dobre opracowanie tematu. Jeżeli więc Autor naprawdę interesuje się epoką (a widząc ile napisał takich artykułów na portalu, wnioskuję że bardzo) sugerowałbym nieco lepszy dobór lektur, zwłaszcza przed zabraniem się do pisania.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz