[Tydzień z wojną o ujście Wisły, wpis 3/7]
Królewicz Władysław Waza miał zapewne spore nadzieje na
odegranie większej roli w kampanii 1626 roku. Królewski tatko trzymał go jednak
z dala od ważniejszych funkcji, nic więc dziwnego, że frustracja Władysława
rosła z każdym dniem. Dał dobrze temu wyraz
w liście, który 10 października z obozu pod Tczewem wysłał do hetmana Krzysztofa
II Radziwiłła. Poniżej fragmenty, uwspółcześniłem jednak pisownię bo inaczej
naprawdę ciężko to się czyta:
To o nowinach nie ale
P. Abrahamowicz[1]
W. M. jako presens[2]
pono napisze, atoli pono już nie będziemy ganić cudzych postępków[3] spróbowawszy
się trzy razy z nieprzyjacielem[4];
atoli po staremu czekamy saluatora[5] P.
Hetmana[6] i
dlatego nic nie czynimy chyba że musim. Ja nie wiem czy każą [mi] zostali atoli
nie bardzo się napieram ani też wina moja co każą to uczynię.
Królewicz musiał więc jak niepyszny wrócić do Warszawy,
chociaż powrócił do Prus jeszcze dwa razy u boku Zygmunta: w 1627 i 1629 roku.
[1] Mikołaj
Abramowicz (Abrahamowicz), w 1625 służył pod komendą Radziwiłła w Inflantach, w
1626 roku przejął komendę nad regimentem rajtarów Seya i na ich czele
pomaszerował do Prus, gdzie walczył do
końca wojny.
[2] Obecny.
[3] W tym
kontekście chodzi o działania armii litewskie w Inflantach.
[4] Chodzi o
bitwę pod Gniewem.
[5]
Nadciągającego.
[6]
Stanisława Koniecpolskiego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz