Wpis miał być dzisiaj na zupełnie inny temat i o czymś (jak
to mawiali panowie z Latającego Cyrku) z
kompletnie innej beczki. Przypadkiem natrafiłem jednak na taką piękną
historyjkę, że nie mogę się powstrzymać. Mistrzu Franciszku, w pana ręce…
Niemiecki puszkarz i saper Franz Helm (1500-1567) rodem z
Kolonii, służył w armiach cesarza Karola V, książąt bawarskich Wilhelma IV,
Ludwika X i Alberta V oraz Jana II, palatyna Simmern. Oprócz wojaczki zajmował
się także pisaniem podręczników dotyczących użytkowania ‘nowożytnej’ artylerii
i sprzętu oblężniczego. Jedną z jego ksiąg, pod oryginalnym tytułem Buch von den probierten Kunsten – Księga
sztuk praktycznych – krążyła sobie w XVI wieku po Europie; doczekała się nawet wydania tak późno jak w
1625 roku, tyle że już pod o wiele bardziej chwytliwym tytułem Armamentarium principale oder Kriegsmunition
und Artillerie-Buch.
No i cóż to za rewelacja, ktoś zapyta? Wszak podobnych
podręczników w Europie wydano całkiem sporo. Książka Helma zasłynęła jednak w
ubiegłym roku dzięki rakietowemu kotu. University
of Pennsylvania udostępnił w tymże roku na swojej stronie internetowej manuskrypt
z 1548 roku, a tam czytelnicy znaleźli ilustracje przedstawiające rakietowego
kota i gołębice. Kilka wersji z różnych wydań załączam do niniejszego wpisu. Mistrz
saperski z Kolonii proponował bowiem – wzorem historii znanych ze starożytności
i średniowiecza – użyć takich zwierząt w czasie działań oblężniczych.
Mitch
Fraas na swoim blogu Unique at Penn przyjrzał
się wtedy dokładniej całej sprawie. Tak oto przetłumaczył opis użycia takich zwierząt:
Przygotuj mały worek
niczym [do] ognistej strzały… jeżeli chcesz się dostać do zamku lub miasta,
zdobądź z tego miejsca [żyjącego tam] kota. I przywiąż worek do kota, zapal go
[worek –nie kota… - K.], pozwól by się dobrze rozpalił i wypuść tedy kota, a on
pobiegnie do pobliskiego zamku lub miasta, a ze strachu spróbuje się skryć,
dzięki czemu na koniec podpali stodołę
lub siano.
Widzimy więc, że nie o rakietę tu chodzi, a nieco dziwne
rysunki pokazują po prostu płonące worki. Gołębice miały być użyte w ten sam
sposób, niczym żywcem wyjęte ze staroruskiego latopisu Powieść minionych lat.
Temat co prawda jest dobrze opisany w anglojęzycznej
blogosferze, pomyślałem jednak, że może zainteresować i polskojęzycznych
czytelników. A poniżej kilka linków, na wypadek gdyby ktoś chciał zapoznać się
z badaniami Mitcha Fraasa i oryginalnymi manuskryptami i wydaniami:
Prawie jak dzisiejsi terroryści.
OdpowiedzUsuńTak to jest jak się nie ma budżetu na porządnego rysownika, tylko załatwia ilustracje "za wpis do portfolio". Grafik płakał jak projektował ;)
OdpowiedzUsuń