Zupełnie zapomniałem, że wspomnienia pułkownika De La Colonie miały zagościć częściej na forum:
Powróćmy więc do oficera i jego grenadierów, tym razem do walk pod Ingolstadt w 1704 roku, gdzie oddziały bawarskie zadały spore straty Austriakom. Ciekawe są komentarze naszego francuskiego pułkownika, który chociaż walczył w armii bawarskiej to często nader specyficznie komentował poczynania swoich towarzyszy. Tłumaczenie własne z angielskiego przekładu, więc wszelkie wpadki językowe to moja wina:
Nienawiść istniejąca pomiędzy Bawarami i cesarskimi jest taka, że rzucili się na siebie niczym szaleńcy i zderzenie [oddziałów] było straszliwe. Faktycznie tak okropne, że przeciwnik [cesarscy] nie czekali na drugi atak; zaczęli uciekać poprzez równinę, aż ich piechota schroniła się w lasach.
Dragoni [bawarscy] i moi grenadierzy ścigali ich przez ponad dwie ligi [ponad 9 km]; wzięliśmy wielu jeńców, a straty przeciwnika to ponad trzy tysiące ludzi, nie wliczając jeńców, a także osiemset koni, które bardzo przydały się dla naszych dragonów.
W czasie pościgu zdobyto nieco łupów, ale moim grenadierzy nie pochwalali łupienia trupów i jeńców. Jednakże w czasie pościgu znaleźli sposób na wysłanie oddziału ze specjalnym zadaniem przeszukania okolicy i złupienia sąsiednich wiosek i pastwisk, skąd uprowadzili przynajmniej czterysta sztuk bydła, a tak dobrze ukryli swoją zdobycz że nie wiedziałem o niej nic aż do momentu, gdy nic nie mogłem temu [złupieniu] zaradzić.
Jakże pięknie sobie wytłumaczył przymknięcie oka na postępki swoich grenadierów. No ale przynajmniej nie musiał chodzić przez pewien czas o pustym brzuchu...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz