Wczoraj Ewlija Czelebi
opowiada nam o kapykułach w armii tatarskiej. W dzisiejszym wpisie przyjrzymy się
jego opisowi krymskich ordyńców. Będzie zarówno o wyprawach wojennych, strojach
jak i wypasaniu koni:
Chanowie posiadają wojsko, z którego w rzeczy
samej mogą być dumni. Nie ma tam koni jucznych, taboru, spiżarni ani też
kuchni, wozów, wielbłądów, karawan, armat, muszkietów, namiotów lub ładunków.
Jest tam tylko osiemdziesiąt tysięcy żołnierzy — samych jeźdźców, ochoczych do
walki, z sahajdakami w ręku, oraz sześć albo i siedemkroć sto tysięcy koni i
ogierów, podzielonych na kosze i powiązanych ze sobą ogonami. W każdym koszu,
czyli co sto kroków, znajduje się kocioł zwany hoszczy przytroczony rzemiennymi pasami do jednego
konia, a także parę koni, które dźwigają zawiniętą w skóry owcze i kozie
„fałszywą wędzonkę”, to znaczy uprażone jagły i ser suszony. Inne zaś zapasy
żywności są im nie znane.
Owa tłuszcza Tatarów, szybkich jak wiatr łowców
nieprzyjaciela, ma zwyczaj taki, iż drogę dziesięciu postoi zawsze w jeden
dzień przebywa. Osobliwsza to rzecz, że nie mają przy tym żadnej paszy ani
obroku, ani innej karmy dla koni. Gdy tylko bowiem z koni zsiądą, wypędzają je
zaraz pod dozorem swoich chłopców w pole, te zaś, kiedy już się wytarzają,
nawierzgają i wyhasają, zaczynają się paść. Jeżeli wyprawa zimową porą się
zdarzy, konie wygrzebują spod śniegu trawę, czyli wyciągają i zjadają zeschłą
trawę pozostałą z ubiegłego lata. Koni swoich Tatarzy jęczmieniem nie karmią,
atoli gdy je do wyprawy wojennej szykują, wówczas przez czterdzieści albo i
pięćdziesiąt dni nie dają im ani słomy, ani siana, jeno im na dzień cały i całą
noc torby pełne jęczmienia zawieszają.
Podczas surowych zim, jakie w owych krajach
bywają, Tatarzy namiotów nie używają. Związują oni rzemiennym pasem wierzchołki
czterech żerdzi, zaczem grubsze ich końce w ziemię wtykają, a potem na owych
żerdziach rozwieszają zdjęte z pleców wojłokowe jamurłachy swoje 300. Zrobiwszy
w ten sposób coś na kształt namiotu, ścielą na śniegu czaprak z konia, a pod
głowę siodło sobie podkładają. Potem odwiązują swoje szable z pochwą i sahajdak,
a nawet zdejmują koszule, rozesławszy zaś je na kożuchu, układają się wszyscy
do snu zupełnie nago. Rano naciągają oni te swoje płócienne koszule, czerwone i
niebieskie. Kiedy zaś wstaną, zaraz ów jamurłach, u góry nad nimi jako namiot
zawieszony, na końskim grzbiecie zamiast czapraka ścielą, a potem koniowi
kulbakę nakładają i tę dwoma rzemieniami w dwóch miejscach przymocowują. Zaczem
w oka mgnieniu koni dosiadają, a już wierzchem siedząc szablę i sahajdak
przypinają sobie. Koń, raz i drugi kańczugiem smagnięty, w cwał rusza, od tego
zaś na owym mrozie i koń, i sam jeździec się rozgrzewa, i tak w drogę ruszają.
Słowem, lud to przez Ałłaha umyślnie do wojen stworzony.
Od tatarskiej nawały wybaw nas...
OdpowiedzUsuńHetmanie Koniecpolski :)
UsuńA że co to są wojłokowe jamurłachy xD
OdpowiedzUsuńWojłok to (cytując za Słownikiem języka polskiego PWN) ‘filc gorszego gatunku, wytwarzany z wełny odpadowej i sierści’. Jamurłach (z tureckiego: jagmurlek) to burka/opończa.
Usuń