Kontynuujemy tydzień z wpisami dotyczącymi wojen Stefana
Batorego, dziś znów przenosimy się pod koniec sierpnia 1580 roku pod Wielkie
Łuki. Tym razem w roli głównej husarze i moskiewska artyleria. Wspominałem już
kiedyś na blogu o przypadkach tzw. „bratobójczego ognia” (‘friendly fire’), ale
to chyba będzie pierwszy znany mi przypadek z użyciem kopii…
Opowiada Jan Zborowski, kasztelan gnieźnieński i hetman
nadworny koronny, zwycięzca spod Lubiszewa (Lubiszowa) w 1577 roku[1].
Wojska polskie podeszły pod Wielkie Łuki, na co moskiewscy obrońcy uderzyli z dział, bagno blisko wszakże
przenieśli, tuż za huffem kule padły. Pachołek z pana Pieniążkowej roty[2]
spadł z konia mnie iż się natenczas przed tąż rotą stać trafiło[3],
lecąc, konia mego kopią dosiągł, powiadają, że go wiatr od kul zrzucił, ale ja
wierzę, że strach, bom ja tak blisko go będąc, wiatru nie czuł, przeciem stał z
swym huffem w temże miejscu, aż król JM do mnie posłał, abym ku obozowi się
bliżej przymknął.
[1] W 1580
roku dowodził chorągwią złożoną z 310 husarzy i 5 rajtarów.
[2] Prokop
Pieniążek, starosta nowotarski, dowodził chorągwią 147 husarzy.
[3]
Chorągwie Zborowskiego i Pieniążka wchodziły w skład pułku dowodzonego przez
Marcina Kazanowskiego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz