W dzisiejszym wpisie przepyszna anegdota oblężnicza. Będzie
bardzo cywilizowanie, żadnych masakr, eksplodujących petard czy latających
husarzy. W roku 1734 armia hiszpańska oblegała zamek Castel Nuovo w Neapolu,
chcąc wyprzeć broniących się tam Austriaków. Cała impreza oblężnicza
przebiegała nader grzecznie, walczące strony miały bowiem stracić zaledwie po 3
zabitych w toku całej operacji. Obydwu stronom zależało na jak najmniejszych
uszkodzeniach zamku i miasta, stąd też dochodziło do takich oto przypadków (opisanych
przez naocznego świadka):
Oblężeni, wykazując
nie mniejszą troskę o losy miasta niż oblegający, dawali znaki [machając] chusteczką,
kiedy zdecydowali się otworzyć ogień [z dział], ostrzegali [też] głośnym
krzykiem by okoliczna ludność miała czas
wycofać się [w bezpieczne miejsce], dopiero kiedy [ci] odeszli na bezpieczną
odległość [obrońcy] otwierali ogień. Zanim zdemolowali mały dom, pozwolili
[właścicielom] na zabranie z niego wszystkich mebli. Jak tylko [obrońcy]
strzelą z działa, żebracy [z miasta] biegną w poszukiwaniu kuli armatniej a
garnizon czeka [póki jej nie odnajdą] zanim otworzy znowu ogień.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz