Stare porzekadło mówi, że każdy może pisać, acz nie każdy
powinien. Na szczęście (?) Internet wiele zniesie, stąd też i różne cuda wianki
można znaleźć na rozmaitych blogach[1] i stronach internetowych. Z racji moich
zainteresowań szczególną uwagę zwracam na takie zakątki Internetu gdzie autorzy
piszą o XVII-wiecznej historii. Pal jednak licho, jeżeli piszą o tym tylko w
sieci, problem zaczyna się gdy postanawiają z takich wpisów skompilować książkę
i wydać ją drukiem. Wszak misja historyczna jest ważna, niechaj wiedza trafia
pod strzechy. Niestety, czasami powstaje z tego dzieło tak kuriozalne, że włos
się jeży przy lekturze. Taką też książką zajmiemy się dzisiaj. Chodzi
mianowicie o pracę Polskie Imperium.
Wszystkie kraje podbite przez Rzeczpospolitą spod pióra Michaela
Morysa-Twarowskiego. Biogram autora można przeczytać na stronie Ciekawostki
Historyczne.
Już samo hasło reklamujące ową pozycję przygotowuje
Czytelnika: Z kim graniczyła Wielka
Polska? Z kim chciała. Dodajmy do tego obowiązkowy wizerunek szarżującej
husarii na okładce i mamy hit. Z opisów na stronie wynika, że książka sprzedaje
się świetnie, wypadłoby więc się jej przyjrzeć.
Autor podzielił ją na kilkanaście rozdziałów, w każdym z
nich opisuje dany region/kraj który w różnym czasie miała należeć do owego Polskiego Imperium. Tu od razu
napotykamy problem – bo w swoim wehikule czasu autor cofa się do średniowiecza
(Kijów 1018-1019, Berlin i okolice 1150-1197 czy Polska nad Morzem Czarnym od
1394 roku). Cóż, jeśli pamięć mnie nie myli, to jednak o Rzeczpospolitej w tym
okresie jeszcze nie możemy mówić, ale co ja tam wiem – tak jest w książce, więc
musi to być prawda…
Każdy rozdział to kilku stronnicowy esej, czasami nawet z
przypisami do źródeł czy opracowań. Tu ówdzie napotkamy także i materiał
ilustracyjny, od wizerunków władców po zdjęcia opisywanych lokacji. Są tam
jednak perełki, przegapione przez redaktora[2],
jak datowanie obrazu Bitwa pod Kłuszynem pędzla
Szymona Boguszewicza na rok 1920.
Po lekturze widać, że autor świetnie się bawił pisząc ową
książkę, zapewne nieraz zaśmiewał się pod nosem czytając kolejny tytuł
podrozdziału który wyszedł spod jego klawiatury. Perełki jak „Imperium
kontratakuje”, „Ruska gra o tron”, „Syn efekciarsko, ojciec efektywnie” czy „Żywy
w morzu trupów” to tylko drobna próbka tego z czym mamy tu do czynienia. Jak to opisuje wydawca, autor brawurowo i ze swadą opisuje czasy, gdy Polska naprawdę była
supermocarstwem. Niestety, dla mnie te zabawy językowe autora bardzo szybko
stają się nużące, widać że pisane są na siłę, byle tylko zainteresować
Czytelnika (o czym poniżej). Widać, że autor sporo czytał o wydarzeniach które
opisuje, miesza to jednak z popkulturowymi odniesieniami i szybko zatraca się w
chaotycznym bełkocie. Boleśnie widoczny jest brak redaktora, który okiełznałby zbyt
rozbiegane piór autora. Pozwolę sobie przytoczyć kilka fragmentów, po których
nie wiedziałem czy śmiać się czy płakać:
Wtedy pojawili się
elearzy z bojowym okrzykiem na ustach i żądzą mordu w oczach.
Tatarzy zaatakowali
Polaków z drugiej strony. Jak wampiry, które zwietrzyły krew.
Co pięćdziesiąty
mieszkaniec ziemi był poddanym Zygmunta III
Wrzeszczeli tak jakiś
czas, siedząc na koniach. Wiele osób ziewało, bo przecież wypominanie, co
robili Rosjanie Polakom, a co Polacy Rosjanom przez ostatnie kilka lat do
niczego nie prowadziło.
Żółkiewski, jak
Hannibal Smith z Drużyny A, miał plan…
Hałas zwabił kostuchę,
która w tę październikową noc przyszła zbierać ponure żniwo.
O porównaniu hetmana Zamoyskiego do Franza Maurera z Psów Pasikowskiego nawet nie chce mi się
pisać.
Niezwykle irytujące są kolokwializmy, od których się tu
wręcz roi – zapewne to po prostu przeniesienie języka użytego na stronie
internetowej. Tatarów się więc tu załatwia,
petarda u bram Moskwy robi bum, decyzje
władców to często głupota do kwadratu. Naprawdę
nie mam tu siły wypisywać kolejnych, bo też lista taka byłaby zbyt długa.
Bolesne są też spotykane tu i ówdzie błędy faktograficzne.
Przykładowo według autora pod Połonką w 1660 roku armia moskiewska miała 22 000
ludzi, z czego straciła 8000 zabitych i rannych. Nic to, że poczynione już 10
lat temu badania pokazują, że Chowański miał pod komendą niewiele ponad połowę
tej liczby – autor zupełnie to ignoruje, bo też zwycięstwo nie wyglądałoby tak
dobrze. Walczący w tej bitwie Paweł Sapieha był hetman litewskim, ale wielkim a
nie polnym. Rajtarzy są w kilku miejscach opisywani jako kawaleria uzbrojona w pistolety, tak jakby broń tego typu była
jakimś specjalnym wyróżnikiem. Opis taki jest o tyle śmieszny, gdy autor używa
go dla szwedzkiej jazdy z końca XVII wieku, której często pistoletów właśnie
brakowało. Pod Kłuszynem mamy w armii Żółkiewskiego husarów – zresztą i tu ilość wojska jest znacznie przesadzona, bez
uwzględnienia nowych badań.
Odnoszę wrażenie, że autor jest zafascynowany wczesnym
pisarstwem Waldemara Łysiaka – stąd też rozliczne nawiązania popkulturowe i
forma luźnych esejów. Niestety pisarsko nie jest to taka liga jak Cesarski poker czy Empirowy pasjans, chociaż u obydwu autorów widać czasami bardzo
luźne podejście do faktów, byle tylko na papierze wyglądało to dobrze.
Zapatrzenie w idola zrozumiałe, ale wykonanie o wiele gorsze.
Przyznam szczerze, że zachodzę w głowę kto jest docelowym
odbiorcą tej książki? Ktoś kto zna historię raczej po nią nie sięgnie, a jeżeli
to zrobi to może się – podobnie jak ja – boleśnie rozczarować. A może jest to
zbiór przeznaczony dla kogoś kto swoją przygodę z polską historią dopiero zaczyna?
Odnoszę więc wrażenie, że taka osoba może po lekturze dojść do dziwnych wniosków
i stworzyć sobie w głowie bardzo uproszczony i dość jednostronny opis owej Wielki Polski, sąsiadującej z kim chciała.
Końcowa ocena [według rankingu: trzeba mieć – można mieć – lepiej odpuścić – zdecydowanie unikać]
to zdecydowanie unikać.
"Pod Kłuszynem mamy w armii Żółkiewskiego husarów" - zadziwiającą karierę robią ci wszechobecni służący pokojowi w strojach węgierskich :)
OdpowiedzUsuńLansowali się :)
UsuńNamnożyło się tych książek pseudohistorycznych epatujących estetyką rodem z tabloidu.
OdpowiedzUsuńJak widać tego oczekuje rynek ;)
OdpowiedzUsuńA mnie sie wydaje ze to jest zdrowy odruch - fantazyjny wrecz, ale zdrowy, bo pewne kregi od poczatku lat 1990tych uprawialy odwrotna publicystyke. Ergo, zdaje sie, ze wlasnie skonczylo sie w RP owo uprawianie historiografii i publicystyki wstydu w pisaniu o historii Polski. I to jest dobre. A ze pisza bajania i bajki rozni autorzy, nihil novi jak stare jest pisanie i opowiadanie..
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Czyli co, można wciskać bzdury Czytelnikom, byle tylko bez wstydu? No bez przesady Dario, nie przeginajmy w drugą stronę.
UsuńWiesz jakby nie bylo to Gazeta i jej pociotki robily i wciaz robia wlasnie ten rodzaj propagandy, tyle ze czarnej i zasadzily ziarno uczucia wstydu w Narodzie, a zasieg mieli i maja wiekszy nizli ta ksiazeczka kiedykolwiek bedzie miala. I polityka historyczna Gazety trwala wiecej niz 2 dziseiciolecia, ba trwa do dzis....
UsuńA gwolit tego fantazyjnego panegiryku, to 'walka' z klamstwem, falszem, przeinaczeniem czy fantazja za pomoca recenzji, polemik oraz contr-artykulow wydaje mi sie przednia forma akcji przeciw falszowi et bajaniom, a przy tym mozna sie troche zabawic. Zwlaszcza, ze nie widac tutaj zeby ta ksiazka krzywdzila lub obrazala (wydaje mi sie) czytelnikow dla ktorych jest przeznaczona.
Inna sprawa, ze ta ksiazeczka wpisuje sie ladnie w renesans fantastyki psuedo-sredniowiecznej, takiej a la Gra o Tron, Borgiowie etc.. Jak pisze autor w hsitmagu, takie mamy czasy 'tabletowe' - przy okazji mozna wspomniec ze w US w XIX wieku byla moda na pol-aligatora-polherosa z Kentucky, pozniej zdobywce dzikich prerii az do rewolwerowca, wszystko sumiennie wymyslone i wydane via dime novels w nakladach milionowych. pozniej te role przejalo radio,a pozniej film. ergo, relax pelny - nota bene przejrzalem te ksiazke w ksiegarni, z usmiechem na ustach :)
Dario, ten blog nie jest od komentowania aktualnej polityki - niezależnie której opcji politycznej by dotyczyły komentarze. Dalsze komentarze tego dotyczące nie będą publikowane.
UsuńJa nie wiem dla kogo jest przeznaczona ta książka, z komentarzy na stronie internetowej widać mnóstwo zachwytów na zasadzie 'wow, nigdy o tym nie słyszałem', a jednocześnie są tam i komentarze dosyć konkretnie obnażające podejście autora do faktów które opisuje. Obawiam się że czytelnicy z tej pierwszej grupy nie traktują tego jako lektury rozrywkowej, a raczej jako prawdę objawioną, wpisujący się w dosyć bezkrytyczny nurt 'nowego' odkrywania historii.
Rozumiem i respektuje; sam staram sie unikac polityki. Jeno problem w tym, ze polityka i historia to jak jezdziec i kon, albo dwa konie idace w wyscigu - :)
UsuńOj, pojawilo sie na necie stron fantastycznych, zwlaszcza o Slowanszczyznie poganskiej, czy o mitycznym Imperium Polonorum - glownie wyssane z palca i fantastyczne w tresci i sposobie, ale coz, widoczenie sa takie potrzeby autorow i czytlenikow, a papier cyfrowy wszystko przyjmie.
Ja w sumie patrze na takie rzeczy przez pryzmat literatury pieknej, i ozenienia takowego pisarstwa z quasi-historia, alternatywna historia, et fantastyka, wielozenstwo takie :) Cos, jak opisywanie w Sredniowieczu krain mitycznych, fantastycznych czy np Indii lub Chin oraz innych antypodow. Zabawa trwa, mam nadzieje... takie mamy tempora... Z drugiej strony jak bedzie mial uzytkownik takiej ksiazki jak powyzsza watpliwosci a nie bedzie leniwy to wtedy za pomoca jednego klikniecia znajdzie twoj artykul i dowie sie co nieco o walorach tejze pracy. I chyba o to chodzi :) Pozdrawiam
Tak, to nie chodzi o powściągliwość w opisywaniu sukcesów Polski. Mi się wydaje, że chodzi o to:
OdpowiedzUsuńhttp://histmag.org/skandal-krol-wladyslaw-nie-byl-wladyslawem-kilka-uwag-o-tabloidyzacji-historii-12203
Witam,
OdpowiedzUsuńwróciłem do Pańskiej recenzji po jakimś czasie. Książkę przeczytałem najpierw, następnie Pańską recenzję i po około 2 latach wracam do niej i po raz kolejny nie do końca się z nią zgadzam.
Nie jestem historykiem ale lubię o historii czytać, niestety bardzo martwi mnie to że każdy może teraz napisać książkę o historii bez podparcia faktami i źródłami.
Uważam że wspomnianą książkę nie można traktować jako książkę historyczną ale bardziej książkę która opowiada jakąś historię (właśnie jako ciekawe historie czy ciekawostki historyczne).
Jeżeli nie będziemy traktować jej jako książki historycznej to nie powinniśmy oceniać języka jakim jest napisana. Panu się bardzo nie podoba a mnie jednak język zaciekawił. Jednak obie to subiektywne opinie i każdy może wybierać pisarza który mu odpowiada.
Z tego co pamiętam autor napisał że w średniowieczu nie można mówić o państwowości i zaznaczył również że są opisywane różne okresy a nie jedno "imperium".
Zgadzam się że błędy merytoryczne odnośnie liczebności wojsk nie powinny się pojawić ale są błędy na które moim zdaniem można przymknąć oko. Czy dana jednostka była uzbrojona w pistolety czy szable to dla 99% ludzi żadna różnica i nie wpływa na odbiór danego wydarzenia.
Uważam że książka ma za zadanie zainteresować młodego odbiorce (nastolatka lub 20-latka) historią Polski, właśnie poprzez przedstawienie ciekawych historyjek. A zainteresowany wydarzeniami młody człowiek może sięgnąć po wartościowe pozycje by pogłębić temat. Moim zdaniem książkę tą można porównać do komiksu historycznego dla dzieci. Czy jest ważne z jakim uzbrojeniem namalowany jest husarz w komiksie? Czy w takim razie możnaby napisać o komiksie że zdecydowanie odradzamy?