Dawno temu obiecałem, że seigneur Bayard pojawi się po raz
kolejny na blogu (pozdrowienia Matheo!). Pora więc obietnicy dotrzymać i to w najlepszym
stylu, czyli opisując przesławny pojedynek z 1503 roku. Słynny rycerz wojował
wtedy w szeregach armii francuskiej Karola VIII przeciw wojskom hiszpańskim w
Italii – tak to się ślicznie w historii układalo…
W czasie tej kampanii doszło do starcia z oddziałem
hiszpańskim dowodzonym przez kapitana Don Alonzo de Soto Mayor. Francuzi
rozbili przeciwnika a sam Bayard pokonał Don Alonza i wziął go do niewoli. Bayard potraktował swego przeciwnika
honorowo, oddając mu szacunek jako znanemu żołnierzowi, pozwalał mu więc na
wiele, w zamian za danie słowa honoru że [Hiszpan] nie opuści murów zamku[1]. De
Soto Mayor miał jednak inne plany i przemyśliwał jak to dać drapaka. Przekupił
więc Albańczyka imieniem Theode, by ten pomógł mu w ucieczce i dostarczył dwa
konie. Don Alonzo umknął do swojego obozu, mając jednak w planach przesłanie
Bayardowi okupu za siebie, ustalonego wcześniej na 1000 dukatów. Gdy tylko
Francuz zdał sobie sprawę z tego, że jego cenny więzień zniknął, wpadł w furię
i wysłał oddział swoich przybocznych na poszukiwanie zbiegów. Po dwóch milach
pościgu Hiszpan i Albańczyk zostali jednak złapani i przyprowadzeni do Bayarda.
Ten skarcił Hiszpania, traktując cały pomysł ucieczki jako wyjątkowo
niehonorowy. Kazał go od tej pory trzymać w jednej z zamkowych wież, acz we wszystkich pozostałych aspektach
traktował go [honorowo] jak wcześniej. Po kilku dniach hiszpański herold i
jeden z paziów Don Alonza przybyli z hiszpańskiego obozu z wyznaczoną sumą
okupu. Panowie rozstali się – wydawało się – w zgodzie i Hiszpan powrócił do
swoich towarzyszy.
Tu wydawałoby się, że historia mogłaby się zakończyć. Nic
jednak z tego. Dumny Hiszpan zaczął bowiem narzekać na warunki w jakich go
przetrzymywano, chociaż jednocześnie wychwalał charakter samego Bayarda. Le chevalier sans peur et sans reproche nie
mógł jednak puścić tego płazem. Wysłał więc do Andres[2]
herolda z pismem, w którym wyzywał Don Alonza na pojedynek. Hiszpan
odpowiedział twierdząco, starcie ustalono na mające się odbyć za piętnaście
dni. Bayard uzyskał zezwolenie od swoich dowódców na wzięcie udziału w
pojedynku i poprosił swojego dobrego przyjaciela Bellabre’a by ten został jego
sekundantem.
W dniu starcia Bayard był bardzo chory, nie powstrzymało go
to jednak od stawienia się na polu. Czekał
jako pierwszy, konno i ubrany na biało. Don Alonzo, wiedząc o chorobie
Bayarda, postanowił zmienić warunki pojedynku i poprosił by walczyć pieszo. Myślał bowiem, że Bayard, będąc ciężko
chorym, będzie zmuszony zrezygnować z pojedynku. Hiszpan jednak przeliczył
się w swoich kalkulacjach, Bayard przyjął bowiem jego warunek. W obliczu
licznie zgromadzonych szlachciców z obu stron, panowie stanęli do pojedynku, który trwał niezwykle długo. Przeciwnicy
byli siebie warci i długo żaden z nich nie mógł zdobyć przewagi. Wreszcie
Bayardowi udało się trafić Don Alonza w szyję, a w miarę upływu krwi Hiszpan
zaczął słabnąć. Francuski rycerz rzucił się na niego i obydwaj padli na zakurzoną ziemię. Wykorzystując moment
zamieszania, Bayard pchnął swoim poniardem
pomiędzy nos a lewe oko. Zakrzyknął wtedy do przeciwnika, by ten poddał
się - Hiszpan jednak już skonał. Bayard,
zasmucony śmiercią przeciwnika, oddał ciało Don Alonza pogrążonym w żałobie
towarzyszom kapitana. Wtedy, w
akompaniamencie głośnego płaczu i lamentów, Hiszpanie odjechali z ciałem
poległego, a Francuzi zaprowadzili zwycięzcę [do swojego zamku] przy dźwięku trąb,
obojów i licznych innych instrumentów.
I tu wydawałoby się, że historia mogłaby się zakończyć. Francuski
honor został uratowany, Bayard podziękował Bogu za tryumf, Hiszpanie pogrążyli
się w żałobie. To byłoby jednak za proste, prawda? Jutro napiszę więc o
pojedynku, który był następstwem śmierci Don Alonza i utrwalił sławę le chevalier sans peur et sans reproche.
Dzięki i czekam z niecierpliwością!
OdpowiedzUsuńNa pewno będzie jutro, już mam napisany :)
OdpowiedzUsuń