W latach 20-tych
XVII wieku Szkocja stała się ulubionym centrum rekrutacyjnym dla oficerów w
służbie Danii i Szwecji. Liczne regimenty i kompanie żeglowały z Leith czy
Aberdeen żeby walczyć „za morzem” w służbie króla Chrystiana IV i Gustawa II
Adolfa. Zaciągano ludzi różnej maści: ochotników, więźniów, uczniów-uciekinierów
spod surowej ręki mistrzów-rzemieślników czy nawet mężów dających nogę spod
pantofla małżonek. Oczywiście kapitanowie szukali kogo się dał i gdzie się
dało, by zapełnić szeregi swoich kompanii. Idealnym miejscem stały się dla nich
nawet szkockie uczelnie , skąd można było „wyciągnąć” uczniów roztaczając przed
nimi wizję podróży do obcych krajów i przygód (zwiedź nowe kraje, poznaj nowych
ludzi i zabij ich…). Sprawa stała się na tyle poważna, że pod wpływem skarg ze
strony zaniepokojonych rodziców szkocka Rada Państwa (Scottish Privy Council)
wydała w lipcu 1627 roku zarządzenie, zabraniające oficerom zaciągania uczniów
uniwersyteckich (bez zgody ich rodziców czy opiekunów) do służby wojskowej poza
granicami Szkocji. W sumie nie należy się dziwić panom radcom: władze College
of Edinburgh miały takie utrapienie z rekrutującymi oficerami, że zdecydowały
się na przesunięcie zajęć (a co za tym idzie i uczniów) do St. Andrews,
Aberdeen i Glasgow, gdzie studenci mieli być mniej narażeni na oferty służby
wojskowej. Problem nie został do końca rozwiązany, ale zmniejszyło to skalę „strat”
jakie ponosiła populacja uczniów. No i skarg od płacących za naukę rodziców
było mniej…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz