Imprezy
rodzinne mogą czasami przerodzić się w bardzo nieprzyjemne spotkanie. Przekonał
się o tym Stanisław Zygmunt Druszkiewicz, kiedy to sprosił liczne towarzystwo
na chrzciny swojej córki Angeli, 18 listopada 1663 roku. Wśród zaproszonych
gości było min. kilku husarzy z chorągwi Aleksandra M. Lubomirskiego,
koniuszego koronnego. Za kołnierz nie wylewano, więc w pewnym momencie…
Popiwszy się czeladź, zwadzili się w
sieni potem i panowie do nich się wmieszali i niezwyczajnie siekli się, a w
nocy jeden drugiego nie znając, jeno kto kogo mógł namacać. Brata mego
wujecznego rodzonego, Pana Jerzego Proszczyckiego w rękę lewą szkodliwie
zacięto nad kostką, w gębę i w kolano. Siostrzeńca mego, Pana Aleksandra
Tołkacza, przed udo na wylot postrzelono. Pana Rybińskiego kuma mego w łeb
zacięto. Czeladzi kilkanaście było posieczonych, byłoby było i więcej mięsa,
kiedy by nie hamowano z multanem [w tym znaczeniu –z szablą] nietrzeźwego
gospodarza. Jednak i mnie się dostało, dopadłem pistoleta na kołku, na uhamowanie
tego hałasu przez okno strzeliłem, rozerwał się pistolet i róg mnie obraził
czoła. Tak to krwawe chrzciny były Angelusi.
Faktycznie,
bardzo udana impreza, musieli ją jeszcze długo wspominać…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz