[Za podsunięcie pomysłu na posta dziękuję Secesjoniście!]
Pan Jan Władysław Poczobut Odlanicki człekiem był nader krewkim, często szabelką machał przeciw swoim współtowarzyszom broni, czasami także udawało mu się z krócicy czy rusznicy do innego husarza postrzelać. Zdarzało się jednak, że wszelkie swary pomiędzy panami braćmi były zapominane i ruszano kupą na wspólnego wroga. I bynajmniej nie mam tu na myśli żołnierzy szwedzkich czy moskiewskich. W marcu 1665 roku husarska chorągiew w której służył pan Jan starła się w walnym starciu (czy raczej krwawej burdzie) z chorągwią dragonii z regimentu hetmana Paca, na czele którego regimentu stał obersztlejtnant Flok. Oficer dowodzący dragonami, porucznik Kapcer Berg, miał zapoczątkować walkę, uderzywszy Szykiera, szwagra Poczobuta Odlanickiego. Litewscy husarze jakby tylko na to czekali, żeśmy ich osiemdziesiąt zniósłszy, samego porucznika rannego razy kilka wzięli, i chorągiew z bębnami, że ich kilkunastu na wozach wywieźli. Nie obyło się i bez strat wśród krewkich skrzydlatych rycerzy – moich dwóch na wozach odwieźli: Błażewicza i Rzątkowskiego, a kilku rannych zostało, choć nie szkodliwie; między którymi jednego Piotrowskiego postrzelono w wierzch głowy, osobliwie JMPana Szykiera, szwagra miłego naszego, sztychem w nos blisko oka uderzono, gdzie się i mnie pod pachę przez suknie dostało sztychem, ale ciału nie. Całą sprawę pozornie załagodzono, husarze oddali dragonom sztandar i bębny, wypuścili także z niewoli Berga. Wciąż jednak pomiędzy dragońskim regimentem hetmana Paca i husarską chorągwią w której służył Poczobut panował ‘zła krew’, dopiero w maju tegoż roku nasz pamiętnikarz pogodził się z dragońskim obersztlejtnantem Flokiem, co jak się wydaje ostatecznie zakończyło problem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz