W 1569 roku komornik królewski, Jędrzej Tarnowski, pełniący obowiązki polskiego ambasadora w Turcji, wyprawił się do Astrachania, gdzie miał okazję podziwiać armie turecką i tatarską w czasie jej kampanii przeciw Moskwie. Co prawda sprzymierzonym nie udało się zając Astrachania, jednak nasz poseł pozostawił po sobie niezwykle interesujące opisy walczących armii. Jako pierwsze zaprezentują się wojska Chanatu Krymskiego, dowodzone przez chana Dewleta I Gireja. Rzadko udaje się znaleźć tak dokładny opis ze strony naocznego świadka, zwłaszcza że będzie tam mowa o chorągwiach i oddziałach przybocznych chana.
Wszystek też dwór chana ma chorągiew czerwoną wielką sposobem tureckim, z sercem wielkiem, na którem jest napisano zakon Mahometów, bo z Turki jednako trzymają, którą chorągiew zawsze z wielką uczciwością chowają w carzowym namiecie. A tak skoro oną chorągiew wyniosą, zaraz sam carz idzie za nią wsiadać, w ciągnieniu jego dwa synowie zaraz za nim idą, a między nimi chorągiew, której też nie rozwijają aż do potrzeby.
Przed jego huffem noszą chorągwie cztery, jedną czerwoną z złotą kitajką, drugą z białej i czerwonej kitajki, trzecią z białej kitajki, a trzy końce zielone u niej, a na wierzchu ogon czarny koński, a to jest znak który przy czarzu noszą. Czwarta chorągiew wszystka czerwona kitajczana z jabłkiem, złotem pomalowana, a toć są własne jego chorągwie pod któremi sam stawa czasu potrzeby, albo gdy w ziemię nieprzyjacielską ciągnie. Przed samym carzem wodzą kilkanaście koni powodnych, w cudnych jarczakach. Za nim zaś idzie huff wielki ludzi, każdy mają po pięć i po sześć koni na powodzie, jednego u drugiego za ogon przywiązawszy. Za onym huffem działek polnych dziesięć ze wszystkiemi potrzebami do strzelby, przy których działkach chodzi strzelców kilkaset piecichorców z rusznicami. Za tymi strzelcami dopiero idą wozy o dwu kół, w których wielbłądy chodzą, inne zaś huffy idą z przodu, z tyłu i z boków, że wszystko pole zakryli, że ich przejrzeć nie może, wszakoż koni więcej w wojsku swem mają niż ludzi. A k’temu klacz wielkie stado z sobą pędzą dla mleka i żywności, tak iż rzadki między nimi, któryby nie miał kilkadziesiąt klacz, a drudzy po sto i po dwuset mają, przetoż się ich wojsko zda bardzo wielkie.
Sijpowie czarzowi, ma każdy z nich swój osobny znak i chorągwie w swoich huffach, przed każdym też ich huffem noszą chorągiew z końskim ogonem, u każdego inszej sierści. W ciągnieniu bardzo nierządnie idą, ani żadnej sprawy mają. Każdy jedzie jako chce, a ledwie jest połowica, coby łuki i pancerze mieli, a zbroje żadnej nie mają, tylko w siermięgach się włoczą; którzy broni nie mają, tedy kobylą kość u kija uwiążą, miasto kiścienia, i niczem innem tamtych ziem nie wojują, tylko prędkością swą, a k’temu że nędzę przywykli cierpieć, głodu ani pragnienia się nie boją, tak iż trzy dni bez jedzenia i bez picia mogą być, także i konie ich, by się jedno trawy z rosą najedli.
Bez wątpienia powrócę jeszcze do relacji Tarnowskiego, bo też wiele ciekawych szczegółów można tam znaleźć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz