7 października 1683 roku, trwa pierwsza bitwa pod Parkanami. Dragonia ze straży przedniej Bidzińskiego zostaje zmasakrowana przez Turków, nadciągająca kawaleria pod hetmanem Jabłonowskim także nie potrafi powstrzymać tryumfujących sipahów. Polacy uciekają z pola bitwy, wśród nich sam król Jan III Sobieski. Przy nim tylko mała grupka świty: koniuszy koronny Marek Matczyński, łowczy koronny Atanazy Miączyński, Czerkas, Piekarski, nieznany z nazwiska towarzysz husarski spod chorągwi królewskiej i również nieznany husarz z chorągwi husarskiej królewicza (nie wiemy jednak którego). Król słabnie w siodle, jego otyłość boleśnie daje się we znaki w tej panicznej ucieczce. Matczyński próbuje zwoływać uciekających wokół żołnierzy, by ci ochronili króla, słyszy jednak w odpowiedzi ‘Jechał cię pies z nim’. Królowi po piętach depczą tureccy jeźdźcy, wydaje się że jego chwile są policzone.
Wtem monarchę mija arkabuzer (czyli de facto rajtar – tak się zresztą do niego zwrócono) ze skwadronu gwardii królewskiej. Koniuszy nawołuje go ‘Panie rajtar, tyś spod królewskiego regimentu, wstrzymaj konia a pilnuj nas, będziesz miał wielki respekt i nagrodę, tylko nie odstępuj’. Żołnierz przyłącza się do świty, osłaniając Sobieskiego. W tym czasie jeden ze ścigających grupkę Polaków Turek, sipah zbrojny w dzidę, zbliża się niebezpiecznie blisko. Po raz kolejny Matczyński zwraca się błagalnie do żołnierza ‘Zmiłuj się panie rajtar! Obróć się na tego Turczyna!’ Arkabuzer zrównuje swego konia z sipahem i strzałem z pistoletu zmiata go z siodła. Eliminuje także z walki kolejnego napastnika, który rzucił się na niego z szablą w ręku. Na dzielnego gwardzistę wpada jednak większa grupa Turków – żołnierz wstrzymuje ich jednak na tyle długo, by król (pod którym ‘się począł koń rozpierać’) i resztka świty zdołali uciec. Arkabuzer zapewne zginął, jednak nie oddał tanio swej skóry - gdy zaroili się wokół niego sipahowie, miał jeszcze oddać dwa strzały.
Król próbował dowiedzieć się, jak nazywał się bohaterski żołnierz który, jak to Sobieski napisał do Marysieńki, ‘stanął nam za różany wianek’. Arkabuzer pozostał jednak bezimienny, być może oznaczało to, że skwadron gwardii poniósł w bitwie większe straty i nie można było zidentyfikować, który z żołnierzy ocalił władcę. Sobieski napisał jednak o swoim wybawcy ‘godzien przynajmniej, aby za duszę jego proszono tam P. Boga’. Nigdy nie dowiemy się więc, jak nazywał się wybawca króla Jana, ale chyba warto zapamiętać jego historię…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz