Teraz to dopiero powieje grozą, Charles Ogier przytoczy
bowiem straszliwą historię sekty magów, która onegdaj terroryzowała wioski
między Elblągiem a Gdańskiem. Oczywiście musi to być powiastka prawdziwa, wszak
opowiadał to Francuzowi poważny mieszczanin gdański, człek bystry i wnikliwy.
Dodał przy tym, że on
i jego sąsiedzi, którzy pod Elblągiem mieli pewne posiadłości, domy i grunty
wiejskie, zaznali wielu szkód od czarowników.
Uśmiercili oni przeszło 4 tysiące krów i wołów, i to nie trucizną, żelazem czy
innymi wynalazkami człowieka, lecz diabelskimi czarami, także że bydło to,
całkiem przedtem zdrowie i silne, w jednej chwili popadało. Kiedy zaś
rozpłatano ciała tych zwierząt, nie znaleziono w nich ani jednej całej lub nie
pokruszonej kości. Co dziwniejsze i sprzeciwiające się naturalnemu porządkowi
rzeczy, kości te były popękane wzdłuż, a nie złamane w taki sposób, jak łamie
się kij czy kość. Ciągnęły się w tych wsiach podobne zbrodnie bez mała lat
trzydzieści[1],
aż wreszcie siedmiu czarowników zapłaciło za to głową. Przyznali się wobec
sędziów, że to demony przywiodły ich do takich złych czynów, i że to demony
przymuszały ich, by tę lub inną zbrodnię popełnili. Jeżeli zaś czasami nie
odważyli się ich dokonywać na swoich sąsiadach – z lęku przed narażeniem się na
podejrzenia lub zarzuty – to niejednokrotnie nakazywali złym duchom własne
bydło wytracać, gdyż w przeciwnym razie sprowadzały na nich przeróżne udręki.
Z dalszej rozmowy Ogier dowiedział się, że większa część
sekty czarowników składała się z luteranów, którzy
się tych sztuczek wyuczyli od dwóch anabaptystów przybyłych z Holandii. Jak
widać mieliśmy własne Salem, ciekawe czy są ślady źródłowe owych procesów ‘magicznej
siódemki’?
Ciekawa historia, bardzo interesujące artykuły.Co to się wtedy działo aż strach było wychodzić z domu, wszędzie demony... ;-)
OdpowiedzUsuń